Chmielewska Joanna – Zwyczajne życie 167/2009

  • Autor: Chmielewska Joanna
  • Tytuł: Zwyczajne życie
  • Wydawnictwo: Horyzonty
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład: 60251
  • Recenzent: Robert Leśniewski

Całkiem niezwyczajne to zwyczajne życie…

Na początek (z góry przepraszam) wynurzenie osobiste.
Maj 1976 roku.
Targi Książki pod Pałacem Kultury i Nauki wciąż mają się nieźle.
Pod jednym ze stoisk tłok jest szczególny.


To Joanna Chmielewska podpisuje swoją najnowszą książkę „Większy kawałek świata”. Odstawszy swoje odchodzę zaopatrzony w dedykację i autograf Autorki. Wcześniej jednak miła pani w ogonku przede mną poinformowała mnie, że jest to kontynuacja powieści „Zwyczajne życie” i, że tę książkę chronologicznie powinienem najpierw przeczytać. Posłuchałem owej pani i zdobyłem pierwszą część przygód Tereski i Okrętki, od niej zaczynając lekturę. Scena ta przypomniała mi się obecnie, gdy sięgnąłem ponownie po „Zwyczajne życie”, wychodząc z założenia, że niniejsza recenzja/mam nadzieję/ stanowić poniekąd będzie skromne uzupełnienie przedstawianego już w Klubie „Większego kawałka świata”.
Zarazem uprzytomniłem sobie, że przez te minione ponad 30 lat nic się właściwie nie zmieniło. Joanna Chmielewska to wciąż człowiek-instytucja, pierwsza dama polskiego kryminału, regularnie pisząca i wydająca kolejne powieści, okupujące czołowe miejsca rozmaitych książkowych rankingów.

Tytuł „Zwyczajne życie” bynajmniej nie sugeruje obecności zbyt wielu atrakcji. A gdyby jeszcze ktoś zaczął lekturę książki od ostatniego zdania, kiedy to jedna przyjaciółka mówi do drugiej: „Wybij sobie z głowy takie nędzne, zwyczajne życie!”, mógłby się w tym przypuszczeniu dodatkowo utwierdzić. Ale to tylko pozory i niczym nieusprawiedliwiona skromność głównych bohaterek. To co się dzieje na ponad 400 stronach powieści bynajmniej nie upoważnia do takiego stwierdzenia. Dzieje się bowiem bardzo dużo.
Nas niejako z urzędu najbardziej interesuje wątek kryminalny.
Tereska i Okrętka, dwie sympatyczne 16-latki, mieszkanki warszawskiego Mokotowa, odwiedzają okolicznych ogrodników i sadowników, by w ramach darowizny zebrać pokaźną ilość sadzonek drzew owocowych, które w przyszłości mają wydać owoce dla dzieci Domu Dziecka. Patronat nad nim objęła właśnie szkoła dziewcząt. Niezależnie od faktu, że ich działalność miała wyglądać zupełnie inaczej cała akcja przebiega dość gładko, ale do czasu. Dziewczęta nie wiedzą bowiem, że niektórzy z ofiarodawców mają powiązania z grupą przestępczą, trudniącą się przemytem i hazardem, która na miejsca tajnych spotkań i narad wybiera właśnie te odwiedzane przez przyjaciółki. Oczywiście im więcej w tym przypadku, tym zamęt w szajce większy wraz z pytaniem: kim one właściwie są? Dziewczęta zaczynają być śledzone, co wkrótce odkrywają. Milicja o perypetiach dziewcząt też dowiaduje się przypadkiem, jakkolwiek samą aferę zna i usiłuje ją bezskutecznie rozszyfrować. Na szczęście informacje od Tereski i Okrętki okazują się bezcenne. Początkowo współpraca  nie układa się łatwo… /”- Jedziemy na Żoliborz – zadecydował dzielnicowy. – Przez panią zatrudniam bez mała całą milicję w Warszawie. Dobrze, że mi chłopaki wyświadczają koleżeńską przysługę, bo inaczej, zdaje się, głupiego bym z siebie zrobił…”/, ale później jest już tylko lepiej. W kluczowym momencie intrygi kradną /w protokole: dostarczają dowód rzeczowy/ przemyt pokaźnej ilości szwajcarskich zegarków…
Do przedstawicieli aparatu ścigania od początku można poczuć sympatię.
Jest więc młody milicjant, kapral Krzysztof Cegna, kierujący się wzniosłymi ideałami i wykazujący inklinacje do działania na własną rękę, nawet w godzinach nadliczbowych, marzący o studiach w szkole oficerskiej, /do której się ostatecznie dostaje dzięki naszym bohaterkom/, jest starszy i doświadczony dzielnicowy, tonujący zapędy swojego podwładnego i preferujący działanie zespołowe, jest też, z rzadka pojawiający się i koordynujący śledztwo, major. Wszyscy mają ułatwione zadanie, bowiem kluczowe informacje spływają od Tereski i Okrętki.

Wątek kryminalny to nie wszystko; dużo miejsca w książce zajmuje codzienne życie nastolatek, ich problemy szkolne i rodzinne, pierwsza miłość… Właściwie należałoby bez popełnienia wielkiego błędu przyjąć, że jest to powieść obyczajowa z wyeksponowanym wątkiem kryminalnym, napisana barwnym językiem, w tym nie do podrobienia stylu, do którego Chmielewska nas od tak dawna przyzwyczaiła.
Wielokrotnie zarzucano Autorce, że atrakcyjność jej powieści wynika raczej z komizmu słownego niż sytuacyjnego, że czytelnik śmieje się bardziej z odautorskiego komentarza niż z opisywanych scen. Moim zdaniem lektura „Zwyczajnego życia” nie nasuwa takich refleksji. Pościg za uciekającym wózkiem dziecinnym wypełnionym piaskiem, kapitalny opis lokalu hazardowego (żywo przypominający ten z pierwszych stron „Całego zdania nieboszczyka”) czy też obraz wehikułu załadowanego po brzegi sadzonkami i w pocie czoła pchanego przez dziewczyny – to tylko niektóre działające na wyobraźnię sceny z powieści wywołujące na twarzy niewymuszony uśmiech.
Na koniec warto wspomnieć, że to konkretne, pierwsze wydanie powieści Chmielewskiej jako jedno z nielicznych na obwolucie zawiera fotografię Autorki i kilka słów dodanych od siebie. Ostatnie z nich brzmią:
„Dalszego ciągu mojego życiorysu chwilowo nie znam”.
To już nieaktualne.
Fani znają cały dotychczasowy życiorys literacki pisarki na wyrywki.
I wcale tego nie żałują. (Korekta M.W.)