Lembowicz Tadeusz – Śmierć pod Obidową 134/2010

  • Autor: Lembowicz Tadeusz
  • Tytuł: Śmierć pod Obidową
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 115
  • Rok wydania: 1980
  • Nakład: 150300
  • Recenzent: Norbert Jeziolowicz

Morderstwo w czasie zimy stulecia

Musze przyznać, że nawet  z taką trochę nieśmiałością podchodziłem do lektury noweli Tadeusza Lembowicza. Już ten  tytuł jest za bardzo kryminalny i na odległość wskazuje na gatunek literacki. Na dodatek po doświadczeniach z  recenzowanym przeze mnie kilka miesięcy temu utworem Andrzej Kakieta „Silniejszy niż śmierć” po prostu bałem się lektury kolejnego dzieła o taternikach  z wątkiem kryminalnym zaplątanym gdzieś na uboczu opisów przyrody naszych gór.
Ale na początku przeżyłem miłe zaskoczenie, ponieważ początek powieści jest naprawdę niezły. Podczas „zimy stulecia” , w styczniu 1976 roku trwała walka o przejezdność na tzw. zakopiance, którą toczyły ciężkie  pługi wirnikowe i lemieszowe, piaskarki i równiarki z burzą śnieżną.  Milicjanci znajdują wtedy także  ciemnozielony samochód marki volvo stojący na poboczu, a w nim martwego człowieka. Został ona zabity strzałem w tym głowy.  Właścicielem  auta nie jest jednak denat, a pewien bardzo znany aktor warszawski, co wprowadza spore zamieszanie w pracę milicjantów.  Do prowadzenia śledztwa  wyznaczeni  zostają  kapitan Tadeusz Westler oraz chorąży Paweł Popielas „w dowód uznania, jak mawiali niektórzy, albo dlatego, że nikt inny nie chciałby się nimi zajmować, jak złośliwie utrzymywali niektórzy.”

I na tym początku – czyli mnie  więcej na pierwszych dwóch stronach – lista zalet „Śmierci pod Obidową” się kończy. Za ewentualne dodatkowe mniejsze plusy dodatnie  według mojego prywatnego gustu uznaję uwzględnienie zimy stulecia jako bardzo ekspresyjnego tła  przestępstwa (strzał  wśród śnieżnej burzy) oraz pewną autoironię kapitana, które jest jednocześnie narratorem powieści.  Potem zarówno zmianie ulega styl , jak  fabuła wyraźnie spuszcza z tonu – wygląda to niemalże tak, jakby  autorowi po pierwszych stronach odeszła ochota do tworzenia powieści kryminalnych czyli po prostu równa pochyła.

Kapitan Westler prowadzi przesłuchania (a na tym polega głownie jego śledztwo) w sposób dość niestandardowy, ponieważ z głębokiej  osobistej niechęci do wszystkich przesłuchiwanych   zmusza on ich do opowiadania tylko i wyłącznie  zdarzeń bezpośrednio związanych ze sprawą.  To zachowanie mocno dziwne, ponieważ  milicjanci (lub później policjanci) chcą się dowiedzieć  zawsze jak najwięcej o ofierze i jej życiu, znajomych , pracy, przyjaciołach etc. W  powieściach kryminalnych właśnie takie pozornie poboczne informacje czy plotki stają się punktem wyjścia do ujęcia przestępcy.

Bohater „Śmierci pod Obidową” ma jednak inny pomysł na prowadzenie śledztwa. Przesłuchania są  prowadzone tylko w jednolity  sposób,  bardzo obcesowy, a nawet niekiedy Westler  przyznaje się w duchu do psychicznego okrucieństwa.  Sama fabuła oraz sposób dochodzenia do prawdy jest pełen uproszczeń i wiedzy nabywanej przez milicjantów poza przedstawianą czytelnikom  treścią zeszytu.

Ponadto także trudno polubić bohatera, który z kolei nie lubi prawie nikogo poza kolegami ze służby (a i to też nie wszystkimi). Może jest to nawet jeden z niewielu kryminałów milicyjnych, gdzie oficer prowadzący śledztwo po prostu i zwyczajnie nie cierpi  swojej pracy. Wszakże prawie wszyscy  z którymi funkcjonariusze rozmawiają  albo są przestępcami albo kłamią, albo chociaż prowadzą wystawny tryb życia w nocnych lokalach czy na dancingach. Świat  z punktu wiedzenia oficera Milicji Obywatelskiej w niczym nie przypomina społeczeństwa, którym myśleli  Marks, Lenin i Gierek.

Jak zapewne wszyscy Klubowicze czerpię przyjemność  z wyszukiwania  w recenzowanych powieściach elementów realiów peerelowskich. W tej powieści będzie z tym problem. Dla wszystkich osób, które spędziły choćby część świadomego życia mieszkając w Polsce Ludowej,  niektóre fragmenty budzą co najmniej  duże zdziwienie. Trudno bowiem uznać, za normalną sytuację, gdy w środku sezonu (styczeń) w pensjonatach w Zakopanem są wolne miejsca, nawet jeśli jest to zima stulecia.  Trochę  jednak dziwi fakt, że oficer milicji chcący zadać kilka pytań aktorowi Wełnickiemu musi grzecznie  czekać w holu teatru, aż aktor ten skończy próbę. Dzisiaj  byłoby to chyba nie do pomyślenia, w końcu jest to śledztwo w  sprawie morderstwa z użyciem  broni palnej. Jak się później zresztą okazuje taką broń palną  się po prostu „kupowało” i takie wytłumaczenie musi nam wystarczyć, gdyż autor nam więcej szczegółów nie dostarczy.

Bardzo współcześnie wygląda natomiast  typowy product placement czyli ukryta reklama hotelu „Kasprowy”, który ma opinię miejsca, „gdzie facet z grubszą forsą może się jej pozbyć” . Zabieg ten powtórzony jest w krótkiej nowelce kilkakrotnie, a takie obiekty nie potrzebowały wtedy szczególnej reklamy.  Odwołując się do serialu ‘ Zmiennicy’: możliwe że autor antycypował obecne obyczaje medialne !

Poza pierwszymi stronami liczą się jeszcze ostatnie, gdzie  główny bohater  w trakcie prywatnego kameralnego wieczoru  sprawozdaje współpracownikom  cały przebieg wypadków, który doprowadził najpierw do morderstwa, a później do jego wyjaśnienia. Cześć gastronomiczna tego spotkania to starka  zakąszana jajecznicą na boczku. Jedni powiedzą: profanacja, a inni ocenią to jako kawalerską  czy ułańską fantazję.

Szczerze mówiąc (pisząc), to czytając „Śmierć pod Obidową” miałem wrażenie, że autor odrabiał pańszczyznę.  W końcu musiał z czego żyć, a napisanie powieści kryminalnej  było w jego pojęciu  zapewne zajęciem bardzo prostym, a jednocześnie intratnym. Otóż okazało się, że napisanie w miarę przyzwoitej powieści kryminalnej wcale takie łatwe nie jest. Na szczęście.