Edigey Jerzy – Szkielet bez palców 102/2009

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Szkielet bez palców
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 3
  • Rok wydania: 1969
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Anny Lewandowskiej

Twarda baba czyli załatw go, Mietek!

EWĄ 3 („Szkielet bez palców”) wszedł do serii sam Jerzy Edigey czyli jeden z gigantów powieści milicyjnej (ponad 40 powieści na koncie) i już było jasne, że niejedna kolejna EWA wyjdzie spod jego pióra. Ta akurat należy do grupy, którą można nazwać: „oficer milicji opowiada”. Narrator jest tu pełni funkcję służebną, przekazuje słowa milicjanta. Sama fabuła jest prościutka i dałoby się ją streścić z trzech zdaniach. Nie o treść tu zatem chodzi, a co coś więcej. O alchemię dochodzenia mianowicie.

Jak w typowym kryminale, zaczyna się od trupa, a nawet dalej, bo od szkieletu znalezionego stosie gruzów po wypalonym wrocławskim domu. Milicja musi ustalić czyj to szkielet, a następnie skąd się wziął w gruzie. I tu następuje drobiazgowy opis sprawy, prowadzonej przez asa wrocławskiej milicji – majora Krzyżewskiego. Autor daje dość szczegółowy wykład o rodzajach zaginięć na terenie kraju, ich motywach oraz sposobach prowadzonych przez milicję poszukiwań. Wszystko po ty, by przybliżyć Czytelnikowi trudną i żmudna pracę służb milicyjnych oraz ukazać, że w Polsce procent odnalezień zaginionych dochodzi do 95 (żywych lub umarłych), natomiast w innych krajach Europy, nie mówiąc już o takich Stanach Zjednoczonych sytuacja ma się o wiele gorzej, bo ludzie giną na potęgę i spory ich procent rozpływa się w wszechświecie nigdy nie odnajdując. Czyżby więzi społeczne na Zachodzie były w stanie rozkładu? A może po prostu technika usuwania zwłok jest tam na wyższym poziomie? Tu przypomina mi się dokumentalny film ukazujący pewnego dżentelmena w USA, który wrzucił połowicę do maszynki tnącej drewno, a następnie, używając już innego sprzętu, równomiernie rozrzucił drobniutkie kawałeczki, pozostałe po małżonce, na hektarowym polu.
We Wrocławiu major Krzyżewski ma sprawę prostszą, gdyż w gruzach domu udaje się odnaleźć prawie cały szkielet, jedynie bez palców. Trudność polega na tym, ze nie należał on do osoby, której zaginiecie kiedykolwiek zgłoszono. Jednak dzięki mrówczej pracy, wielkiej intuicji majora oraz łutowi niezbędnego szczęścia udaje się ustalić personalia. Potem już idzie gładko. Ale jak już wspomniałem opis drobiazgowej pracy milicji zdecydowanie góruje na wątłą fabułą. Tu właśnie wyraźnie widać, że powieść milicyjna jest przede wszystkim gloryfikacją pracy organów ścigania. Tu pracę widać ową w pełnej krasie. Cała EWA 3 to w zasadzie relacja z dochodzenia opisywana w półdystansie. Poza tym „Szkielet bez palców” jest także apologią Wrocławia (tu warto wspomnieć, że mamy wśród EW inne apologie  miast– m.in. Radomia – EWA 23). Major bowiem tak się zakochał we Wrocławiu, ze poprosił o przeniesienie to pięknego grodu nad Odrą. Poza tym  przycupnięte w kilku miejscach inne komplementy o Wrocławiu –  a to że klimat tu osobny, a to żeby zwłok nie wrzucać do Odry, bo się rzeka zanieczyści.
Jeżeli natomiast mielibyśmy już wspomnieć coś o fabule to trzeba koniecznie zwrócić uwagę postać Barbary Kosickiej, która jest głównym motorem zbrodni. Owija sobie mężczyzn dookoła palca i każe używać im siekiery. Brrr
Polecam wyłącznie badaczom twórczości Jerzego Edigeya.

Najcelniejsze frazy:

1.Nie ma bowiem przestępstw doskonałych, są jedynie chwilowo nie wykryte
2.A jeśli Cieślika nie uda się znaleźć pomiędzy trzydziestoma milionami obywateli naszego państwa?