- Autor: Kormik Anna
- Tytuł: Cicha śmierć
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Seria z Jamnikiem
- Rok wydania: 1980
- Nakład: 100320
- Recenzent: Marzena Pustułka
Nie taki strach straszny jak go malują
Anna Kormik to pseudonim Ireny Szymańskiej, polskiej tłumaczki literatury pięknej, pisarki, wydawcy. Po tym nazwiskiem Irena Szymańska napisała dwie powieści kryminalne – „Kto się bał Stefana Szaleja” ( zrecenzowana na potrzeby Klubu prze kolegę Bartosza Brzózkę ) i właśnie „Cichą śmierć”.
Kryminał to nietypowy – bez milicji ( w skali szczątkowej występuje tylko jeden porucznik, i to pod sam koniec ), bez przesłuchań, bez typowych działań operacyjnych. Narracja jest od początku prowadzona w pierwszej osobie. Bez wątpienia jest to celowy zabieg autorki, gdyż kto lepiej opowie o swoich lękach, przeżyciach i stanach emocjonalnych niż sam główny bohater. W tym wypadku jest to bohaterka – młoda i utalentowana malarka Ewa. Jest osobą o bardzo złożonej osobowości – jak na artystkę przystało. Jej lęki, przeżycia wewnętrzne, analizowanie siebie i swojego stosunku do otaczającej rzeczywistości zabiera bez mała pół książki. Myliłby się jednak ten, kto sądzi , że są to bezcelowe dłużyzny. Wszystko okazuje się bardzo ważne, należy więc czytać wnikliwie i – jak określają to moi psychologowie w poradni – „ze zrozumieniem”. Stan psychiczny Ewy i rozgrywające się wokół niej wydarzenia stają się bowiem nie tylko tłem, ale również przyczyną późniejszych tragicznych wypadków. Trup pojawia się późno, gdzieś w połowie książki, nie będę więc uprzedzać faktów i pisać kto zginie. Wszystko przemawia za samobójstwem – wcześniejsze zachowanie tej osoby, przyczyna zgonu, pozostawiony na biurku list. Tylko jeden inteligentny porucznik ( i tu rozpoczyna się rola milicji ), który od trzech lat poszukuje sprawcy zuchwałej kradzieży bezcennego obrazu Cranacha z małego pałacyku, od początku węszy spisek. Zaczyna prowadzić prawie prywatne śledztwo, wspomagany przez dawnego mentora, profesora Bartosza , i – często nawet naginając interpretacje faktów do swoich podejrzeń – doprowadza w końcu do rozwikłania afery. Cała intryga jest dość prosta i uważny czytelnik szybko jest w stanie domyślić się o co biega. Ale mimo wszystko książkę czyta się z przyjemnością i z zaciekawieniem, bo przecież, nawet jeżeli wiemy kto, to ważne jest także dlaczego i jak , a jeszcze bardziej interesujący jest sposób rozumowania śledczych, doprowadzający do rozwiązania zagadki (pomijając oczywiście niezwykłe zbiegi okoliczności ). To przypomina mi doskonałe , stare kryminały z porucznikiem Columbo. Tam od początku wiedzieliśmy kto, ba, byliśmy świadkami morderstwa, a przecież przez cały film z zapartym tchem śledziliśmy intrygujące ( i często irytujące ) poczynania porucznika, które nieuchronnie doprowadzały mordercę za kratki, i ważne było nie kto, ale jak mu to udowodnić.
Niestety, tak ulubionych przez nas szczegółów obyczajowych czy topograficznych z tamtych czasów jak na lekarstwo. Akcja rozgrywa się dosłownie w dwóch miejscach – mieszkaniu Ewy ( nawet dokładnie nie wiemy w jakim mieście , domyślamy się tylko, że w Warszawie ) oraz w pensjonacie w Rudzie nad mazurskim jeziorem Wigry. Raz wymienione jest kino „Palladium”, ale kino o takiej nazwie może znajdować się dosłownie wszędzie, raz pałacyk w Nieborowie. I to niestety wszystko. Książkę jednak warto przeczytać, w sam raz miła lektura na letnie popołudnie.