- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Brat Mikołaja
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 100275
- Recenzent: Iwona Mejza
LINK Recenzja Rafała Figla
Najwyższe obroty wyobraźni
Brak zaufania to błąd, nadmiar zaufania to błąd kardynalny.
„Brat Mikołaja ” Zygmunta Zeydlera –Zborowskiego , to taki kryminał , w którym nie wiadomo, prawie do końca czy ten dobry to ten zły , czy też na odwrót. W skrócie można powiedzieć , że tak w kryminale jak i w życiu nie należy niczego zakładać z góry , bo można poczuć się zaskoczonym , czy też wręcz zbitym z tropu, tropu mordercy.
Byli sobie dwaj bracia Mikołaj i Maurycy. Mikołaj był ten dobry, ale doniósł milicji na własnego brata, Maurycy był ten zły , ale wrażenie zła stwarzał głównie głos , chrapliwy o szczególnej barwie i pobyt w więzieniu. Ci dwaj bracia mieli wuja- bogatego, mieszkającego w Australii o cudzoziemsko brzmiącym nazwisku – Joachim Zelbert . Trzeba trafu , że wujowi, starszemu panu po pięćdziesiątce / cóż to jest pięćdziesiąt lat teraz, niejednemu dopiero życie się zaczyna/ ale wracając do sprawy, jemu, chociaż starszy co zostało kilkakrotnie podkreślone , życie też miało się zacząć. Przybywał do Polski , do narzeczonej, do nieślubnego dziecka , z zamiarem ożenku. Przybył i został zamordowany. Od tego momentu możemy zacząć podejrzewać, że jeżeli nie wiadomo o co chodzi , to chodzi na pewno o pieniądze, zwłaszcza tak duże. Dziedziczą siostrzeńcy , nie wiem jak prawo działało w 1974 roku , ale przecież nieślubne dziecko też chyba miało jakieś prawa do spadku , a w książce nie ma o tym mowy. Wszystkie światła na siostrzeńców, zwłaszcza jednego, Maurycego , którego nikt od dłuższego czasu nie widział, ale wszyscy wiedzą , że był i jest zły. I tak w kółko . Gdyby nie akcja dosyć wartka , ale moim zdaniem zbyt często ocierająca się o fikcję i duże nieprawdopodobieństwo wprowadzenia w życie wymysłów autora , którego wyobraznia pracowała na najwyższych obrotach , to bym pewnie książki nie dokończyła , ale nie wiedziałam kto zabił, domyślałam się tylko , jak po czasie wyszło, prawidłowo .
Śledztwo , jak to zazwyczaj prowadzi dwóch porządnych milicjantów, jeden po studiach , ale bez praktyki, drugi z praktyką ale bez studiów. Bardzo zgrany zespół. Młody porucznik Makowiecki , dopiero się uczy prowadzić śledztwo, nabiera praktyki przy boku doświadczonego , starego wygi sierżanta Pawelca, zwanego Walerianą , od imienia Walerian i od sposobu bycia. Mianowicie Waleriana działał kojące także na przestępców, usypiał ich czujność , prawie się zaprzyjaźniał, a potem łaps! I do paki. To był dopiero system. Gdy zwierzchnik zarzucał mu zbyt lekkie podejście do pracy Waleriana odpowiadał rozbrajająco , że: … Nasze ustawodawstwo zabrania lać w mordę podejrzanego , ale nigdzie nie jest napisane , że nie wolno go rozśmieszać . Zresztą każdy ma swoją metodę , a jeżeli moja metoda przynosi dobre rezultaty , cóż w tym złego , ze jakiś dobry kawał opowiem mordercy? ” … Jeżeli tylko są efekty , a są , to dlaczego nie?
Polubiłam sierżanta Pawelca od pierwszego wejrzenia , zwłaszcza gdy okazało się, że ma psa, Hipka , kundla rasowego najmądrzejszego na świecie. Śledztwo się ciągnęło, podejrzani byli przesłuchiwani , dni upływały . Potem doszło do rozwiązania sprawy oczywiście po wyeliminowaniu całej masy osób. I nie zostało w mojej pamięci prawie nic . Ale prawie czyni dużą różnicę , to prawie to właśnie Sierżant Pawelec ” Waleriana” , oraz jego przepis na wyleczenie się , ekspresowe z zaziębienia. Podaję cytując…” Sierżant Pawelec był w nastroju „grypowym ” . Podgrzał sobie czerwonego wina z cukrem i korzeniami , zażył pastylkę asprokolu i wcześniej się położył z „kryminałem ” w ręku „.. . Zamiast cukru , radzę miód , korzenie , jeżeli nie ma nic innego to przyprawa korzenna do piernika , tabletka według preferencji a nawet bez i oczywiście, koniecznie, jakiś dobry , stary kryminał milicyjny do czytania.
To jest najbardziej interesujące w „Bracie Mikołaja” — przepis jak wyleczyć przeziębienie, nieoceniony w takie wieczory jak te, grudniowe.