Ruskie na Gagarina …
Relacja ze spotkania u Moniki Przyguckiej
Drodzy Klubowicze, cóż to był za wieczór. Gdy z pewnym opóźnieniem dotarłem do lokalu Klubowiczki Przyguckiej na ulicy Gagarina, oczom mym ukazała się prawdziwa uczta. Za stołem w szampańskich humorach biesiadowali już w najlepsze Klubowicze Szwedowski, Smosarski, prezes Cielecki oraz dawno nie widziana sympatyczka Amudena. Jak mi wiadomo rozpoczęto od omówienia spraw bieżących. Klub rozprzestrzenia się bowiem na nowe miasta – ostatnio powstał oddział w Opolu i reaktywował się Lublin.
Poziom merytoryczny spotkania był jak zwykle wysoki. Jednak poziom kulinarny to wręcz Himalaje. Rozpoczęliśmy od pysznych sałatek, potem był doskonale doprawiony kurczak, ruskie pierogi, a na deser nieprawdopodobnej wielkości pączki. By odpowiednio uczcić gospodynię Prezes i reszta Klubowej braci co chwila wznosili kolejne toasty. Wódką z czerwoną kartką, oczywiście.
Część filmową rozpoczęliśmy od filmu „Drugi człowiek” z 1964. Jest to historia zlewacza (wylewacza?, odlewacza?) surówki z huty Lenina (w tej roli młody i zbuntowany Jan Machulski), który po nieszczęśliwym wypadku i odsiadce próbuje wrócić do pracy w kombinacie. W filmie jest niewielki, ale bardzo oryginalny wątek kryminalny. Sopocko–krakowska szajka produkuje na masową skalę medaliki z Matką Boska, używając do tego celu … pięćdziesięciogroszówek. Machulski dotknięty tym jako hutnik i obywatel rzuca krótkie, acz mocne jak na tamte lata, słowo „Skurwysyny!”. Dodatkową atrakcją filmu są występy piwnicy pod Baranami z młodym Skrzyneckim (tu jeszcze bez słynnego kapelusza) i Litwinem grającym na gitarze.
Po krótkiej przerwie i dokładce wyśmienitych pierogów obejrzeliśmy jeszcze „Bicz Boży” z 1967 roku. Milicjanta zagrał tam Stanisław Mikulski, a jego narzeczoną – Pola Raksa. Oboje byli wtedy tuż przed swoimi najbardziej znanymi rolami – za rok Mikulski zagra Klossa, a Raksa właśnie zaczyna zapuszczać włosy do roli Marusi. Oglądając „Bicz Boży” nie można nie zadać sobie pytania, czy Mikulski lepiej wygląda w mundurze oficera milicji, czy kapitana Abwehry? Pytanie to jest oczywiście czysto retoryczne, bo dla członków Klubu MO-rd sprawa jest przecież jasna!
Spotkanie zakończyło się przed północą, a my pełni wrażeń duchowych, kulinarnych i artystycznych rozeszliśmy się w błogostanie do domów. Niech żyje Klub! Niech żyje Prezes! Niech żyje Klubowiczka Przygucka!
Paweł Duński