- Autor: Chmielewska Joanna
- Tytuł: Dzikie białko
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Vers
- Rok wydania: 1999
- Recenzent: Iwona Mejza
Przeżyjmy to jeszcze raz.
Gdy za pierwszym razem przeczytałam „ Dzikie białko” Joanny Chmielewskiej to przyznam się ze wstydem i skruchą nie doczytałam do końca, nie doceniłam walorów książki.
Minęło wiele lat zanim sięgnęłam po nią po raz drugi, w końcu stała na półce w biblioteczce w mało karnym szeregu. Sięgnęłam i mnie zauroczyło. Do tej pory nie mogę pojąć dlaczego ten pierwszy raz był tak nieudany. Po książki pani Joanny sięgam , myślę, że tak jak wiele innych osób w momentach chandry, inaczej doła, gdy czuję jak ogarnia mnie skrajny pesymizm. Wtedy zdecydowanie potrzebuję tej odmienności ,energii i abstrakcji jaką emanuje Lesio. A w „Dzikim białku „ spotykamy także Lesia i cała zgraną drużynę z pracowni architektonicznej.
Czy „ Dzikie białko” to kryminał milicyjny ? No cóż, jednak nie!
Poza tym , że nie ma nawet ani jednego prawdziwego trupa, oczywiście oprócz łosia i poszkodowanego na ciele a jak przypuszczam i na umyśle działacza to jest ciąg zdarzeń momentami kryminalnych.
Jest także Dzielnicowy z Charakterem z Komendy w Lublinie i dwaj milicjanci niechętnie zamazujący ślady – a to już coś.
Cała afera zaczęła się od zakupów. Takich normalnych, gdy jeszcze coś rzucali i półki całkiem gołe nie stały. Karolek Olszyński wypełniał polecenia żony dotyczące zaopatrzenia w produkty jadalne . Ponieważ stał w kolejce, nudził się śmiertelnie i podsłuchiwał. Gdy już wszedł do sklepu z upragnionym koszykiem w ręku podsłuchiwał nadal. Trafił dobrze. Miły pan miał swoje zdanie na temat żywności sprzedawanej w sklepach. To było straszne! Od razu przypomniały mi się klopsiki z mięsem i warzywami w sosie pieczarkowym i chociaż od ostatniego spożycia minęło z dwadzieścia lat to do tej pory pamiętam ich smak. Były pyszne, a według pana ze sklepu – niekoniecznie . Nie wiadomo co tam dali. Państwo są sympatyczną, jak dziś powiedzielibyśmy ekologiczną parą i robią dużo dobrego dla przyrody. To ich wypowiedzi oraz walka z wielką płytą stanowią trzon i inspiracje poczynań naszych bohaterów. A są tu wszyscy, poczynając od pięknej Barbary oczywiście Karolka , Lesia, Włodka, Janusza , Naczelnego Inżyniera i Kierownika . Oraz wielu, wielu innych . Cała galeria bardzo charakterystycznych postaci. To co ci ludzie wyczyniają przechodzi ludzkie pojęcie. Od lakierek Naczelnego Inżyniera przemycanych cichcem do Ameryki, poprzez problemy z zaokrągleniami, czyli jak mamy pięć metrów czterdzieści dziewięć centymetrów to mamy pięć metrów a jak jest pięć metrów pięćdziesiąt pięć centymetrów to, to jest sześć metrów. I nie ma przebacz. Przez całą książkę razem z bohaterami podzielonymi zazwyczaj na grupy szukamy zdrowej/ ekologicznej/ żywności , o którą wbrew pozorom nie jest łatwo. Wiązka wątłych marchewek czy kilkanaście jajek od prawdziwych kur wieńczą dzieło poszukiwania. Po drodze całe mnóstwo przygód z wątkiem kryminalnym .
Dzikie białko – wiadomo zdrowa żywność, zdrowe mięso, a najzdrowsza to dziczyzna własnoręcznie upolowana, czyli dziki. Scena z polowania na dziki z siatką , lassem i włóczonym Lesiem powinna moim zdaniem przejść do historii literatury. Ja zazwyczaj po prostu płaczę ze śmiechu.
Dlaczego w ogóle pokusiłam się o przypomnienie tej świetnej książki? A dlatego , że czytając ją po raz któryś z kolei , odkrywałam ją na nowo a sceny dobrze mi przecież znane nadal śmieszyły. Poza tym właśnie w tej książce jest wiele takich smaczków, rzeczy o których przestawiwszy się na inny sposób i styl życia , na inne całkiem warunki- zapomnieliśmy. Pierwsze z brzegu to towar owijany w Trybunę Ludu- jak to przeszło? Wiadomo zawsze były kłopoty z opakowaniami . Kłopoty zaopatrzeniowe- standardowe ,, jedni jedli co było , drudzy hodowali na własny użytek w warunkach czasami skrajnych/ balkon w bloku./Marnotrawstwo wyzierające z każdego kąta- gnijące skóry. Presja kacyków partyjnych na organa nawet ścigania i całe masy innych drobiazgów, nawet nie zamierzam streszczać książki.
To co napisałam to tak na zachętę , jak przy prezencie pakowanym warstwowo dopiero pierwsze pudełko a gdzie tam jeszcze do prezentu. Polecam na szare , jesienne dni , bo jak mówią znawcy tematu : śmiech to zdrowie.