- Autor: Kakiet Andrzej
- Tytuł: Silniejszy niż śmierć
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 134
- Rok wydania: 1986
- Nakład: 150000
- Recenzent: Norbert Jeziolowicz
Cień wielkiej góry
Z punktu widzenia czytelnika chcącego przeczytać historie kryminalna podstawowym problem z tym zeszytem „Ewy” jest fakt, że w ogólne nie jest to powieść kryminalna.
Gdyby już bardzo nagiąć kryteria to można by ja uznać za wyznanie miłości do polskich Tatr lub gór w ogólności z pewnym bardzo słabiutko zarysowanym wątkiem kryminalnym. Właściwe to chyba nawet więcej miejsca poświęca się na opisy alkoholowych imaginacji narratora niż wątek kryminalny. Tak więc, pierwsza ocena czytelnika spragnionego kryminału milicyjnego musi być niejako bardzo negatywna. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że tym razem to dziennikarz prowadzi śledztwo, a nie wprost funkcjonariusz MO.
Kolejny zarzut to wyjątkowo łatwość z jaką autor przemyka się nad metodą rozwiązania zagadki kryminalnej, która polega na nagłym olśnieniu głównego bohatera co do osoby mordercy. Prawda, jakie to może być proste, jeśli powieść jest pisana przez autora zakochanego w Tatrach ? Autor przedstawia to jako spełnienie zasad nieuniknioności ujęcia przestępcy, który ze strachu zmuszony jest przewidywać wszystkie możliwe warianty, co jest niemożliwe, a więc zaczyna popełniać błędy.
Tylko dla porządku dodam, że poszukiwany jest osobnik, mordujący w polskich Tatrach kobiety w ten sposób, ze wyprowadza je na indywidualne wycieczki piesze, a następnie je morduje. Okazuje się, ze nasze poczciwe Zakopane, to bardzo wygodne miejsce dla tego rodzaju działalności. Tak opisuje je jeden z bohaterów: „Tu nikt się nie melduje. Tysiące ludzi kręcą się na w gruncie rzeczy niewielkiej przestrzeni. Cudzoziemcy, waluta, kradzieże, ciągły brak miejsc w schroniskach. Wieczny tumult.”
Właściwie jedyne usprawiedliwienie dla tej ksiązki to opisy gór, których jednak ewentualną wartość będą mogli ocenić tylko ich prawdziwi miłośnicy. Możliwe zresztą, że w środowisku taterników ta powieść otoczona jest już dzisiaj prawdziwym kultem, ale z punktu widzenia powieści kryminalnej to raczej stracona szansa i zmarnowany przydział papieru (żeby odwołać się do realiów tamtych czasów).
Natomiast zeszyt ten ma także zupełnie niezależne od powyższych narzekań zalety. Mamy tutaj kilka szczegółów naprawdę oddających atmosferę lat 80-tych ubiegłego stulecia: jak na przykład taki uroczy dialog pomiędzy kelnerką a gośćmi w schronisku nad Morskim Okiem:
„-To jest zimne !- zabrała głos matka rodu.
-Niemożliwe.
Jak to niemożliwe ! Niech pani spróbuje sama.
-Ja już jadłam.
-Skandal ! zahuczał gość — czekamy pól godziny i jeszcze jest zimne !
-Jak pan tyle siedzi, to faktycznie mogło wystygnąć — z godności a odparła kelnerka i odeszła”
No i taka mała perełeczka: na warszawskiej ulicy Marchlewskiego kolega narratora wsiada na przystanku obok kina „Femina” w autobus linii 166, z czego wyciągnięty jest wniosek, że udaje się on do swojego miejsca zamieszkania nieopod