Kąkolewski Krzysztof – Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię 4/2010

  • Autor: Kąkolewski Krzysztof
  • Tytuł: Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1969
  • Nakład: 50257
  • Recenzent: Grażyna Głogowska

LINK Recenzja Izy Desperak

Forsy miał jak lodu, mógł codziennie kupować radziecką encyklopedię

Ach, życie lekarza w mieście stołecznym w latach późnego Gomułki to istna bajka!
Taki oto doktor Leśniakiewicz, lat mniej więcej 45 góra 48, mieszka wygodnie w wilii, zatrudnia gosposie, która sprząta i gotuje codzienne posiłki. Do pracy jeździ własnym autem. Stać go na utrzymanie niepracującego pasierba, któremu jeszcze wypłaca pensje miesięczną w wysokości – najpierw 1000 a potem 1200 złotych. Pali dobry,amerykański tytoń.

I w nikim nie wzbudza ani cienia podejrzenia oszałamiająca jak na owe czasy suma (sto tysięcy!), jaką ofiarowuje w zamian za oczyszczenie z zarzutów niewdzięcznego pasierba Lechosława Kernera. Pan doktor wyznaje zasadę, że wszystko można kupić: „Mój odruch warunkowy: płacić”. Nie powinno to jednak dziwić u osoby która „zarabia tyle, że stać go na to żeby codziennie kupić sobie Encyklopedię Radziecką” i w wolnej chwili zachwycać gości pięknym, amerykańskim albumem o kwiatach.

O wiele gorzej być emerytowanym milicjantem. Na własnej skórze przekonał się kapitan Siwy. Nie dość,że na drugi dzień po odejściu ze służby głośno o jego chorobie, o tym, że nie jest już milicjantem zdaje się wiedzieć każdy, kogo spotyka ex glina. Jego zainteresowanie zamkniętą sprawą wywołuje nie tyle zdziwienie u byłych współpracowników i przyjaciół co automatycznie stawia go w gronie podejrzanych. Zwołuje się w tej sprawie naradę, wysyła za nim wybranych, dobrych wywiadowców (uwaga: specjalnie w tym celu ściągniętych z Łodzi). Wspomina się nawet o aresztowaniu. Jednocześnie nie ma ani słowa na czym polegało jego domniemane przestępstwo. Co ciekawe, sam bohater podziela punkt widzenia kolegów: zamiera przerażony, kiedy kierownik restauracji prosi go o legitymacje służbową. Takich informacji można udzielać tylko milicji a on milicjantem już nie jest. Zadawanie pytań bez legitymacji służbowej jest zajęciem niebezpiecznym i nielegalnym i grozi sankcjami. Podczas wizyty w byłym miejscu pracy jest traktowany uprzejmie, ale po wizycie przyjaciele piszą notatkę służbową z przebytej z nim rozmowy. Nawet to, że znał  od szesnastu lat towarzysza zastępcę dyrektora Biura Kryminalnego podpułkownika Jana Lisa-Lisowskiego, nie chroni przed podejrzliwym okiem majora Studniarza z Wydziału Skarg i Zażaleń Komendy Głównej. Ani dwadzieściatrzy lata nienagannej służby…

Niełatwy jest żywot kierowniczki sklepu przemysłowego. Popada w  desperację: „nieraz przez dwa trzy dni modliłam się o klienta, który kupiłby telewizor za gotówkę, omal nie błagałam ich żeby kupowali, a jak zachwalałam. To może spowodowało, że miałam dobre obroty. Czytałam >Radio i Telewizję< żeby zachęcić do kupna ciekawymi filmami i imprezami sportowymi”. Nic dziwnego, że zmęczona tak nietypowym podejściem do klienta rezygnuje z uposażenia 2,5 tys miesięcznie i zostaje kucharką w przedszkolu z pensją 950 złotych.

Na szykany narażają się także młode, ambitne dziewczyny jak Ewa Salm. Ewa chce się wyrwać ze złą sławą owianej okolicy: „W kamienicy przy Brukowej 4 zawsze mieszkała biedota(…) męty(…) dno nędzy”.Ta osóbka przeszła stopnie kariery od gońca w wieku 16 lat do posady maszynistki. Zauważmy, że dopiero ma 21 lat. Jest to kobieta pracująca sumiennie w biurze przez długie osiem godzin. Jak już skończy pracę chce się zrelaksować – spędza wolny czas tak jak lubi – w towarzystwie bogatych narzeczonych, w lokalach nocnych z wyszynkiem. Pomimo doskonałej opinii w miejscu pracy, punktualności i solidności odkrycie jej zamiłowania do życia nocnego przez kolegę z pracy – inżyniera – którego oczywiście obecność w tym miejscu nie budzi oburzenia – pociągnęłoby poważne konsekwencje służbowe dla Ewy.
Dziewczyna włada świetnie językiem angielskim. Marzy o małżeństwie z cudzoziemcem a ich można przecież spotkać tylko w nocnych lokalach. Poza tym gdzieś ten angielski trzeba szlifować. Przez sąsiadów z kamienicy a także znajomych zostaje zakwalifikowana bez wahania jako dziewczyna pracująca na pół etatach czyli krótko mówiąc -„półkurewka”.

Nauczycielka-emerytka dorabia handlem i donoszeniem milicji jako tajna agentka o kryptonimie „i”. Jest doceniona przez oficera milicji i nazwana geniuszem. Dlaczego? Bo pisze zwarte raporty, umie zaskarbić zaufanie inwigilowanych.

Zapracowani państwo Janina i Jerzy Pałkowie nie mogą kupić auta chociaż ich na nie stać. Oboje zajmują kierownicze stanowiska w handlu. Boją się zawiści ludzkiej. Z odłożonych pieniędzy wykupują wczasy w Bułgarii – to się mniej rzuca w oczy.

Natomiast w dobrej sytuacji są  oficerowie Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej. Nie tylko mogą zakupić auto w dogodnym systemie rat ale rozwijać swoje pasje w ramach służby państwu. Podpułkownik Durski, przewyższający wszystkich wzrostem i tuszą jest także nauczycielem judo i autorem podręcznika „Judo dla milicji”. Swój dopiero co zakupiony samochód – warszawę kombi pożycza zwiadowcom w celach operacyjnych.

Naczelnik wydziału walki z przestępcami przeciwko zdrowiu i życiu podpułkownik Szelągowski, prawnik z wykształcenia, nosi tak długie włosy, że przezywają go „beatlesem”. Utalentowany matematyk – nieoczekiwanie zapisał się na zaoczne studia matematyczne. Mistrz szachowy służb bezpieczeństwa krajów socjalistycznych.

Mamy w powieści postaci szczególnie wybitne. Główny komendant milicji w stopniu generała jest fachowcem na skalę międzynarodową. Specjalizuje się w demaskowaniu mitu o nadzwyczajnej skuteczności imperialistycznych organów ścigania. Dzięki jego wnikliwym analizom wiadomo, że pracownicy Scotland Yardu nie są żadnymi wybitnymi detektywami a ich sukcesy należy przypisać postawie społeczeństwa. Milicja Obywatelska dzięki jego wykładom raz na zawsze pozbywa się kompleksów.

Z reporterskiego obowiązku odnotowuje, że bezpowrotnie do lamusa odeszły punkty naprawy płaszczy ortalionowych. Z książki dowiadujemy się, że cieszyły się wielkim wzięciem a osoby tam zatrudnione pracowały jak w ukropie i tak nie mogły sprostać zapotrzebowaniu.