Kobiety w polskiej powieści milicyjnej

Zachęcona lekturą opowieści o „morderczych siostrach” donoszę, że podobne działania kwitną także na naszym lokalnym podwórku. Wprawdzie klub miłośników powieści milicyjnej o wszystko mówiącej nazwie MORD nie jest jakoś naznaczony ze względu na płeć, to moja przygoda od płci się właśnie zaczęła. Poszukując bezskutecznie informacji bibliograficznych na temat ulubionych autorów ze strony natrafiłam na stronę www.mord.of.pl. Początkową moją ekstazę wywołało nie tylko znalezienie danych na temat Jerzego Edigeya, ale i Anny Kłodzińskiej – trwał konkurs na temat jej tożsamości, rozważano hipotezę tożsamości cybernetycznej. Po fazie ekstazy nastąpiła faza niedosytu – napisałam więc na adres podany na stronie, wyrażając żal i krytykę z powodu braku moich ulubionych autorek, to jest Heleny Sekuły i Barbary Gordon. Odpowiedź przyszła wkrótce, w skrócie było tam, że jak mi nie pasuje, to mogę coś o nich napisać. W ten sposób napisałam swoją pierwszą recenzję powieści milicyjnej, a potem następne. Po znajomości wirtualnej przyszedł czas na spotkania w realu – debiutem był zlot pod Małkinią, na którym przedstawiłam analizę powieści milicyjnej z perspektywy gender.

Poniższy tekst jest udoskonaloną pod wpływem dyskusji wersją owego referatu, który znalazł się w swoim czasie na stronie zarówno MORD-u, jak i współredagowanego przeze mnie kwartalnika nieformalnej grupy Łódź Gender www.gender.lodz.pl. Nie próbuję nikogo przekonać, że klub jest działalnością stricte genderową – nie, to klub, który zrzesza miłośników i miłośniczki kryminałów. Dla mnie jednak, na co dzień zajmującej się naukowo właśnie płcią społeczną, klub nie jest ucieczką od rzeczywistości, a szansą na realizację badawczej pasji, i to w doborowym towarzystwie – tu chyba najbardziej przypominamy opisane w Zadrze „mordercze siostry”. Nie jestem rodzynkiem w tym gronie, o kwestiach gender czy queer piszą swobodnie prawie (dopisek autorki) wszyscy uczestnicy klubu – przykładem niech będą wydane tomy pierwszej i drugiej „sety”, czyli dwie setki recenzji autorstwa klubowiczów i klubowiczek. A poniżej tekst, od którego moja mordercza przygoda się rozpoczęła. Przyjrzyjmy się więc szerzej bohaterkom milicyjnych kryminałów.

KOBIETY W POLSKIEJ POWIEŚCI MILICYJNEJ

Autorzy polskich kryminałów to zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Niekiedy płeć autora ukrywana jest pod pseudonimem i domyślać się jedynie możemy, że żeński pseudonim kryje pisarza, a męski – pisarkę. Mężczyźni zdają się dominować ilościowo – zarówno w ilości utworów jak i ich nakładzie, jednak to do kobiet należy palma pierwszeństwa w dziedzinie poziomu literackiego. Nawet najlepsi autorzy – mężczyźni jak Edigey lub Zeydler – Zborowski mają na koncie kilka słabszych utworów, podczas gdy rzadziej od nich piszące autorki, np. Helena Sekuła, czy Barbara Gordon, trzymają poprzeczkę zawsze wysoko. Wyjątkiem jest postać Anny Kłodzińskiej – jeśli idzie o jej płeć, to skłonna byłabym przyjąć hipotezę o rzekomym elektronicznym mózgu piszącym pod tym pseudonimem, tak mało kobiece i jednocześnie schematyczne są jej utwory,. Z drugiej strony postać Szczęsnego mogła powstać tylko w żeńskiej wyobraźni – to wcielenie marzeń wszystkich kobiet, od nastolatki do matrony.
Inaczej ma się sprawa z kobietami – bohaterkami. Owszem, występują one nagminnie na kartach rodzimych kryminałów, jednak w podrzędnej roli kopciuszka lub ozdobnej – heroiny romansu. Kopciuszki robią kapitanom kawę, zaopatrują ich w kanapki na drogę, matkują ich zaniedbanym synom – i czasem nawet zostają panią kapitanową (Janka). Heroiny romansu są z kolei diablo atrakcyjne, niekiedy nawet dla samego prowadzącego śledztwo (na przykład w Strzale na dansingu Edigeya, inaczej niż w telewizyjnej adaptacji, scena kuszenia porucznika przez młodocianą siostrę zamordowanego nie kończy się demonstracją jego cnotliwości, ale znaczącymi trzema kropkami!). Ale heroiny romansów z reguły nie tylko nie nadają się na żonę, ale i zadają się z elementem przestępczym. Zarówno wampy jak i kopciuszki okazują się też niekiedy szpiegami w spódnicy, ale z reguły nie są to nowe Maty Hari.

