Zeydler Zborowski Zygmunt – Pasta do zębów – Druga seta 99

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Pasta do zębów
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1979
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Marek Ciaś
  • Broń tej serii: Druga seta

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej

Zbrodnia stomatologiczna, czyli niebezpieczeństwo czyhające na myjących zęby

Już sam tytuł powieści jednego z gigantów powieści milicyjnej, Zygmunta Zeydlera Zborowskiego może świadczyć o narzędziu zbrodni jakie zostało w niej zastosowane. Tym razem cyjanek został umieszczony w paście do zębów i to na samym końcu tuby. Jak to często bywa przypadek pokrzyżował plany mordercy: tuba bowiem pękła i cyjankiem zatruła się nie ta osoba, co powinna, a co gorsza nie tam, gdzie powinna.

Akcja powieści rozgrywa się wśród „klasy średniej”, a w zasadzie nawet elity minionego ustroju, tzn. lekarzy, profesorów, oficerów milicji, a nawet adeptów wiedzy tajemnej. Mamy charakterystyczny wątek włoski (kraj ten występuje w wielu powieściach Zborowskiego podobnie jak RFN u Kłodzińskiej). Oczywiście słoneczna Italia miała być azylem dla pary przestępców już po zrealizowaniu planów, w czym jednakże przeszkodziła tytułowa pasta z niecodzienną zawartością.

Autor zastosował typową dla siebie konstrukcję powieści. Samą zbrodnię poprzedza kilka epizodów, pozornie ze sobą nie związanych, prezentujących jednak potencjalnych przestępców i ewentualne powody zbrodni. Podobną kompozycję miał np. Sekret Julii, gdzie trup pojawiał się dopiero na 78 stronie, co oczywiście mogło irytować bardziej niecierpliwych odbiorców dzieła. Kompozycja taka w jakiś sposób jednak demaskuje zamierzenia autora, gdyż czytelnik zaczyna zastanawiać się nad związkiem wyrwanego z fabuły epizodu z akcją powieści i dochodzi do wniosku, że gdzieś tam trzeba szukać mordercy. Mam tu oczywiście na myśli czytelnika – detektywa, który sam lubi rozwiązywać zagadki kryminalne a także rozszyfrowywać schematy milicyjnej powieści.

Jedna rzecz zdecydowanie różni Pastę do zębów od innych powieści Zborowskiego. Nie występuje w niej major Stefan Downar. Grupa dochodzeniowa jest, o dziwo, koedukacyjna. Jej trzon stanowią porucznik Anka (nazwiska brak, żona Pawła) i kapitan Władysław Motycz posiadający cechy raczej dziwne jak dla milicjanta: „Kapitan Władysław Motycz był z natury człowiekiem pogodnym i wesołym. Niezbyt pasował do Wydziału Zabójstw. Lubił muzykę, tańce, zabawę. Zawsze był w dobrym humorze, pamiętał masę najrozmaitszych kawałów, którymi przy lada okazji częstował swoich kolegów. W młodych latach uczył się śpiewu i podobno miał dobry głos. Złośliwi powiadali, że jest najlepszym śpiewakiem wśród detektywów i najlepszym detekty­wem wśród śpiewaków. Zrezygnował z kariery artysty­cznej, ponieważ miewał częste chrypki, co jest wpraw­dzie cenną zaletą u piosenkarzy jazzowych, ale wyraź­nie przeszkadza w występach na scenach operowych, a Motycz miał właśnie takie operowe ambicje.” (s.37)

Ceniono go jednak, gdyż „był zdolny i praco­wity. Szybko awansował. Od natury otrzymał to, co jedni nazywają ,,nosem”, a drudzy bardziej naukowo ,,intuicją”. Będąc dobrym psychologiem, bardzo zręcz­nie radził sobie z podejrzanymi w czasie przesłuchi­wania. Posiadał dar odgadywania ludzkich słabostek, dyspozycji psychicznych, nastrojów….” (s. 37)

W chwilach irytacji czy niepokoju nie stronił od określeń wulgarnych: „Hipnotyzuje mnie, skurwysyn – pomyślał” (s. 168) Nawiasem mówiąc, jest to jedyne „brzydkie słowo” w powieści.

