Joachim Jacek – Wizyta u mordercy 95/2009

  • Autor: Joachim Jacek
  • Tytuł: Wizyta u mordercy
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Seria: z Tukanem
  • Rok wydania: 1968
  • Recenzent: Ewa Helleńska

WIZYTA  U  MORDERCY  CZYLI  UROKI  ŻYCIA  NA  PROWINCJI

„Budynek stacji był mały i schludny, w zielonych skrzynkach pod oknami czerwieniły się pelargonie.  Tuż obok mnie obejmowały się z wylewną czułością dwie starsze panie o obfitych kształtach, obok nich stała wysoka, ładna dziewczyna, uprzejmie uśmiechnięta, ale i serdecznie znudzona, sadząc po nieustającym ruchu palców, zwijających i rozwijających skrawek fularowej chusteczki.  Zgarbiony, kościsty mężczyzna w jasnym ubraniu z cieniutkiego tropiku miotał się między kilku potężnymi walizami, dając gniewne znaki dorożkarzowi, który nie śpiesząc się szedł ku niemu.  Dorożka – skąd tu dorożka? – stała za płotem, oddzielającym teren stacji od placyku. Starannie utrzymany koń wykręcał rozpaczliwie głowę w kierunku pelargonii, ale nie mógł sięgnąć, obnażał więc niecierpliwie żółte zęby i targał uprzężą.”

Ta malownicza i nieco staroświecka stacyjka znajduje się w miasteczku Różopole, zaś człowiekiem, który właśnie tu przybył, jest nie kto inny jak Jacek Joachim – historyk z wykształcenia i milicjant z zawodu.  Wkrótce Jacek dociera do miejscowego hotelu „Pod Krzywą Wieżą”, ale zanim tam dotrze, zdąży się dowiedzieć, że ów zgarbiony mężczyzna ze stacji to miejscowy adwokat, pan Berger, dwie kobiety czule się witające to pani Bergerowa i jej siostra, zaś znudzona dziewczyna to Irena Bergerówna, studentka medycyny, spędzająca wakacje u rodziców.

Hotel „Pod Krzywą Wieżą” wyglądał lepiej, niż typowy prowincjonalny hotel. Na piętro wiodły szerokie schody z czerwonym chodnikiem, przy drzwiach siedział młody chłopak w czymś w rodzaju liberii.  W recepcji starannie ubrany mężczyzna pisał coś w grubej księdze
.
„- To „Hotel pod Krzywą Wieżą”? – spytałem niezbyt mądrze.
– Oczywiście – potwierdził z powagą mężczyzna – kiedyś, proszę pana, to był mój hotel. Prowadzę go tak,  jakby się nic nie zmieniło.  Mam nadzieję, że będzie się pan czuł u nas jak u siebie w domu.
– Jestem tego pewien – powiedziałem z nie ukrywanym entuzjazmem – u siebie w domu nie mam pikolaka, innych różnic nie widzę.
Sięgnął do szuflady po druczek i odkręcił wieczne pióro.
– Pozwoli pan, że wypełnię kartę meldunkową?
– Pozwolę – bąknąłem.
– Proszę imię, nazwisko.
– Jacek Joachim – odpowiedziałem potulnie.
– Zawód?
Do pokoju zajrzał pikolak i wycofał się szybko, spłoszony niecierpliwym gestem mężczyzny.
– Historyk.
Ożywił się.
Pan do naszego liceum?  Niestety, dyrektor jeszcze nie wrócił znad morza, musi pan kilka dni zaczekać.  Ale wiedzieliśmy, że pan przyjedzie.”

Tego samego dnia Jacek trafia na kolację do hotelowej restauracji, gdzie właśnie odbywa się dansing.  Jak się okaże, połowa obecnych tam przedstawicieli małomiasteczkowej elity wie już o przybyciu nowego nauczyciela historii.  Kogo tu nie ma?  Są państwo Bergerowie ze swym gościem i córką,  niejaki pan Klęgorek – inspektor służby zdrowia,  doktor Zwoliński – dyrektor szpitala i znakomity chirurg w jednej osobie, młody weterynarz pan Chrapkowski, aptekarz  pan Ropuszyński z małżonką,  gość z Wrocławia – lekarz, pan Ziemniewicz, piękna i młoda lekarka Joanna Wyrko, która ma też talenty wokalne, no i jeszcze parę osób. W trakcie zabawy dochodzi do tragedii – nagle pada strzał.  Ofiarą okazuje się znany nam już hotelowy pikolak.  Następnego dnia zamordowany zostaje wspomniany już doktor Ziemniewicz.

Tak się składa, że komendantem powiatowym MO w Różopolu jest uniwersytecki kolega Jacka Joachima, Stefan.  Dzięki temu Jacek ma dostęp do wielu informacji.  Wkrótce okaże się, jaki był prawdziwy cel jego przybycia do Różopola.  Na razie jednak nasz bohater odgrywa rolę nowego nauczyciela miejscowego liceum,  podrywa też doktor Joannę oraz Irenę Bergerównę.   W miasteczku oczywiście roi się od plotek – jak to na prowincji, gdzie wszyscy się znają.

„Ropuszyński obejrzał się dokoła.
– Nie było?  Powiem państwu w zaufaniu, tylko proszę o najściślejszą tajemnicę.  Otóż podobno wywiadowca, ten nasz Pyrkosz z ulicy Zamkowej, widział Chrapkowskiego, jak się zaczaił z rewolwerem na skwerze.  Ale jeszcze raz proszę o dyskrecję, ciotka Pyrkosza nigdy by mi nie darowała, gdyby się do niej doniosło, że zdradziłem sekret, ten, jak się nazywa, służbowy.
– Pańska dyskrecja jest godna podziwu – odezwałem się – przypuszczam jednak, że ciotka Pyrkosza ma wielu znajomych.
– Tego nie powiedziałem – przeląkł się Ropuszyński – rzecz jasna, Pyrkosz miałby poważne nieprzyjemności, gdyby zechciał pan komendantowi…
– Niech pan będzie spokojny – przerwałem mu – nie noszę plotek na milicję.”

Oczywiście Jacek Joachim rozwiąże zagadkę dwóch morderstw w sposób mistrzowski i niezwykle efektowny.  Niektórych mieszkańców miasta bardzo zmartwi fakt, że Jacek nie jest nowym nauczycielem historii – wszak namawiano go już na współpracę z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Różopolskiej.  Niedoszły kolega Jacka zaproponował nawet temat artykułu, jaki Jacek miałby napisać do Kalendarza Ziemi Różopolskiej:  „Różopole – stary piastowski gród, stolica ziemi różopolskiej”. Bez żalu nasz bohater rezygnuje z flirtów z pięknymi dziewczynami – otrzymał przecież upragniony list od swej ukochanej – tajemniczej Hanki. No i wszystko dobrze się skończy…

„Z hukiem zatrzymał się przy nas pociąg, opłynął kłębami pary.
– Ró – żo – po – le!  – wołali konduktorzy.
Wysiadł tylko jeden pasażer, wysoki, chudy młody człowiek z okularami na haczykowatym nosie.  Dźwigał pękatą walizkę, rozglądał się niepewnie.
– Przepraszam państwa – zbliżył się do nas – gdzie tu mieszka dyrektor liceum?  Jestem nowym nauczycielem, historykiem – wyjaśnił i skłonił się niezgrabnie – magister Pichułko jestem.
Pożegnałem się ze Stefanem i Władkiem i wskoczyłem do wagonu.”