Wigilia 2008 – Lotos

WIGILIA KLUBOWA 2008 W LOTOSIE

A było to tak…

Zeszliśmy się w stałym rozszerzonym gronie – od klubowego „betonu” poprzez członków pisujących okazjonalnie (lub bardzo okazjonalnie, jak niżej podpisany), do sympatyków, czyli tych, którzy nie napisali nigdy żadnej recenzji. Tych Prezes tradycyjnie opieprzył, tak po ojcowsku. Nie stało Remka, który bawił w ciepłych krajach.

Potem było tradycyjnie miło: Prezes mówił, robił zdjęcia, potem jeszcze trochę mówił. Opowiadał, namawiał, roztaczał, nawiązywał. Aktyw klubowy (i pasyw) słuchał, potakiwał, pił. Co do picia, niestety trzeba wyraźnie powiedzieć, że jakość wódki w Lotosie się pogorszyła. Chyba dolewają czegoś. Obsługa też nie okazywała gościom takiej atencji jak dawniej. Przy uiszczaniu rachunku trzeba było jak zwykle zachować czujność. Jak za PRLu znaczy się. Widać popularność nie wychodzi na dobre temu lokalowi – nic tak nie rozbestwia jak nie w pełni zasłużona „kultowość”.

No, ale w końcu nie dla konsumpcji tam byliśmy. Uczta intelektualna zaś jak zwykle była przednia. Tego wieczoru zrodził się pomysł napisania klubowego kryminału, którego osią będzie zabójstwo Prezesa. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że projekt taki był realizowany swego czasu, ale nie przetrwał próby czasu. Cóż, może tym razem będzie lepiej. Poza tym Prezes opowiadał o planach wydawniczych na najbliższe miesiące, o najbliższych clubbingach (ja zaproponowałem mało znany Grochów). Około 23.00 rozeszliśmy się w ciemną noc.

Cóż jeszcze dodać – może to, że wieczór umilał (?) śpiew pracowników POLFA-Ożarów, świętujących przy stoliku nieopodal. Na rewersie (tzn. na plecach) każdy miał napisane WDUPIEMAMTO. Nie wiadomo co dokładnie, ale pomysł zabawny.

Maciek