- Autor: Frey Danuta
- Tytuł: Pensjonat „Pod złotym lwem”
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 61
- Rok wydania: 1973
- Nakład: 100275
- Recenzent: Norbert Jeziolowicz
Demon w domu spokojnej starości
To prawda, że powieść milicyjna obrosła w pewne rytuały czy też schematy, które były wielokrotnie powtarzane przez większość autorów, a twórczo rozwijane przez najlepszych.
W jakimś sensie z próbą takiego rozwinięcia podjęła także Danuta Frey w „Pensjonacie Pod złotym lwem”. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że fabuła tego utworu jest świadectwem naprawdę bardzo poważnych ambicji autorki: dążenie do uzyskania tytułu „polskiej Agathy Christie” lub „Joe Alexa w spódnicy”. Autorka zaprezentowała nawet kilka pomysłów naprawdę w peerelowskiej literaturze kryminalnej unikalnych lub co najmniej rzadko spotykanych — pozornie więc wszystko jest w porządku i powieść ta powinna należeć do żelaznego kanonu każdego członka Klubu. Podejrzewam jednak, że tak się nie stanie.
Powieść nie zaczyna się właściwie od „trzęsienia ziemi”. Na dodatek akcja rozgrywa się w pensjonacie, który pełni właściwie rolę domu spokojnej starości dla kilku emerytów o bardzo ciekawych życiorysach, np. byłego aktora, niespełnionego piłkarza czy tez członków przedwojennej elity. Na pierwszych stronach powieści mamy głownie obrazy seniorów, którzy są sfrustrowani swoją starością , brakiem perspektyw oraz niezrealizowanymi marzeniami. Pensjonat mieści się gdzieś na samym końcu świata czyli w Jazach. Niedaleko jest nawet klasztor i spory cmentarz. O posterunki MO nie wspominam, ponieważ ktoś w końcu musi rozwiązać zagadkę morderstw oraz podejrzanego wypadku zdarzających się w tym prawie odizolowanym od reszty świata miejscu.
Nie chciałbym zdradzać zakończenia czy też szczegółów akcji, ponieważ jednak może komuś się ten zeszyt Ewy spodoba, ale punktem wyjścia do kryminalnego wątku jest fakt będący tajemnicą poliszynela, ze jeden z pensjonariuszy posiada znaczące oszczędności.
Poza sierżantem Latoszkiem z posterunku w Jazach na miejscu zbrodni pojawia się także major Rosiński z Komendy Wojewódzkiej, ale akcja tej dziwnej psychodramy koncentruje się w wąskim gronie bohaterów oraz na bardzo ograniczonym geograficznie obszarze.
Czyli właściwie punkt wyjścia do dobrze i sprawie napisanej powieści detektywistycznej w stylu najbardziej klasycznym z możliwych. Niestety, okazja została zmarnowana . Beznadziejne i wzięte absolutnie z sufitu zakończenie już nawet nie razi, jako że czytelnik już wcześniej gubi się w gąszczu fałszywych tropów, nieprawdopodobnych wątków i topornych dialogów. Autorce – moim zdaniem – nie udało się stworzyć interesującego wątku obyczajowego, który mógłby wzbogacić raczej wątły wątek kryminalny.
Także czytając po prawie czterdziestu latach od jej wydania tę powieść bardzo brakuje jakichkolwiek elementów peerelowskiej rzeczywistości, które dają możliwość rozwinięcia wspomnień młodości. Nawet zgodę na uruchomienie pensjonatu wydają enigmatyczne „władze”, a nie chociaż powiatowa rada narodowa lub innego tego rodzaju organ ludowej władzy. Powieść mogłaby się właściwie równie dobrze rozgrywać USA, Peru lub Niemieckiej Republice Demokratycznej albo na księżycowej stacji kosmicznej i niewiele szczegółów wymagałoby adaptacji do zmienionych warunków.