Kormik Anna – Cicha śmierć 92/2010

  • Autor: Kormik Anna
  • Tytuł: Cicha śmierć
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Seria z Jamnikiem
  • Rok wydania: 1980
  • Nakład: 100320
  • Recenzent: Marzena Pustułka

LINK Recenzja Wiesława Kota

Nie taki strach straszny jak go malują

Anna Kormik to pseudonim Ireny Szymańskiej, polskiej tłumaczki literatury pięknej, pisarki, wydawcy. Po tym nazwiskiem Irena Szymańska  napisała  dwie powieści kryminalne – „Kto się bał Stefana Szaleja” ( zrecenzowana na potrzeby Klubu prze kolegę Bartosza Brzózkę )  i właśnie „Cichą śmierć”.

Kryminał to nietypowy –  bez milicji ( w skali szczątkowej występuje tylko jeden porucznik, i to pod sam koniec ), bez przesłuchań, bez typowych działań operacyjnych. Narracja jest od początku prowadzona w pierwszej osobie. Bez wątpienia jest to celowy zabieg autorki, gdyż kto lepiej opowie o swoich  lękach, przeżyciach i stanach emocjonalnych niż sam główny bohater. W tym wypadku jest to bohaterka – młoda i utalentowana malarka Ewa. Jest osobą o bardzo złożonej osobowości –  jak na artystkę przystało. Jej lęki, przeżycia wewnętrzne, analizowanie siebie i  swojego stosunku do otaczającej rzeczywistości zabiera bez mała pół książki. Myliłby się jednak ten, kto sądzi , że są to  bezcelowe  dłużyzny. Wszystko okazuje się bardzo ważne, należy więc czytać wnikliwie i – jak określają  to moi psychologowie w poradni – „ze zrozumieniem”. Stan psychiczny Ewy i rozgrywające się wokół niej wydarzenia stają się bowiem nie tylko tłem, ale również przyczyną późniejszych tragicznych wypadków. Trup pojawia się późno, gdzieś w połowie książki, nie będę więc uprzedzać faktów i pisać kto zginie. Wszystko przemawia za samobójstwem – wcześniejsze zachowanie tej osoby,  przyczyna zgonu,  pozostawiony na biurku list. Tylko jeden inteligentny porucznik ( i tu rozpoczyna się rola milicji ), który od trzech lat poszukuje sprawcy zuchwałej kradzieży bezcennego obrazu Cranacha z małego pałacyku, od początku węszy spisek. Zaczyna prowadzić prawie prywatne śledztwo, wspomagany przez dawnego mentora,  profesora Bartosza , i – często nawet naginając interpretacje faktów do swoich podejrzeń – doprowadza w końcu do rozwikłania afery. Cała intryga jest dość prosta i uważny czytelnik szybko jest w stanie  domyślić się o co biega. Ale mimo wszystko książkę czyta się  z przyjemnością i z zaciekawieniem, bo przecież, nawet jeżeli wiemy kto, to ważne jest także dlaczego i jak , a jeszcze bardziej interesujący jest sposób rozumowania śledczych, doprowadzający do rozwiązania zagadki (pomijając oczywiście niezwykłe zbiegi okoliczności ).  To przypomina mi doskonałe , stare kryminały z porucznikiem Columbo. Tam od początku wiedzieliśmy kto, ba, byliśmy świadkami morderstwa,  a przecież przez cały film z zapartym tchem śledziliśmy intrygujące ( i często irytujące ) poczynania porucznika,  które nieuchronnie doprowadzały mordercę za kratki, i ważne było nie kto, ale jak mu to udowodnić.
Niestety, tak ulubionych przez nas szczegółów obyczajowych czy topograficznych z  tamtych czasów jak na lekarstwo. Akcja rozgrywa się dosłownie w dwóch miejscach – mieszkaniu Ewy ( nawet dokładnie nie wiemy w jakim mieście , domyślamy się tylko, że w Warszawie ) oraz w pensjonacie w Rudzie nad mazurskim jeziorem Wigry. Raz wymienione jest kino „Palladium”, ale kino o takiej nazwie może znajdować się dosłownie wszędzie, raz pałacyk w Nieborowie. I to niestety wszystko. Książkę jednak warto przeczytać, w sam raz miła lektura na letnie popołudnie.