Kozakiewicz Mikołaj – Tajemniczy obiektyw – Pierwsza seta 50

  • Autor: Kozakiewicz Mikołaj
  • Tytuł: Tajemniczy obiektyw
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Seria: seria z „Typkiem”
  • Rok wydania: 1958
  • Nakład: 30253
  • Recenzent: Marek Malinowski
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

Smutne refleksje nad wynalazczością w PRL

„Vestę” (która nie zna litości) zakupiłem zupełnie przypadkowo, szybko przeczytałem, gdyż wciągnął mnie nienerwowy styl narracji Profesora i zapragnąłem niezwłocznie zapoznać się z drugim dziełem jego autorstwa w interesującym nas gatunku, a mianowicie „Tajemniczym obiektywem”.

Nie było to łatwe, oj nie. Na Allegro to rzadkość, antykwariaty przetrzebione, takoż skupy makulatury, pozostała jeszcze sprzedaż „z chodnika” i pewnego szczęśliwego dnia, pokonując obrzydzenie sięgnąłem po tę pozycję właśnie na chodnik. Stan okładki był fatalny. Plamy, a nawet zgrubienia sugerowały, że gołębie wykazały się celnością z bądź co bądź dużej wysokości drzew otaczających Halę Mirowską. No, ale prawdziwy miłośnik kryminału milicyjnego jest zdolny do poświęceń. Po należytym oczyszczeniu, a nawet odkażeniu (przede wszystkim siebie) rozpocząłem lekturę i… nie zawiodłem się.
Ponad czterysta stron książki przyniosło wiele atrakcji; afer szpiegowskich starczyłoby na co najmniej dwa kryminały. Akcja toczy się wokół genialnego, oczywiście lekko zwariowanego profesora-konstruktora, którego wynalazki, niezbędne dla obronności Ludowej Ojczyzny, są z jednej strony pieczołowicie chronione przez odpowiednie służby PRL, z drugiej – obiektem niezwykłego pożądania kapitalistów po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”. Pierwszy wynalazek to bojowy wóz piechoty, który może ścigać przemytników i dywersantów w służbie obrony granic, drugim jest niezawodnie celna rakieta, która na dodatek może się rozmnożyć w powietrzu i ścigać całe eskadry wrażych samolotów niepokojących polskie niebo. Bohaterem-narratorem jest młody, zdolny oficer KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego) kapitan Nowicz, który nie tylko ma chronić profesora, ale i merytorycznie go wspomagać. Miejscem akcji jest Żelazna Góra i jej okolice, małe miasto, przypuszczalnie gdzieś między Zieloną a Jelenią Górą, w każdym razie na Ziemiach Odzyskanych. („Po chwili z odbiornika popłynęła muzyka. «Du kleine Anne Marie..» – zawibrował namiętny tenor kabaretowego śpiewaka. Bogdański skrzywił się z niesmakiem i energicznym gestem wyłączył adapter. – Obrzydliwość! I pomyśleć, że po tylu latach pokutują tu jeszcze płyty niemieckie. – Przecież to Ziemie Odzyskane! – wzruszył ramionami Nowicz – zresztą melodia nienajgorsza.”)
Treść jest bardzo bogata: jest i kilkunastostronicowy opis sekcji zwłok oraz wrażeń bohatera-narratora podczas jej przebiegu, zastęp dzielnych harcerzy marzących o pracy w SB, liczne libacje w jedynej restauracji w mieście („ – Kelner! Angielkę czystej i rydze z patelni! Ale na jednej nodze!”), opis niebezpieczeństw spotykających zabłąkanych Polaków w Berlinie Zachodnim i inne niezwykłe atrakcje.
Pojawia się również motyw (podobnie jak w Vescie) zdrajcy we własnych, wojskowo-milicyjnych szeregach, co dowodzi, że „wiatr odnowy” już wiał i pozwalano krytykować nawet „mundurowych”.
Są i refleksje filozoficzne:
„– Tak… to byłoby straszne… Jesteśmy jak monady leibnizowskie, światy bliskie, a całkowicie odrębne i nieprzeniknione nawzajem. I to całe szczęście…
– Ojojoj – pomyślał Nowicz stropiony nie za żarty – był już Dostojewski, był Leibniz, jeśli zechce przejechać się w ten sposób przez całą historię filozofii i literatury, to ta wizyta nie będzie miała końca.”
Na koniec wspomniana w tytule recenzji smutna refleksja nad wynalazczością w PRL. Naprawdę trudno się dziwić, że wynalazczość kulała w tamtych czasach i niezbędny był kosztowny zakup zagranicznych licencji (kiedy już można było to robić!). Jak miały powstawać rodzime wynalazki, skoro w sześcioosobowym zespole projektowym dwie szpiegowały na rzecz obcych mocarstw, dwie pracowały w kontrwywiadzie i zajmowały się głównie szpiegowaniem szpiegów, piąty był zwariowanym, oderwanym od rzeczywistości, chociaż genialnym profesorem, no i tylko ten szósty zajmował się na cały etat pracą nad wynalazkami?