Grabski Władysław Jan – Tartak ruszy 2/2024

  • Autor: Grabski Władysław Jan
  • Tytuł: Tartak ruszy
  • Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
  • Seria: Biblioteczka Ziem Zachodnich. Opowieści za 5 zł
  • Rok wydania: 1961
  • Nakład: 30350
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Marynarka z angielskiej wełny

Władysław Jan Grabski (1901-1970) był synem Władysława Grabskiego, ministra i premiera RP. „Tartak ruszy” jest jego jedyną książką, jaką napisał w ramach serii BZZ. Liczy ona 158 stron, a cena okładkowa to 5 zł.

Akcja toczy się w województwie łódzkim i szczecińskim, w fikcyjnych miejscowościach, najprawdopodobniej w roku 1946.

Cezary Spychacz – prezes Rady Narodowej gminy Wtorki, leżącej pod Łodzią [czyżby aluzja do podłódzkiej gminy Piątek], namówił miejscowego ślusarza- mechanika – Jana Pałubę, do przesiedlenia się na Ziemie Odzyskane, a konkretnie do miejscowości Binowice (niedawny Wilder Bienenstock) na Pomorzu Zachodnim, położonej w odległości 40 km od morza (prawdopodobnie w powiecie słupskim), gdzie znalazłby dobrze płatne zajęcie u brata prezesa, który był tam burmistrzem. Jan zgodził się i wkrótce relokował. Po przybyciu na miejsce wypił bimber z burmistrzem, zapoznał się. z miejscowymi oficjelami i wybrał sobie miejsce do zamieszkania. Był to budynek stróżówki położony obok rezydencji w folwarku Pałubice, należącego jeszcze do niedawna do rodziny von Palubitzky, w którym obecnie stacjonował oddział Armii Czerwonej pod dowództwem kapitana Zyberiowa.

Ciekawa była powojenna historia samej rezydencji, a raczej tych, którzy tam zamieszkali. „A z tym domem to nie wiadomo co. Trzy razy go zajmowano i trzy razy wynosiliśmy trupy. (…) Pierwszy zmarł nazajutrz po wprowadzeniu się (…) Sądziliśmy, że sercowy, gdyż nie miał obrażeń (…) Drugi, elektrotechnik ze Lwowa (…) przeżył dwa dni. Trzeciego ranka znaleźliśmy go martwego, obok pustej walizy. Miał sine wargi i przekrwione białka, lecz bez skaleczeń i guzów na ciele. Wydawało się, że ukatrupili go szabrownicy. Jednak w mieszkaniu nic nie brakowało. Przez trzy miesiące dom stał pusty, aż przyjechał do nas na inspekcję starosta z Grot. Spodobało mu się (…) Przysłał tu swojego krewniaka z Kalisza. Poważny człowiek, leśnik-agronom, miał przygotować odbiór Pałubic od Armii. Ten przez tydzień mieszkał spokojnie. Widywaliśmy go, ale gdy parę dni nie wychodził, poszliśmy go odwiedzić i znaleźliśmy martwego w łóżku (…) Wojskowy doktor z Grot stwierdził zatrucie jakimś gazem. (…) Jeden porucznik wprowadził się na mieszkanie, też przepadł. Zniknął po tygodniu jak kamfora i po dziś dzień nie daje znaku życia”.

Wydarzenia te nie przestraszyły Pałuby, ale zaciekawiły i skłoniły go do ich wyjaśnienia. Podejrzewano, że za tymi zgonami i zniknięciem stał Werwolf, który mógł mieć swą siedzibę w samej rezydencji lub gdzieś w jej pobliżu. W miejscu zamieszkania chronił Jana asystent bezpieczeństwa, milicjant – Dawid Somberg, uzbrojony pistolety maszynowe Bergmann (MP 35/I, który miał poziomo umieszczony magazynek) i Schmeisser (MP 40, tak naprawdę, to Hugo Schmeisser stworzył w nim tylko … magazynek). W miejscu pracy zaś, czyli tytułowym tartaku, strażnikiem magazynu był milicjant Daleki. Obaj funkcjonariusze byli podwładnymi komendanta Jamiołki. Okazało się, że przełomowym zdarzeniem w sprawie wyjaśnienia zgonów w rezydencji, był zakup przez Pałubę – od miejscowego Niemca – nowej marynarki wyprodukowanej w Bielsku z angielskiej wełny.

PRL-ogizmy: Ministerstwo Ziem Odzyskanych (istniało w okresie od listopada 1945 roku do stycznia 1949), papierosy „Junaki”, dostawy z UNRRA (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy, działająca w Polsce w latach: 1945-1947) – w książce wymienione są następujące artykuły pochodzące z dostaw: śledzie norweskie, słonina konserwowa, masło orzechowe, tran i papierosy.

Powieść jest naprawdę ciekawa, a wśród jej zalet należy wymienić: zgrabny wątek kryminalno-sensacyjny, interesujące tło obyczajowe, rzadko spotykaną w kryminałach tematykę przemyśleń i wypowiedzi głównych bohaterów, a także zaskakujące rozwiązanie zagadki. Książka nie jest ani za długa, ani za krótka. Mimo zawartego w niej wątku odbudowy kraju, nie ma wstawek „produkcyjnych”. A ja rozglądam się za dwoma „białymi krukami” z serii BZZ tj. „Za kulisami „Mustergau”” i „Dwa tysiące z hakiem” licząc, że uda mi się je zdobyć i że w nich też będą wątki kryminalne. Inne, niezrecenzowane do tej pory pozycje z tej serii, są niestety powieściami wojennymi lub historyczno-przygodowymi.