Natomiast prawie nie napotykamy w polskiej powieści milicyjnej kobiety – detektywa. Nie mamy swojej panny Marple ani V.I. Warszawski. Wyjątkiem jest porucznik Barbara Śliwińska z Alfabetycznego mordercy Edigeya, która nie tylko rozwiązuje skomplikowaną zagadkę, ale używa w pacy detektywistycznej wyraźnie kobiecych metod: rozmawia z mieszkańcami i nawiązuje z nimi przyjazne stosunki. Zresztą sama przyznaje, że gdyby nie złamany obcas, nigdy nie zwróciłaby uwagi na podejrzanego…

Kobiety bywają ofiarami lub świadkami przestępstw, bywają też ofiarami nękania i prześladowania. Czasem same mordują… Jeśli jednak rozwiązują zagadkę kryminalną, to mimochodem, niechcący, i nie jest to nigdy ich zasługą. Znajdują się „w oku cyklonu” – są świadkami lub potencjalnymi ofiarami, niekiedy niesłusznie podejrzanymi, i odkrywają tożsamość mordercy często w ostatniej chwili, gdy ten je atakuje. Zresztą ta finałowa scena wymaga z reguły męskiego obrońcy, który już wcześniej odkrył tożsamość mordercy, tylko nie miał dowodów, i w ostatniej chwili ratuje nieszczęsną od okrutnego losu jej poprzedniczek.

Doskonałym przykładem takiej bohaterki jest siostra Anna, bohaterka Nieuchwytnego Barbary Gordon. Anna znajduje się „w oku cyklonu” – to ona znalazła pierwsze zwłoki, to jej zwierzają się zarówno podejrzani jak i sąsiad – milicjant prowadzący sprawę. Kiedy Anna znajduje zwłoki pierwszej ofiary, połowa miasteczka ją właśnie podejrzewa o zabójstwo. Potem ginie dziewczyna, która zwierzała się Annie za swoich intymnych problemów. I następna kobieta… Pewnego dnia Anna odkrywa, że w barze mlecznym zabrakło jej ulubionych naleśników, krawcowa zrezygnowała z jej zamówienia, ekspedientka nie odłożyła obiecanych rajstop, a kelnerka w kawiarni na jej widok doznaje potężnego wstrząsu. Ochłonąwszy, wyjaśnia Annie, że mimo seksualnego podłoża napaści mogła je równie dobrze popełnić kobieta. A Anna – no cóż, nie ma męża, jeździ na motorze, ma 170 centymetrów wzrostu i w dodatku ubiera się jak mężczyzna (znaczy się, nosi spodnie). Coś więc musi być z nią jako kobietą nie tak – być może na tyle, by nienawidziła wszystkich innych kobiet, by je brutalnie mordować. Następne morderstwo znów dotyka blisko Anny – ginie pielęgniarka z tej samej przychodni. Matki chorych dzieci nie chcą, by Anna robiła zastrzyki ich pociechom, kierownik przychodni wysyła ja na urlop.

Urlop, a więc ucieczka, jest dla Anny jedynym wyjściem – nie próbuje nawet sama się bronić, rozwiązać samodzielnie zagadkę. Wyjeżdża i wraca dopiero po następnym morderstwie, które oczyszcza ja z podejrzeń.

Anna nie chce spekulować, kto jest mordercą. Uwolniona od podejrzeń odbiera garsonkę od krawcowej i przeżywa idyllę z inżynierem, który się w międzyczasie pojawił na horyzoncie. Udaje się do fryzjera, pana Feliksa, by nie przynieść wstydu swojemu mężczyźnie. Tam, u fryzjera, doznaje olśnienia: rozpoznaje kable od suszarek jako identyczne z tymi, które widziała przy ciele ofiar. Odkrywa, że pan Feliks porusza się jak kot, jakby tańczył wokół jej fotela – taki sam krok opisała jedna z niedoszłych ofiar. I rysopis też się zgadza…Anna niemal ucieka, w domu opowiada o wszystkim inżynierowi. Ten zachęca do podzielenia się odkryciem z milicją: „może powiedziałabyś o tym chociaż Zdebniakowi?”- proponuje. „A cóż to ja, detektyw” – odpowiada Anna. Inżynier sam jednak odwiedza sąsiada milicjanta, i tylko dzięki temu Anna ocaleje, gdy ją z kolei zaatakuje „wampir”. Wychodzi cało z zasadzki dzięki przezorności męża i milicji, a w końcu to na jej ręce morderca przesyła swoją spowiedź. Mimo że „w oku cyklonu”, Anna przez cały czas pozostaje bierna. To ją podejrzewają, to ją w końcu atakuje „wampir”, to ona czyta jego wyznania. Sama – nie robi nic.

