Joe Alex – Cichym scigałam go lotem… 41/2011

  • Autor: Joe Alex
  • Tytuł: Cichym ścigałam go lotem…
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
  • Rok wydania: 1990 Wydanie XII
  • Nakład: 100350
  • Recenzent: Iwona Mejza

Od pierwszej po ostatnią stronę zadawałam sobie pytanie: Ile w tej książce Joe Alexa, a ile Macieja Słomczyńskiego? Czy li tylko przypadek, czy też zamysł autora spowodował, że „Cichym ścigałam go lotem…” czyta się jak książkę w jakimś stopniu odsłaniającą pisarza, przybliżającą jego marzenia i zamierzenia. Książkę napisaną oczywiście w konwencji kryminału przez Joe Alexa. Przyznaję, dla mnie samej, takie pytanie pojawiające się na samym początku książki było zaskoczeniem.

Joe Alex i Karolina Beacon siedzieli naprzeciw siebie przy stoliku w restauracji mieszczącej się na dachu kilkunastopiętrowego budynku. Rozmawiali o wyprawie Karoliny do Egiptu i ostatnim śledztwie prowadzonym przez Joe Alexa i Beniamina Parkera. Joe poprawiał co jakiś czas stojący na stoliku wazon z cyniami, przelotnie muskając je dłonią. To były jego ulubione kwiaty. Marzył o napisaniu jakiejś naprawdę poważnej, wysokiego lotu książki. Na razie, skończył nowy kryminał, którego akcja toczyła się na podstawie prawdziwych, wstrząsających, trzymanych w ścisłej tajemnicy wydarzeń.

….”Przyrzekam ci, że jeszcze w tym tygodniu ty i Rosemary Parker będziecie wiedziały wszystko. Zmieniłem tylko nazwiska , okolice i cechy charakterystyczne bohaterów. Poza tym wszystko zostało tak, jak było.

-Napisałeś o tym powieść? Kiedy?

-W ciągu ostatnich dwóch tygodni.

-Jak się  nazywa?

-„Cichym ścigałam go lotem…” – powiedział Joe i zarumienił się lekko przewidując następne pytanie. -Boże… – Karolina westchnęła. A z czego znowu wzięty jest ten tytuł?

-Z ” Eumenid..”.. – Z Ajschylosa! Każdy twój bestseller profanuje w tytule jakąś bliską mi osobę.

-Zapewne….- Joe skromnie pochylił głowę . -Ale sam tłumaczę te fragmenty i kształcę się przy okazji. Roześmiał się .- Poza tym popularyzuję tych staruszków, a to też coś znaczy w czasach, kiedy ogromna większość ludzi myśli, że Ajschylos to imię konia wyścigowego albo nazwa odmiany reumatyzmu…/ str.10 /. Swoją drogą piękny tytuł i jaki trafiony.

Gdy już wszyscy usiedli przy kawie , najpierw nacieszywszy wzrok ogrodem i sąsiedztwem, wszak przebywali w świeżo zakupionym przez Joe Alexa domu, niedaleko Richmond Park, z widokiem na ogrody Kew. Z przelatującymi co jakiś czas nad domem samolotami blisko Heatrow. Joe Alex otworzył maszynopis powieści i zaczął czytać.

Wszystko byłoby w porządku i policja zastosowałaby standardowa procedurę, obowiązującą wtedy, gdy jakiś nieszczęśnik popełnił samobójstwo, gdyby nie jeden drobiazg. W pobliżu nieżyjącego już człowieka odnaleziono dwa listy samobójcze. Dwa, całkowicie odmienne wyznania ostateczne. Można zrozumieć, że samobójca chciałby coś dopisać, wykreślić, ewentualnie wyjaśnić.Ten poszedł na całość i podał dwa odmienne powody targnięcia się na własne życie.To zastanowiło policję, a Beniamin Parker zerwał ze snu przyjaciela i poprosił o pomoc w rozwiązaniu zagadki. Samobójcą był znany ekonomista, światowej sławy entomolog, doktor honoris causa, zreumatyzowany mąż, młodszej o trzydzieści lat żony, Gordon Bedford. Przykro mi, ale nie polubiłam go od pierwszego wejrzenia, mimo , że już nie żył, a wszelkie postępki zony uważam za usprawiedliwione. Bedford popełnił samobójstwo na kilka godzin przed wylotem do Ameryki. Miał tam przedstawić swoje wyniki badań dotyczące ciem, a konkretnie Atropos, czyli Zmory Trupiej Główki i jej wędrówek po Europie. Nie zdążył. Ktoś mu przeszkodził i zaczęło toczyć się śledztwo w sprawie o morderstwo. Poszło szybko i już po dwóch godzinach sprawca został wskazany, a wina została mu udowodniona. Mu… a może jej? Nie było wielkiego wyboru. Dom zamieszkiwali jeszcze oprócz Gordona Bedforda, jego żona Sylvia, jego brat Cyril z żoną Judytą, sekretarz Bedforda – Robert Reutt i pokojówka Agnes White. Któraś z tych osób nie wytrzymała życia pod jednym dachem z osobnikiem o ciężkim charakterze, niezłomnych zasadach, zwanym w środowisku finansowym Katonem. Joe Alex myślał o narastającym napięciu, poczuciu krzywdy i pragnieniu wolności. Wszystkie te elementy wchodzą w grę, gdy tylko jedna z osób ma pieniądze i nimi dysponuje, a reszta jest tej osobie podporządkowana. Prędzej czy później ktoś nie wytrzyma i zabije. Pozamykany na cztery spusty dom, ludzie targani namiętnościami i ofiara nie budząca sympatii. Doskonale skonstruowana intryga. W tym wszystkim Joe Alex jak zawsze pociągający, momentami senny i rozkojarzony, budzący ciepłe uczucia. W tej atmosferze, w tej książce, jakiś taki bardziej niż zazwyczaj prawdziwy.

…”Bo Joe Alex był to oczywiście pseudonim, pod którym znała go publiczność , policjanci i zbrodniarze.Tylko Parker, który wraz z Alexem przebył cała wojnę na pokładzie bombowca nocnego, przeznaczonego do nalotów na Niemcy, znał jego prawdziwe nazwisko. Znała je także Karolina, chociaż nigdy nie była na pokładzie żadnego bombowca… (str.15).

Książka roi się od zgrabnych, pozostających w pamięci zdań. Na końcu przytoczę jedno, które mnie wyjątkowo przypadło do gustu:…”To właśnie najbardziej bawi mnie w każdym działaniu przedstawicieli prawa: ta nieuchronna konieczność robienia rzeczy niekoniecznych…(str.141). Joe Alex w najlepszym wydaniu.