Pani porucznik znajduje się w sytuacji nieco dwuznacznej prowadząc sprawę, w której główną podejrzaną jest dawna kochanka jej męża – osoba raczej antypatyczna, podejrzanie bogata i co gorsza bardzo atrakcyjna. Dzielnej pani oficer oczywiście obca jest „zwykła, babska zawiść” i stara się naświetlić prawdę, cały czas wmawiając sobie, że nie wierzy w jej udział w zbrodni. Pasta… może stać się ważnym przyczynkiem do rozważania zagadnienia kobiety w powieściach milicyjnych. Cytaty, jakie tu znajdujemy, nie ustępują słynnemu poglądowi kapitana Szczęsnego na temat kobiet podczas  śledztwa. Władysław Motycz uważa mianowicie, że ”kobieta, którą przesłuchuję, staje się dla mnie istotą pozapłciową.” (s.68). W innym miejscu mówi zaś „z zasady nie kocham się w dziewczynach, które mają łatwy dostęp do cyjanku potasu” (s. 147). Płeć piękna w ogóle nie została przedstawiona zbyt pozytywnie. Mamy więc dwie szantażystki (jedna zresztą ginie a druga jest o tę zbrodnię oskarżona), kobietę oszalałą na punkcie swojego brata i córkę dawnego przestępcy podejrzewaną o nadużycia w Instytucie. Mężczyźni na tym tle prezentują się bardzo blado: kapitan Motycz – fajtłapa z duszą artysty, który pakuje się swoim maluchem pod ciężarówkę, chirurg Paweł – oskarżany przez swojego przełożonego o „zbyt dobre stosunki z płcią piękną”, profesor Stasiewicz, który ukradł pracę naukową i, kiedy rzecz się wydała, popełnił samobójstwo (swoją drogą człowiek honoru – vide sprawa Anusza) i wreszcie tajemniczy profesor Mortinber, który odkrył w sobie powołanie do „wiedzy tajemnej” i uczynił z niej źródło dochodów.

A propos „wiedzy tajemnej” to jest ona przedstawiona oczywiście odpowiednio negatywnie. Autor pozwolił sobie jednak na malutką polityczną złośliwość uchwytną tylko dla czytelnika wyczulonego na niuanse historyczne. Kapitan Motycz stwierdza mianowicie: „Rzecz jasna, że daje to ogromne pole do nadużyć różnym szarlatanom, ale w tej chwili nawet w Związku Radzieckim zaczynają się już naukowo zajmować telepatią” (s. 110) Jest to oczywista aluzja do ciągłego podpierania się autorytetem „uczonych radzieckich” w najbardziej błahych sprawach.

W kwestii realiów PRL ciekawie brzmi opis bankietu, jaki urządzili sobie Anka z Pawłem po szczęśliwie zakończonym śledztwie (niewinność kochanki została wykazana a małżeństwo milicjantki i chirurga scementowało się jeszcze bardziej): „Domowa kolacja była rzeczywiście bardzo udana. Najrozmaitsze przystawki, sardynki, łosoś, ryba w gala­recie, pasztet z drobiu, potem pieczone i wędzone kurczęta z sałatą, na deser ciasta, kompoty, owoce. No i oczywiście trunki: śliwowica, dwa gatunki białego wina, a do kawy koniak.” (s. 175). Wygląda na to, że nasza ludowa ojczyzna była w latach siedemdziesiątych (rok wydania powieści 1979) krajem mlekiem i miodem płynącym i to za zarobki sfery budżetowej.

Powieść polecam wszystkim miłośnikom kryminałów milicyjnych, a szczególnie twórczości Zygmunta Zeydlera Zborowskiego.