Niedobra Kobra na dobrym spotkaniu
Jeśli myślicie, że spotkania Klubu są po to, by pić, oglądać kryminały i debatować z peerelowską proweniencją, to pozwólcie, że was rozczaruję. One są po to, by jeść! Przekonała nas o tym Monika Przygucka…
Gościem honorowym zjazdu mordowego 21 października 2005 roku była pani Helena Sekuła. W gronie 7 osób rozmowy toczyły się wartko i owocnie. Z Prezesem przybyliśmy opóźnieni z powodu odebrania przesyłki od naszego informatora w Telewizji. Nazwiska nie mogę zdradzić (tajemnica klubowa). Wyniósł on z gmachu przy Woronicza taśmę z pierwszą Kobrą. Projekcji towarzyszyły pyszne kanapki (mój zachwyt wzbudził sandwicz z rybą i cytryną), niemniej wykwintne sałatki oraz wino czerwone plus wódka czysta (podawane osobno). Monika, oprócz kulinarnych znamienitości, przygotowała również nowe zestawienia recenzji klubowych oraz autograf od Andrzeja Zbycha dla klubowiczów. Siermiężna Kobra nie wpływała zbyt dobrze na trawienie, a jej specyficzny poziom odczuła nawet pani Helena wyrażając się niepochlebnie o narracji. Zresztą nie była to jedyna tego wieczoru gniewna wypowiedź autorki Głosu węża. Ale nie uprzedzajmy faktów. Dla mnie Kobra była równie nieudana, uwagę zwracały potworne tapety i osobliwe wystroje wnętrz. Sama intryga gdzieś umknęła pomiędzy wódkę a zakąskę…
Po pierwszym filmie Prezes zanadrza wydobył prawdziwy majstersztyk – ekranizację Hłaski, etiudę „Zbieg”. Pasjonujące dzieło z Emilem Karewiczem w roli głównej. Ten krótki film ogląda się z przyjemnością. Ukazuje psychologiczne podejście do bandyty oraz obnaża wiejskie okolice Warszawy i fantastyczne postaci typków z marginesu, jak choćby mrukliwego pasera i wywrotowego kelnera. W międzyczasie na boku rozgorzała rozmowa o projektach klubowych, publikacjach, a w szczególności o artykule poświęconym kryminałom w „Rzeczpospolitej”. Tu nasz gość honorowy okazał się nieugięty – w gorących słowach („zawistne chamy”) oskarżył autora tekstu o zaprzeszłe niesnaski, zapowiadając odwet.
Wkrótce dołączył Bartek B., wyjątkowo „niezaopatrzony” w alkohol. Ku naszej radości gospodyni podała świetną lazagne, która błyskawicznie zniknęła z talerzy. Wtedy nastąpiła ostatnia popółnocna projekcja, tylko dla dorosłych. Obejrzeliśmy półgodzinną trawestację filmową seriali „Stawka większa niż życie” oraz „17 mgnień wiosny”. Mój stary znajomy Andrzej Marek (jeszcze nie klubowicz) spędził z przerwami pół roku na kompilowaniu intrygi do swego dzieła „Promienie śmierci”. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – wraz z panią Heleną Sekułą radowaliśmy się błyskotliwymi komentarzami narratora, nie wyłączając tych bardziej sprośnych. Jakby tego było mało, Prezes poprosił o podanie spaghetti… Wracaliśmy po 2 nocnym, zatłoczonym podpitymi warszawiakami (ale bez harcerzy). I to jest to, co lubię – nocne powroty z kameralnych spotkań, na których goszczą luksusowe trunki, milicyjne konkrety, no i oczywiście miłe towarzystwo w składzie: wspomniana Helena S., Monika P., Anna L., Teresa T., Amudena R., Grzegorz C., Bartek B. oraz piszący te słowa Remigiusz K.
Komisarz Kociołek