Bernasiowie Julitta i Franciszek – Piąta bomba – Druga seta 4

  • Autor: Bernasiowie Julitta i Franciszek
  • Tytuł: Piąta bomba
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1968
  • Nakład: 30307
  • Recenzent: Marek Malinowski
  • Broń tej serii: Druga seta

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Syzyfowe prace na Śląsku

Państwo Bernasiowie, razem i osobno, pani Julitta dodatkowo pod nazwiskiem Mikulska, popełnili wiele książek, popularno-naukowych i beletrystycznych, związanych najogólniej mówiąc z historią pierwszej połowy XX wieku.

Wojna burska, I wojna światowa, okres międzywojenny, II wojna światowa są tematami chyba kilkudziesięciu książek wydawanych m.in. w seriach „Sensacje XX wieku”, „Labirynt” w wydawnictwie Ministerstwa Obrony Narodowej, „Światowid” wydawnictwa Książka i Wiedza na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Jak na takie mocno polityczne wydawnictwa, książki Bernasiów są raczej rzetelne, te przynajmniej, które czytałem.

Interesująca nas pozycja wydana w serii „Labirynt” jest oczywiście powieścią, ale tak ściśle związana z prawdziwymi wydarzeniami na Śląsku poprzedzającymi wybuch II wojny światowej, że jest przez to pozycją wyjątkową w tej serii. Wyjątkowością ustępuje tylko jedynej zagranicznej pozycji serii „Człowiek, którego nie było”, według mojej opinii i wiedzy oczywiście.

Autorzy, co prawda, stosują zabieg „wspomnieniowy”: spotkanie po latach uczestników wydarzeń sprzed wojny we współczesnym Poznaniu, ale szybko po przepędzeniu dawnego wroga z Polski do NRF (dawna nazwa RFN), bohaterowie tej powieści oddają się wspomnieniom. Ciekawostką jest to, że jednym z uczestników jest dawny oficer polskiego kontrwywiadu, który po wojnie został jakimś cywilnym inżynierem, stary przyjaciel z „tamtych czasów” obecnego oficera kontrwywiadu (PRLowskiego). Takie współdziałanie jest mimo wszystko rzadkością w ówczesnych (lata sześćdziesiąte) powieściach sensacyjno-szpiegowskich.

Wspomnienia dotyczą burzliwego epizodu na Śląsku tuż przed wybuchem II wojny światowej, jakim były prowokacje niemieckie skierowane przeciwko Niemcom zamieszkałym w Polsce, o które oczywiście propaganda niemiecka oskarżała Polaków. Oczywistym smaczkiem jest to, z jaką zaciekłością Polacy, a ściślej polskie służby specjalne, musiały bronić Niemców przed Niemcami, a i tak, co by nie zrobiły, to i tak wszystkie nieszczęścia propaganda hitlerowska przypisywała Polakom.

Atutem powieści jest odtworzenie atmosfery pogranicza; mieszanki niemiecko-śląsko-polskiej. Obrazki z gospód, hotelików i warsztatów rzemieślniczych są bardzo realistyczne. Aż chciałoby się napić piwa („… stuknął kuflem o stolik i powiedział podchodzącej córce gospodarza: – Jeszcze jedno jasne z wianuszkiem panienko!”) i zjeść golonko (jak nazywają tam warszawską golonkę) z grochem, specjalność w jednym z opisywanych lokali w pogranicznej Cisowej.

Inna gospoda, tym razem w Katowicach, choć niemiecka, tak jest opisywana:

„W gospodzie ‘Pod Orłem’ było jeszcze pusto. Inga kończyła sprzątanie obszernej sali z drewnianym belkowaniem i drewnianymi ścianami. Przysuwała właśnie ostatnie ciężkie krzesła do zwalistych stołów. Pod ścianami stały zwykłe ławy, a w kącie pysznił się ogromny piec z zielonych ozdobnych kafli.
Szynkwas też był drewniany, obity cynkową blachą, a nad półkami ustanowionymi za nim rozpinał skrzydła orzeł bielik, od którego gospoda wzięła swoją nazwę.
… chłopaki jeden po drugim strzelali kuflami w stoły, wołali sznapsa a piwo i tylko każdy chciał, aby obsłużyła go Inga”.

Jakbym tam był. To strzelanie kuflami świadczy o ich solidności, proszę spróbować to zrobić tą cienką szklaneczką, w której podawane jest na ogół teraz piwo!

Czytając tę książkę nie sposób się oprzeć się wrażeniu beznadziejności: walka z prowokacjami w celu uniknięcia pretekstu do napaści Niemców na Polskę i tak na nic się nie zdała. Niemcy i tak zrobili, co chcieli zrobić, przy biernej postawie zachodnich mocarstw i aktywnej postawie wschodniego.