Zeydler-Zborowski Zygmunt – Złoty Centaur 36/2010

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Złoty Centaur
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 6
  • Rok wydania: 1969
  • Nakład: 100257
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Wiesława Kota

To przecież prawie taka sama książka…

Tydzień temu przesłałem  moja pierwszą recenzję  klubową dotyczącą ksiązki Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego „Dziewczyna w męskiej koszulce”. Kilka dni później sięgnąłem po kolejną  pozycję tego autora Złoty centaur” tego autora, wydaną w roku 1969.

I zaczyna się świetnie, żeby nie rzec nawet brawurowo: w Warszawie panują wielkie upały, dziennikarz Marceli występujący w charakterze słomianego wdowca próbuje szukać ochłody w kinie. Film jest produkcji zachodnie (francuski kryminał), a więc bilet zostaje zakupiony poza oficjalną dystrybucją a kasie kina (czyli u konika). W trakcie seansu na miejscu obok naszego bohatera siada piękna młoda kobieta, która wcisku ma w rękę niewielka paczkę. Taki mały szczegół: dziewczyna spóźnia się i przychodzi dopiero po kronice. (żałuję, że  ten szlachetny element naszych seansów zaginął. Kiedyś z tych kronik można się było przynajmniej pośmiać, a reklamy batonów są  najczęściej bardzo poważne). Po wyjściu z kina Marceli zostaje profesjonalnie „zdjęty” przez  cywilnych funkcjonariuszy. Okazuje się,  że w paczuszce była prawdziwa kokaina.  Cała sprawa dzieję się w sobotę, a więc nawet fakt, że  Marceli jest prywatnie  jest on zaprzyjaźniony  majorem Downarom nie uchroni go od spędzenia kilkudziesięciu godzin  w areszcie, jako że major przebywa  w Gdańsku i nie ma z nim żadnego kontaktu.. (Jakież to były piękne, ale jednocześnie dziwne czasy bez komórek !)

Major wraca w poniedziałek po południa i akcja zaczyna się rozwijać nawet szybciej niż szybko. Gang przemytników narkotyków działa z takim profesjonalizmem, jaki można było wtedy widział tylko w amerykańskim filmie,  Marceli jest chyba inwigilowany śledzony przez bandytów, jadą za nim nawet do Olsztyna, w ciągu kilku dni dochodzi i nawet do morderstwa. Downar prowadzi śledztwo na Wybrzeżu (W końcu gdzie w lecie przenosili się przestępcy PRL-u, jak nie na wybrzeże). Czytelnicy maja także możliwość bezpiecznego nurzania się w odmętach moralnego zepsucia poprzez udział w nielegalnym pokazie filmów pornograficznych krajowej produkcji. W tamtym czasie powstawało wiele amerykańskich filmów, których akcja była dużo spokojniejsza. Wygląda  na to, w kolejnych dekadach PRL-u -tych nastąpiło pewne złagodzenie świata przestępczego albo zorganizowana przestępczość powoli zanikała.

Finał powieści, który zawiera już wprost bardzo wyrafinowany zamach na życie majora Downara, to już logiczne ukoronowanie rozwijającej się dynamicznie akcji w stylu bardziej brutalnych gangsterskich filmów niż jednak dość siermiężnej przestępczości końca lat 60-tych.

Niby wszystko jest więc w najlepszym porządku, jednak w sumie ta powieść mnie jednak trochę rozczarowała:  cały czas miałem wrażenie, że już to wszystko kiedyś czytałem.  Budowa samej fabuły i  jej rozwiązanie  jest bardzo podobne do późniejszego o cztery lata przedmiotu mojej pierwszej recenzji. Nawet pierwszy dzień powieści w postaci upalnego popołudnia jest identyczny, także  prowadzenie śledztwa przez  funkcjonariuszy z Warszawy nad morzem to w sumie był standard wielokrotnie replikowany.

A swoją drogą ciekawe czy czytelnicy to wtedy także zauważyli i czy było to komentowane ? Wygląda na to jakby autor postanowił wykorzystać ponownie dobry pomysł sprzed czterech lat dodając kilka pikantnych szczegółów. Jednak  to „Złoty Centaur” był pierwszy, a więc powinien być traktowany jajko oryginał i gdybym czytał obie książki chronologicznie, to moje rozczarowanie oraz tytuł tej recenzji dotyczyłoby „Dziewczyny w męskiej koszulce”.

Pomimo zastrzeżeń pozostanie mi jednak pewna słabość do tej książki, ponieważ część akcji dzieje się w moim rodzinnym mieście, Olsztynie, chociaż akurat w tych fragmentach nie ma wielu szczegółów lokalnych.

W powieści mamy także do czynienia z innym pojawiającym się często motywem powieści milicyjnej: obcokrajowiec (lub przedstawiciele polonii) wybierającym życie w naszym kraju nad  kapitalistyczną rzeczywistość. Tym razem jest to rentier, który otrzymuje z „Banku Angielskiego procenty na PKO” i twierdzi, że nigdzie nie widział piękniejszego morza, jak w Jastrzębiej Górze. Były to zapewne bardzo proste propagandowe sposoby na przekonanie mieszkańców PRL-u, aby może tam i jakieś plusy kapitalizmu nie przesłoniły im ewidentnych minusów.

Znam kilka powieści milicyjnych z lat 70-tych, w których wykorzystywano motyw Polski jako kraju przerzutowego dla  hurtowych ilości narkotyków   do Europy Zachodniej, ale ta powieść musiał powstać najwcześniej w 1968 roku, a więc może ZZZ był pionierem w tej dziedzinie ?