Pudysz Zbigniew – Zabójstwo z premedytacją 142/2024

  • Autor: Pudysz Zbigniew
  • Tytuł: Zabójstwo z premedytacją
  • Wydawnictwo: Książka i Wiedza
  • Rok wydania: 1987
  • Nakład: 70000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

O autorze tej książki, generale brygady Służby Bezpieczeństwa Zbigniewie Pudyszu (1931 – 2010) dość dużo informacji można znaleźć w internecie; ja ograniczę się do informacji, że nadzorował śledztwa w sprawie zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki oraz pobicia Grzegorza Przemyka – tłumacząc z polskiego na nasze: nadzorował czyli pilnował, żeby wyniki tych dochodzeń były poprawne politycznie. Jaki był jego udział w śledztwie w sprawie zamordowania Jana Gerharda?

Przypuszczam, że był jednym z członków liczącej trzydziestu oficerów z różnych departamentów MSW grupy operacyjno-śledczej powołanej przez ministra spraw wewnętrznych; nie wiem tylko dlaczego książkę poświęconą tej zbrodni wydał dopiero piętnaście lat po głośnym, szeroko opisywanym w mediach i słynnym swego czasu procesie.

Jan Gerhard, redaktor naczelny tygodnika „Forum”, został brutalnie zamordowany 20 sierpnia 1971 roku w swoim mieszkaniu w Warszawie; denat został kilkukrotnie uderzony łomem w głowę, czterokrotnie wbito mu w plecy sztylet, a następnie tak mocno zaciągnięto mu na szyi jego własny pasek, że podczas sekcji zwłok nie można go było zdjąć. Podczas śledztwa przyjęto kilka hipotez; przede wszystkim wzięto pod uwagę burzliwe życie Gerharda – główny nacisk położono na to, że po wojnie trafił w Bieszczady, aby tam likwidować partyzantkę ukraińską z oddziałów UPA; podczas tego zadania towarzyszył generałowi Karolowi Świerczewskiemu w inspekcji wojskowej w czasie której „Walter” zginął w wymianie ognia. Rozważano wiele teorii, działania operacyjne szły w rozmaitych kierunkach – a tymczasem w toku śledztwa ustalono, że sprawcami zabójstwa było dwóch młodych ludzi, z których inicjator uważał się za narzeczonego córki pisarza, a motywem zbrodni był zwyczajny rabunek, głęboko przemyślana chęć zawładnięcia majątkiem przez związek małżeński z córką Gerharda. Były premier Mieczysław Rakowski pisał w swoich „Dziennikach politycznych”: „Motywy mordu były nieprawdopodobnie przyziemne. Po prostu dwóch bydlaków postanowiło zarżnąć człowieka”.

Autor sam przyznaje, że „książka stanowi pewnego rodzaju kronikę kryminalną – rozbudowany reportaż śledczo-kryminalistyczno-sądowy”; szkoda więc, że pan generał nie napisał tej książki w bardziej zbeletryzowanej formie – przez to kronikarstwo wygląda ona jakby była przeznaczona dla pracowników wydziału kryminalistyki MO, a czyta się ją jak instrukcję obsługi sokowirówki albo podręcznik do chemii organicznej („Instytut Ekspertyz Sądowych przyjął obecność w mózgu Gerharda obecność związku chlorowcopochodnego o cechach chromatograficznych chlorku etylu, sprawdzonych na trzech różnych kolumnach chromatografu gazowego oraz za pomocą próby Beilsteina”; wiemy też, że w służbowym fiacie Gerharda znaleziono trzy niedopałki – na trzecim papierosie, swoją drogą „Damskim”, nie odkryto aglutynogenu ze względu na hemolizę krwinek wzorcowych). Szkoda, że autor niektóre wątki pominął: wiemy, że w 1952 roku Jan Gerhard został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz wywiadu francuskiego – a tymczasem prawdziwym powodem było podejrzenie o współudział w zamachu na generała Karola Świerczewskiego. Szkoda też, że Zbigniew Pudysz w paru momentach nie odmówił sobie przyjemności dosolenia przeciwnikom władzy oraz niewygodnym pisarzom – już w siódmym akapicie przywalił Radiu Wolna Europa za rozpowszechnianie informacji o „rzekomo politycznych kulisach zabójstwa sugerując wygodne dla dywersyjnej roli tej rozgłośni tło morderstwa”. A tymczasem jeszcze w 2010 roku prowadzący proces prokurator Józef Gurgul przyznał w rozmowie, że kierownictwo prokuratury od początku naciskało na prowadzenie śledztwa pod kątem motywów politycznych i niemal wyłącznie brano pod uwagę porachunki związane z działalnością Gerharda we francuskim ruchu oporu i zemstę ukraińskich nacjonalistów – i generał Służby Bezpieczeństwa o tym nie wiedział? Autor pisze też, że Gerhard często odwiedzał Bieszczady, gdyż był posłem z tamtego okręgu; w 1968 roku po wydarzeniach marcowych był tam w towarzystwie Pawła Jasienicy, który wtedy „uaktywnił się politycznie wspierając tzw. komandosów, m.in. Michnika i innych” – czy miał ten przytyk jakieś znaczenie dla postępów w śledztwie?

Książka pokazuje mrówczą pracę organów ścigania – na trop przestępców wpadnięto dzięki pięciu czekom podróżnym pobranym z banku przez Gerharda; aby je znaleźć trzeba było przekopać 59 worków zawierających ponad dwa miliony czeków. Pokazuje też jednak ludzką obojętność i przestępczą solidarność – matka jednego z morderców w dniu przestępstwa prała jego zakrwawioną odzież, sprzedała zrabowane koszule, a ze spodni uszyła sobie spódnicę; jego dziewczyna zaś przyjęła zrabowaną biżuterię wiedząc skąd ona pochodzi. Temat tej książki jest na pewno ważny, ale powiedzmy sobie szczerze: ta kronikarska forma zgubiła tę ważność; w takiej postaci nadaje się ona bardziej dla pracowników kryminalistyki niż zwykłych czytelników. I dlatego myślę, że o morderstwie Jana Gerharda lepiej przeczytać w reportażu Barbary Seidler „Skłóceni z prawem” albo w książce Przemysława Semczuka „Czarna wołga. Kryminalna historia PRL” – tutaj autor często sięga po materiały przed laty niedostępne lub niewygodne; można też znaleźć w internecie artykuły Grzegorza Motyki, historyka PAN-u, który w archiwach IPN-u znalazł wiele dotychczas nieznanych szczegółów.