- Autor: Kwietniewski Andrzej
- Tytuł: Blondynka z miasta Łodzi
- Seria: Michał Fajbusiewicz poleca
- Rok wydania: 2008
- Recenzent: Iza Desperak
LINK Recenzja Grażyny Głogowskiej
Blondynka z miasta Łodzi
Wreszcie pełnokrwisty łódzki kryminał. Rzecz dzieje się pomiędzy ulicą Piotrkowską, zwłaszcza knajpą Łódź Kaliska, a ulicą Włókienniczą, niegdyś Kamienną, opiewaną przez Agnieszkę Osiecką. Po drodze akcja zahacza o Wschodnią. Do Łodzi Kaliskiej z rzadka zaglądają autochtoni, na Włóknie już nie w każdej bramie jest meta, za to na rogu pyszni się pomnik / pamiętnik Osieckiej albo raczej kochanków z Kamiennej, na Wschodniej obok zwłok golonki egzystują artystowskie środowiska. Ten trójkąt wystarczy zupełnie by odwzorować Łódź całą, akcja nie wymaga wycieczek do dalszych rejonów miasta, co jest ukłonem wobec współczesności – i tak nie da się nigdzie niczym dojechać.
Akcja dzieje się dziś – i kiedyś. Bohater natrafia na trupa, i jednocześnie trafia do mieszkania gdzie kiedyś, trzydzieści albo i więcej lat temu, odbył płomienny tygodniowy romans. W lokalu znajduje swoje stare zdjęcie z legitymacji studenckiej, pepegi i butelki po winie [?] Lacrimosa.
Bohater jest dziennikarzem prowadzącym program telewizyjny poświęcony przestępczości – ukłony dla polecającego serię gwiazdora programu 997. Pije, tyje, wspomina czasy minionej świetności. Realia z okresu Peerelu odmalowane są wiernie, portret lat 2000-sięcznych lekko podretuszowany – nawet gwiazda programu o morderstwie nie mogłaby popełniać samobójstwa na raty, jak nasz bohater, za pomocą wina portugalskiego w cenie 200 złotych butelka, bowiem takie nigdzie w mieście nie występuje w stałej sprzedaży, zaś lokalni dziennikarze, jak gminna wieść niesie, zarabiają kilkakrotnie mniej od Tomasza Lisa.
Jeśli chodzi i intrygę czyli morderstwo to jest najsłabszą stroną książki, ale nie jest z tym zupełnie źle. Zamordowano kobietę, trup spoczywa w wannie, ślady prowadzą w przeszłość – zwłaszcza pepegi, stara fotografia i butelka po winie. Rozwiązanie zagadki podane zostaje po odpowiednio czasochłonnym zagmatwaniu wątków, i konia z rzędem temu kto odgadłby, że podejrzana nie jest porzuconą i adoptowaną córeczką, ale potężnie zbudowanym synem [bynajmniej nie nieboszczki] o rzadkim imieniu.
Obok rzemieślniczo potraktowanej intrygi kryminalnej relacjonowane jest tu także inne śledztwo, dużo bardziej smakowite. To znaczy bohaterowi wydaje się, że prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa. Morderstwo odbyło się w lokalu, gdzie wiele lat temu romansował. Z kim – im bardziej redaktor Martens w to wchodzi, tym, mniej jest tego pewien.
Gdyby dzieło to napisała kobieta nie maiłabym wątpliwości, że zawiera wątki prześmiewcze i elementy pastiszu. Autor jest podobno członkiem legendarnej grupy artystycznej „Łódź Kaliska[1]”, więc sama nie wiem, jak potraktować tę drugą warstwę jego poszukiwań. Otóż Martens 30 lat temu romansował namiętnie w lokalu w którym właśnie znaleziono trupa, z dziewczyną o wdzięcznym imieniu Wioletta, podobną do sławnej imienniczki z fryzury, i jedyne co pamięta to jej biust – jak się okazuje też niedokładnie. Poszukując sprawcy morderstwa próbuje poukładać sobie na różnych półkach różne bohaterki dramatu, jedynym kryterium jakie stosuje jest jednak rozmiar i kształt biustu. Mimo że redaktor Martens posiada małżonkę – psycholożkę, nie ułatwia mu ona zadania, spożywając z nim duże kieliszki drogiego wina, nie bacząc na jego chorą wątrobę. Nie wyjaśnia mu więc, że opieranie swej wiedzy o kobietach wyłącznie w oparciu o rozmiar biustonosza nie jest najlepszym rozwiązaniem. Rozwiązując zagadkę, redaktor trafia do szpitala. Coś mu tam chyba wycinają – i to ostatnia zagadka tego śledztwa. Pije monstrualnie, jego przodkowie cierpieli na marskość wątroby, jednak po ataku budzi się w szpitalu, zbyt szybko by zdążono mu przeszczepić wątrobę, zwłaszcza w roku 2008 w sparaliżowanej strajkami współczesnej służbie zdrowia. Wątroba jak wiadomo jest jedna, trudno podejrzewać by nasz bohater podsumowywały wyniki śledztwa mając wycięty ten organ. Pytanie: co takiego dolegało Martensowi i co mu wycięto lub przyszyto?