Podobne schematy, w których kobieta osaczona przez mordercę, zagubiona w niezrozumiałych dla niej splotach wydarzeń bezwiednie odkrywa czytelnikowi tożsamość mordercy można napotkać u innych autorek kryminałów: Klary S. Meraldy, Zofii Jabłkowskiej, Anny Kormik. Autorzy – mężczyźni nie zawracają sobie głowy kobiecą narracją. Zresztą nawet u S. Meraldy narracja Katarzyny przeplata się z narracją kapitana Kotowicza.

W utworze Klara i jubiler właściwie to nie kobieca bohaterka, Katarzyna, rozwiązuje zagadkę, ale robi to Klara – jej suczka i jednocześnie imienniczka autorki. Sama Katarzyna jest wobec tajemniczych wydarzeń jak dziecko we mgle. To Klara gryzie mężczyznę przed sklepem jubilera, zaś Katarzyna ściga go by zrekompensować koszt podartych przez psa spodni, a nie po to by wydać go milicji. Gdy pani i suczka wyjeżdżają, i następuje zamach na życie Katarzyny, ta nic w swej naiwności nie podejrzewa. To pies warczy i ściga cienie w krzakach. Nie wzbudza refleksji Katarzyny martwy kotek –dowód próby zamachu na Klarę. Nie porusza jej śmierć pięknej wczasowiczki, która zginęła tylko dlatego, że wybrała się na wycieczkę zamówioną wcześniej przez Katarzynę, i zapobiegliwie uszkodzoną przez mordercę, łódką. To kapitan Kotwicz uświadamia Katarzynie, że zamach godził w jej życie. To trio Kotowicz -Klara – Katarzyna zatrzymuje przestępcę – zresztą też tak jakby „po drodze”.

Cicha śmierć Anny Kormik bardzo przypomina utwór S. Meraldy. Tu z kolei Ewa nie może liczyć na pomoc psa, a oprócz perfidnego przestępcy osaczają ją własne lęki. Ewa do ostatniej chwili nie rozumie, co się koło niej dzieje. Była świadkiem próby zabójstwa własnego męża, ale to milicjant musi jej to pokazać czarno na białym. Upozorowano samobójstwo jej przyjaciółki, a Ewie nie przychodzi do głowy zakwestionować mistyfikacji. Ewa wprawdzie sama – w obliczu niebezpieczeństwa, „w oku cyklonu” – pokonuje swoje lęki, ale wobec tajemniczych wydarzeń wokół siebie jest bezradna. Owszem, potrafi przekazać majorowi Bartoszowi relację nie tylko z faktów, ale i z własnych odczuć, ale nie potrafi sama stawić czoła zagadce. W „sequelu” Cichej śmierci: Kto się boi Stefana Szaleja? Ewa nawet jeszcze bardziej wchodzi rolę biernej i bezrefleksyjnej obserwatorki. Ona opisuje wydarzenia, a major wyciąga wnioski. W obu przypadkach Ewa staje twarzą w twarz z mordercą i tylko interwencja milicji ratuje jej życie.

Troszkę inny schemat postaci kobiety-w-oku-cyklonu prezentuje Zofia Jabłkowska w Laleczce z saskiej porcelany. Tu mamy do czynienia z głównym bohaterem (bohaterką) zbiorowym, bowiem zagadkę rozwiązują cztery przyjaciółki. Wspierają się niekiedy męską pomocą, ale nie do końca mogą na niej polegać. Na szczęście te panie nie uciekają przed zagadką i starają się ja rozwiązać – dość oryginalnymi, „kobiecymi” metodami, zaczynając na przykład naradę wojenną od upieczenia ciasta albo omówienia zalet posiadanej garderoby. Jednocześnie nie stronią od funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. I spotyka je zasłużona nagroda – w finalnym starciu z mordercą bronią ich bezpieczeństwa nie tylko milicjanci, ale i milicjantki. W sumie więc utwór ten jest apoteozą współpracy między kobietami – tylko razem mogą stawić czoła niebezpieczeństwu.

Iza Desperak