- Autor: Edigey Jerzy
- Tytuł: Uparty milicjant
- Wydawnictwo: Głos Pracy, Wielki Sen
- Seria: gazetowiec, Seria z Warszawą
- Rok wydania: 1980, 2010
- Recenzent: Piotr Kitrasiewicz
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Anny Lewandowskiej
LINK Recenzja Rafała Figla
Jest to pierwsze książkowe wydanie powieści tragicznie zmarłego w 1983 roku znanego autora kryminałów okresu PRL-u. Utwór ukazywał się w odcinkach w 1980 roku na łamach „Głosu Pracy”, a jego stosunkowo krótka objętość może sugerować, że Edigey pisał go na zamówienie nie Iskrowego cyklu „Klub Srebrnego Klucza”, lecz edytowanej przez to samo wydawnictwo serii zeszytowej „Ewa wzywa 07…”.
Fabuła „Upartego milicjanta” jest wyjątkowo prosta. Stanowi ją relacja ze śledztwa prowadzonego przez komendę powiatową MO w Kętrzynie w sprawie zaginięcia niejakiego Adama Tupy, mieszkańca jednej z pobliskich wsi. Tupa był awanturnikiem i łobuzem, ostatni raz widziano go żywego pewnego lipcowego wieczora 1961 roku, kiedy wybił kamieniem szybę w oknie domu, w którym trwało wesele siostry jego byłej żony. Bo właśnie rodzinę żony obwiniał pan Adam o rozpad swojego małżeństwa. Wybiwszy szybę uciekł do lasu, a w ślad za nim pobiegło dwóch mocno wkurzonych panów: brat jego byłej żony oraz pan młody. Kiedy wrócili, powiedzieli, że Tupa im uciekł, ale jeden z nich był pokrwawiony, a Tupy nikt od tamtego czasu nie widział. Wszystko wskazywało na to, że go po prostu zakatrupili, a zwłoki ukryli, ale podjęte przez milicję śledztwo nie doprowadziło do ujawnienia zwłok. Zostało umorzone, i z pewnością nastąpiłoby przedawnienie po 20 latach, gdyby nie tytułowy uparty milicjant, niejaki porucznik Kowalski, który postanowił, że udowodni sprawcom ich zbrodnię zanim sprawa się przedawni. I dopiął swego, po 17 latach.
Powieść nie posiada trzymającej w napięciu narracji, ani zaskakującej puenty, bo mężczyźni typowani na sprawców rzeczywiście okazują się nimi. Fabuła polega na rozpisaniu na dialogi poszczególnych etapów śledztwa oraz udramatyzowaniu kolejnych przesłuchań, raportów i notatek służbowych. Jest jednym z najsłabszych utworów Edigeya, ale jego edycja książkowa jest z pewnością rodzajem ciekawostki, po którą sięgną miłośnicy tamtej literatury kryminalnej, których wbrew pozorom nie jest wcale mało.
Piotr Kitrasiewicz
(Magazyn Literacki Książki nr 7 – 2010)