- Autor: Władimir Sawczenko
- Tytuł: Odnajdziesz się sam
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Jamnik
- Rok wydania: 1975
- Recenzent: Grażyna Głogowska
Jeżeli nie zrazicie się mnogością nazwisk wysypujących się z pierwszych stron powieści – zarówno fikcyjnych postaci (mała próbka ilustrująca: Żora Georgij Daniłowicz Prachow, Arkadij Arkadiewicz Azarow, Harry Chartonowicz Chiłobok, Matwiej Apollonowicz Onisimow, Wiktor Witalewicz Krawiec, Kołomyjec Helena Iwanowna, Wano Aleksandrowicz Androsjaszwili, Żałbek Bałbekowicz Pszemakow, Ałgaja Garaża…) ale i znanych z kart podręcznika do historii powszechnej – Czapajew, Lenin, Kiereński, Kołczak, Łomonosow, Faraday, Einstein… i przejdziecie przez barykadę zbudowaną z bardzo skomplikowanych terminów naukowych, których nawet zacytowanie wydaje się niesłychanie trudne (żeby nie być gołosłowną: „Badanie możliwości samoorganizacji układu złożonego w układ o wyższym stopniu komplikacji przed integralnym (nie zróżnicowanym pod względem sygnałów i symboliki) wprowadzaniu różnorodnej informacji na drodze rozbudowywania układu zgodnie z jego sygnałem wyjściowym.”), to będziecie mogli poznac mariaż powieści kryminalnej z fantastyką naukową, okraszoną propagandą radziecką z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.
W Dnieprowskim Instytucie Systemiologii znaleziono zwłoki młodego naukowca, Walentina Kriwoszeina. Nikt denata w zakładzie nie lubił a ktokolwiek zapytany o opinie krzywił się „Kriwoszein…rzecz sama w sobie”. Bo to był trudny człowiek. A to pieklił się, że nowy blok nie oddany na czas i nic się nie dzieje tylko ciągle wyznaczane są nowe terminy realizacji – 1maja , Święto Rewolucji, Dzień Konstytucji, 8 marca…
A to wypominał, że zamówione czujniki bioelektryczne do elektroencefalografii nie zostały dostarczane, nie mówiąc już o odczynnikach czy aparaturze.Trudno się dziwić, że był omijany w przydziałach – nikt w całym Instytucie nie mógł zapomnieć jego wystąpienia na obronie habilitacji Harrego Chartonowicza Chiłoboka -sekretarza naukowego decydującego o realizacji zamówień. Nie tylko naraził się Chiribokowowi ale swojemu bezpośredniemu przełożonemu, którego nie powiadamiał o przeprowadzanych eksperymentach. Tajemnicą poliszynela było, że profesor Arkadiusz Arkadiewicz Azarow: „Marzył o odkryciu jak młodzieniec o utracie niewinności.”
Tylko Kriwoszein, jako jedyny w całym instytucie, miał obiekcje co do akcji odczytów naukowych na wsi w czasie żniw. Nielubiany odludek w dodatku pracoholik: „Bywało i tak, że o jakiejkolwiek porze wychodziłoby się z Instytutu, u Kriwoszeina we wszystkich oknach iluminacja”. Nic dziwnego, że oddawał prace na pół roku przed terminem. W obronie naukowca należałoby powiedzieć, że mimo powyższych wad nie był osobnikiem beznadziejnie wyobcowanym. Pracuje tak ciężko nie dla pieniędzy czy awansu tylko aby radzieckim ludziom żyło się lepiej i szczęśliwiej.
Sam złożył najbliższemu współpracownikowi – z lekkim opóźnieniem – „Najlepsze życzenia z okazji 1maja”. Spacerując po głównym prospekcie (rozkoszny, zapomniany rusycyzm – dla niewtajemniczonych „deptak”) przygląda się modnie uczesanym kobietom, nawet zna nazwy tych arcydzieł sztuki fryzjerskiej – „po tyfusie”, „po babskiej kłótni”, „pokochaj mnie za charakter”. Przyznajcie, że bardzo obrazowe nazwy… Podziwia sklepy bogato zaopatrzone we wszelkie dobra, do tego dostępne dla wszystkich. Kriwoszein także po śmierci był krnąbrny i nie skory do współpracy – jego ciało w ciągu kilku minut rozpuściło się, został jedynie… szkielet.
Kapitan Onisimow prowadzi śledztwo sam. W pracy może skorzystać z najnowszych osiągnięć techniki – z wideotelefonu. Nowoczesność proszę państwa! Przez moment zastanawia się, czy nie powiadomić oficera Bezpieczeństwa -przecież wróg nie śpi i może pomocnik Kriwoszeina to amerykański szpieg pragnący ukraść dorobek uczonego? Nie robi tego, boi się, że mu śledztwo od razu odbiorą i nie podniesie procentu wykrywalności – jego posterunek ma najgorszy wynik w okręgu. Tego samego zdania jest jego przełożony”… zepchnąć sprawę do Bezpieczeństwa? – z żołnierską prostotą zakończył komendant i pokręcił głową. -Oj,nie śpieszcie się! Jeśli my, milicja, wykryjemy przestępstwo z zagranicznym, powiedzmy, akcentem, to ani nam ani społeczeństwu to nie zaszkodzi a wszyscy skorzystają.”
Zaskakujące ,że w ZSRR milicjant nawet w stopniu kapitana nie ma szans w konfrontacji z radzieckim uczonym. „Jego rosyjska dusza nie potrafiła pokonać w sobie szacunku wobec nauki, stopni i tytułów naukowych. Od czasu kiedy spojrzał na listę płac pracowników naukowych, jego szacunek podwoił się. Naukowiec zarabiał przeszło dwukrotnie więcej niż kapitan milicji i do tego całkowicie legalnie”. Dlatego oficer śledczy gładko przełknął propozycje przesłuchiwanego: „jeżeli chcecie zmądrzeć to możecie się do mnie zgłosić. Ja wam poprowadzę odpowiednie seminarium”.
Nie czekając na odpowiedź kapitana Walentij wyszedł z posterunku i niedługo potem już „łapczywie żarł kiełbasę z kefirem”. Po takiej diecie nawet kąpiel w zbiorniku reaktora atomowego nie skutkuje chorobą popromienną.
Kobiet w powieści jak na lekarstwo. Żadna z nich nie zajmuje eksponowanego stanowiska. To są sekretarki, księgowe i zwykłe pracowniczki. W jednej z nich kochał się denat.
Możecie wierzyć mi na słowo albo sami sięgnąć po radziecką mieszankę wybuchową jaką stanowi małżeństwo fantastyki naukowej z kryminałem.
A może ktoś wie i mnie oświeci co to jest „czesuczowe ubranie” i „pergalowe ramię”?