- Autor: Stępowski Tadeusz
- Tytuł: Awantura w Ostródzie
- Wydawnictwo: PAX
- Seria: Biblioteczka Ziem Zachodnich
- Rok wydania: 1963
- Nakład: 30350
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Ostródzki ragtime
Ostróda jest dla Mazur Zachodnich centrum wszechświata, a może nawet czymś znacznie więcej, zaś powieść Tadeusza Stępowskiego ma nawet Ostródę w tytule, bo o „Awanturze w Ostródzie” właśnie rzecz będzie. Nie jest może typowa powieść milicyjna, ale ma jej cechy, a napisana jest z tak wielką dezynwolturą, rozpędem, parą, mocą, swadą, animuszem, że miejscami niemal zawłada Czytelnikiem. Po prostu dlatego, że jest niczym haust świeżego powietrza. I to wcale nie za sprawą fabuły.
Treść jest prosta niczym szpikulec do lodu. Z domu znika podejrzany o udział w kradzieży cementu niejaki Teofil Wilkierz. Na prośbę ojca, Serwacego Wilkierza, misji odnalezienia Tea podejmuje się dziennikarz prasy regionalnej – Rajek. Uważa on, że młodego Wilkierza pognała w świat: „albo miłość albo wódeczność”. Odyseja Rajka stanowi właściwą fabułę dzieła.
Dziennikarza rzuca nie tylko po całych Mazurach, ale również do Małkinii, Siedlec, Rejowca, Zawady i Zamościa. W efekcie pojawia się także w Olsztynie, Olsztynku, Grunwaldzie i Wysokiej Wsi. Poznaje coraz to nowe osoby (Gerard, Ksawery, Otylia, Adela – pełno tu poetyckich imion). Dostaje w łeb i traci przytomność, trafia do szpitala, podrywa pielęgniarkę, ucieka przez okno, drzemie w poczekalni dworcowej w Działdowie, odwiedza buro PZGS-u, korzysta z transportu Białostockiej Inwalidzkiej Spółdzielni Pracy „Sieć Rybacka”, jest zdania że kudy olsztyniankom do ostródzianek, podziwia pas z błyszczącą klamrą i dżetowy naszyjnik pewnego podlotka, wreszcie je śledziową sałatkę popijając piwem i gapiąc się na kolejarzy czyniących to samo.
Tak, proszę państwa, tu chodzi o żywioł i chaos w najczystszej postaci. Tak wygląda cała „Awantura w Ostródzie”, gdzie akcja jest jedynie pretekstem, do językowo-obyczajowych eskapad autora, z reguły udanych. Choć zdaję sobie sprawę, że mogę być odosobniony w tym twierdzeniu.
Nikt jak Stępowski nie potrafi używać tak zaskakujących słów, jak: przykaraulić, szpas, possessinatus, huncwot, famuła, czy flaszczyna.
Poza tym niech każdy wie, że „Lubawa to grajdołek w porównaniu z Działdowem”. Mamy zarówno cudne opisy przyrody: „Słońce musiało już wschodzić za masywem załamujących perspektywę ulicy Kościuszki bloków, prześwietlało smugą nieśmiałego jeszcze blasku jej zwężający się zaraz za podjazdem gmachu wąwóz. Rosa pobłyskiwała na długich pasmach trawników, niosły się po nim głębokim dźwiękiem dalekie odgłosy torów Dworca Głównego”.
Jeżeli już przy wątkach kolejowych jesteśmy, to z rozrzewnieniem przypominam sobie Klubowiczów Ciasia i Pokrzywckiego, jak podczas międzynarodowego wyjazdu klubowego Błkański Korkociąg nabywali w kolejnych krajach: Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria – książkowego rozkłady jazdy PKP, by koordynować najtańsze połączenia do interesujących nas zakątków. A trzeba tu wspomnieć, że podczas naszej zimowej eskapady Anno Domini 2002 korzystaliśmy z 34 czy 36 pociągów (dokładnie wie Klubowicz Pokrzywnicki, który skrzętnie wszystko notował). Jest w „Awanturze w Ostródzie” zdanie, za które obaj oddaliby po pół swoje nauczycielskiej pensji: „Wyjął z teczki rozkład jazdy pociągów, a z biblioteczki gruby autobusowy i szybko sprawdził połączenia Działdowo-Lubawa-Skrzacin. Okazało się, że wyjechawszy do Działdowa z Głównego o 8.26, przy użyciu obu środków lokomocji, może stanąć z Skrzacinie na siedemnastą”
Ale to wcale nie koniec stylistycznego geniuszu autora. Oto jak pięknie opisuje jedną z epizodycznych postaci kobiecych: „Deskowata w sobie, długoręka o nóżkach jak żerdzie z płotu, ufryzowana na pudla, przerażała dodatkowo zrobionymi w łuk pod pół czoła brwiami i fioletowym amarantem cienkich warg”.
Stępowski ma duży, nawet kosmicznie duży dystans do wydarzeń, do samej Ostródy także: „Strwożony tata zamknął się w jedynej na całą Ostródę budki telefonicznej i nakręcił numer komendy MO”. Bo milicjantów w powieści też nie brakuje. Najważniejszy z nich to oczywiście kapitan Wiesław Lanczyk. Ale powieść kończy się raczej jak dobrze zwieńczony romans niż kryminał milicyjny, czego absolutnie nie mam autorowi za złe.
Jest też oczywiście w „Awanturze” pobrzmiewający w tle wsad ideologiczny, kiedy mówi się na przykład o repolonizacji mazurskiej młodzieży. Nie powinniśmy się dziwić, jako że książka została wydana w serii Biblioteczka Ziem Zachodnich. Musiały być zatem akcenty podkreślające polskość, tam gdzie odpowiednie czynniki uznały, że zbyt mało wynika to samo z siebie. Cała seria BZZ jest bardzo ciekawa, grupuje bowiem zarówno dzieła pisarzy znanych, jak Andrzej Brycht, zapomnianych, jak właśnie Stępowski, jak i zupełnie nie znanych, jak Andrzej Kobar.
Znakomita jest okładka (projekt Tadeusza Niemirskiego) ukazująca, jak mniemy Ostródę, przez okienko kalejdoskopu. Świetnie symbolizuje zmienność następujących po sobie wydarzeń . Powieść uważam za lekturę obowiązkową.
Tadeusz Stępowski miał biografię z pewnością nie mniej barwną niż sposób w jaki pisał. Wielokrotnie zmieniał miejsce zamieszkania i redakcje gazet dla których pracował. Wydał kilkanaście książek. Do nurtu kryminalnego, poza omawianą, możemy zaliczyć jeszcze: „Serwacy Wilkierz prywatny detektyw” . O tym bohaterze już słyszeliśmy.