Spotkanie klubowe – 31 marca 2006

Sprawozdanie ze spotkania klubowego w dniu 31 marca 2006 r.
Miejsce: kwatera główna Prezesa

Część I
Prawie w ostatniej chwili Prezes dał hasło do spotkania: piątek, 19, kwatera główna. Zwykle bywa różnie, bo im później hasło, tym mniejsza frekwencja na spotkaniu, ale tym razem Klubowicze dopisali w całej, że tak powiem, okazałości. Strona damska: Ania L, Dorota Z., Teresa T. (o tym za chwilę) oraz pisząca ten tekst Monika P. Mężczyźni w składzie: Gospodarz (oczywiście), Remigiusz, Paweł D (dzięki za transport), Maciek Sz. (rzadko, więc tym bardziej mile widziany) i – spóźniony – Bartuś (cytuję za Anią L).


Prezes zadbał o wyszynk a nawet o stylistykę PRL-owską: na gazecie (tytułu się nie stwierdza, podejrzewam Trybunę): deska z wędlinami (zwyczajna, mielonkopodobna wędlinka z galaretką, jabłka a la papaja (wniósł Paweł), papryka marynowana, sałatka szefa, wódeczka Koneser (vide clubbing praski), wiśniówka, dzięgielówka, piwa (dla kobiet – imbirowe) i dobre, czerwone wino. Klubowicze zasiedli gdzie popadnie, Klubowiczka Tulska centralnie (z racji przeżyć przez ostatnie 50 dni), reszta na kanapie, książkach i krzesełkach.
Prezes wydobył z czeluści kuchennej szafki dyżurną popielniczkę i „wygonił” damską, trzyosobową palącą część klubu na klatkę schodową (wypadów podczas spotkania – 4). Klatkę zresztą słynną i uwiecznioną w zajawce do filmu „Zbrodniarz i panna” (Kino Polska), zabytkową właściwie.
Zaczęliśmy od barwnej i wciągającej opowieści Klubowiczki Teresy z pobytu w kazamatach Grochowskiej Olszynki. Przy okazji powzięliśmy wiedzę co znaczy „półotworek” i do czego służą w damskich więzieniach dziurawe damskie rajstopy. Słuchaliśmy z wypiekami na twarzy i czekamy na książkę. Niniejszym odnotowujemy wyjątkowość Klubowiczki (że przetrwała w dobrym zdrowiu na ciele i umyśle), stwierdzamy rzecz oczywistą, tj. całkowitą głupotę i bezsensowność w działaniu tzw. wymiaru sprawiedliwości i oczekujemy wykorzystania doświadczeń Klubowiczki Teresy na niwie klubowej (na przykład w recenzjach lub tekstach przekrojowych).
Przepłukując w międzyczasie gardło trunkami wyskokowymi uzgodniliśmy okładki do Drugiej Sety oraz nowego klubowego wydawnictwa. Spotkanie było, wbrew pozorom, bogate w treści merytoryczne : klubowicze przyjęli raport z clubbingu praskiego (Prezes i Paweł, Siostra Prezesa i przyległości). Clubbing okazał się naprawdę odkrywczy: piękne, oryginalne i zabytkowe miejsca, bary i restauracje. Obejrzeliśmy także dużą ilość zdjęć z clubbingu. Uczciwość sprawozdawcy wymaga odnotowania, iż wszyscy obecni przyszli w doskonałych humorach, które poprawiały się jeszcze wprost proporcjonalnie do wypitych trunków. Między wierszami wyszło, że męska część Klubu planuje w wekkend majowy wypad do Macedonii. Pozostajemy w nadziei, że przywiozą dobre trunki i wniosą do Klubu.
Po drodze, Klubowicze w ramach kontaktów bilateralnych załatwiali swoje partykularne interesy: przepis na pączki, majowe spotkanie klubowe poniekąd imieninowe, spotkanie trójstronne, pomysł na kolejny clubbing, kopiowanie rzadkiej pozycji udostępnionej wspaniałomyślnie przez Klubowicza Bartka (książka nabyta za skandaliczną cenę, ponad 200 złotych, chyba rekord w Klubie).
Pisząca te słowa z przykrością, razem z Anią, opuściły szacowne grono przed północą, więc dalsza część sprawozdania – na odpowiedzialność Klubowiczki Tulskiej.
Klubowiczka Monika Przygucka

Część II

W wyżej wymienionym dniu ok. godz. 23, a może trochę później, dobił do zebranych Klubowicz Bartek; ok. 24, a może trochę wcześniej, wybyły Klubowiczki Ania i Monika, ale nie pozostawało to w związku przyczynowo-skutkowym – zwyczajnie późno się zrobiło. Niemniej szkoda ogromna, że poszły sobie, ponieważ Prezes nasz czcigodny uraczył tych, którzy pozostali, cymesem wyjątkowej urody – puścił nam mianowicie koktajl z Polskich Kronik Filmowych, lata 50. 60. i 70. chyba też, fragmenty poświęcone wyłącznie kobietom. Cuda wianki! Wybory, żniwa, zwalczanie analfabetyzmu, a bodaj nawet zbieranie stonki ziemniaczanej; uroczyście obchodzone Dni Kobiet; nowe stanowiska pracy w supernowoczesnej (wówczas) fabryce, młody, piękny i uroczy (wówczas) Jacek Fedorowicz z piosenką specjalnie dla pań, pokazy mody i demonstracja sprzętu gospodarstwa domowego; młoda pani majster, i nawet pani mistrz zmianowa, a na deser dosyć zgrzebne prostytutki – te ostatnie do spółki z alkoholikami reprezentowały margines społeczny nie przeradzający się jednak w trwałą patologię o szerokim zasięgu, a to wskutek zdecydowanego piętnowania. Kto nie widział, niech zobaczy, kto nie zechce, niech żałuje do śmierci i nawet dzień dłużej!!!
Pokaz okraszony dodatkowo powtórką „Promieni śmierci” przerywały z rzadka komentarze, ciągle wybuchy śmiechu i jeden krótki spacerek do pobliskiego sklepu, ale skromny, tylko po połówkę. Miło było i ciekawie. We wczesnych godzinach porannych, gdzieś koło czwartej, znużony gospodarz usnął cichutko w kącie tapczana (obecnie posiadam wersalkę – przyp. Prezesa), wzorowy w życiu rodzinnym i towarzyskim Klubowicz B. z lekka sprzątnął ze stołu (nie wynosząc jednakowoż butelek ilością i różnorodnością chlubnie świadczących o naszej biesiadnej kondycji) i zniknął, a Klubowicz D. i niżej podpisana (nad)użyli gościnności prezesa dosypiając u niego. Zresztą tylko parę godzin, ponieważ dość wczesnym przedpołudniem zadzwoniła Klubowiczka B., aby wyrazić ubolewanie z racji swojej nieobecności na opisywanej imprezie i wyrwała nas ze snu, co dało asumpt do ostatecznego rozejścia się.
Na tym spotkanie zakończyło się, przynajmniej wg mojej najlepszej wiedzy – Prezes i Klubowicz D. pozostali sami, ale chyba już konwencjonalnie, a nie klubowo i służbowo 🙂
Klubowiczka Teresa Tulska