Klubbing Mokotowski – 28 października 2006

Krótko i na temat czyli Klubbing Mokotowski

Młode pokolenie należy wychowywać patriotycznie i w zgodzie z zasadami Prezesa. Dlatego też mokotowski Klubbing z 28 października 2006 roku, rozpoczęty o 14.00 w bliskiej okolicy więzienia na Racławickiej, zgromadził spragnione nauk wspaniałe matki z równie wspaniałymi dziećmi. W początkowym składzie Dorota, Asia, Prezes i piszący te słowa, udaliśmy się według autorskiego planu Ani Lewandowskiej w stronę Zakładu Jubilera przy Puławskiej 10, na który dokonano napadu w książce Barbary Nawrockiej i Ryszarda Dońskiego „Akcja chirurg”. Wydaje mi się, że tam dotarliśmy, ale głowy nie dam… Ponieważ pogoda waliła nam słońcem po oczach wstąpiliśmy na lody przy placu Unii Lubelskiej. Dla przyszłych biografów Prezesa spieszę donieść, że zamówił on „nieważne jakie, byleby owocowe”. Oczywiście nie omieszkaliśmy zajrzeć na plac rozbiórki słynnego Supersamu, co zostało uwiecznione na licznych zdjęciach.

Chwilę później spotkaliśmy się w niewielkim barze z Maćkiem i Anią Niklewską wraz z córką i sympatyczną koleżanką, która jednakowoż nie przystąpiła do Klubu. Tam też dołączyła klubowiczka Weronika. W owym przybytku, którego nazwę stosownie pominę, miała miejsce krótka sprzeczka z pewnym „grubianinem”. Ów jegomość poczuł się urażony kilkukrotnym szturchnięciem wynikłym z łączenia stolików dla naszej mordowej grupy. Cham jeden w mordę jeża. Kelnerka była po naszej stronie, a ponieważ odrażający drab chciał się widzieć z jej szefem – zostawiliśmy nasze namiary – gotowi zeznawać nawet w „Strasburgu”, by bronić prawa i sprawiedliwości… Następnie spacerkiem udaliśmy się do Mozaiki, gdzie dotarł do nas Paweł D. na małe conieco. Tam, po sowitej rozmowie w jak zawsze nienagannej atmosferze skończył się mokotowski klubbing. Kelner był stary i dziwny, a we wszystkich miejscach, które miały koncesję piliśmy alkohol…
Komisarz Kociołek

P.S. Prezesa
Dodam tylko, że w dobrych humorach skończyliśmy Klubbing w lokalu „Dwa Asy”, gdzie można było zamówić wino grzane. Najmniejsza objętość jeden litr, ale wynegocjowałem pół litra. Lokal miał zaiste mordową atmosferę, ale w sympatycznym tego słowa znaczeniu.