Ronert Albin – Ostatni lot „Jastrzębia” – Trzecia seta 81

  • Autor: Ronert Albin
  • Tytuł: Ostatni lot „Jastrzębia”
  • Wydawnictwo: Ilustrowany Kurier Polski
  • Seria: druk pomiędzy 17 czerwca a 30 lipca 1971 (łącznie 38 odcinków)
  • Rok wydania: 1971
  • Recenzent: Tomasz Kornaś
  • Broń tej serii: Trzecia seta

SZPITALNY KORYTARZ ŚMIERDZI LIZOLEM

Dalibóg nie wiem, kto zacz Albin Ronert – z całą pewnością jest to pseudonim. Ale warto odnotować, że osobnik ten spłodził – literacko, literacko – niejakiego Borewicza. Ronertowy Borewicz miał na imię Kazimierz i objawił się jako jeden z bohaterów powieści drukowanej na łamach „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” w roku 1971. Borewicz ów był jednym z podejrzanych o napad na pociąg, rabunek pieniędzy z wagonu pocztowego i o morderstwo.
Rzecz była następująca: przez miejscowość Grabowo raz dziennie przejeżdżał międzynarodowy express. Nie był to byle jaki pociąg bo w „składzie wagonów znajdował się restauracyjny i sypialny. Tuż za lokomotywą i węglarką doczepiono pocztowy”. A w tym pocztowym był okrągły milionik – były to pieniądze przekazywane z Banku Rolnego do Banku Spółdzielczego w Grabowie i przeznaczone były na wypłaty dla plantatorów tytoniu. Podczas napadu na wagon skradziono tę kasę i zastrzelono jednego z konwojentów. Potem – jak to w takich sytuacjach – pojawili się stróże prawa i zaczęli śledztwo.
Ronert w paru miejscach swojej krótkiej powieści dał – tak lubiane przez nas – opisy realiów epoki. Dowiedzieć się z lektury, więc można, że np. w opisanym czasach „szpitalny korytarz śmierdział lizolem i chloraminą”, że ówczesny uroczysty bankiet od strony gastronomicznej wyglądał tak: „na białych obrusach ustawiono butelki szampana, różowiły się plastry szynki na półmiskach i czerwieniła polędwica”…
Tuzowie kryminału milicyjnego – Zeydler i Edigey – często tworzyli w swoich powieściach sympatycznego, acz lekko sfrustrowanego realiami egzystencji milicjanta. Podobnie zrobił Ronert. Takie cv miał jeden z prowadzących śledztwo milicjant Janiak: „zaraz po wojnie, jako młody chłopak, Janiak walczył z podziemiem i wtedy mówiono mu, że to jego obywatelska powinność. Nie było czasu na szkołę. Później tak się składało, że stale stawały przed nim coraz to inne, wciąż ważne i wciąż pilne zadania. Janiak zapisał się do wieczorowego liceum, zdał maturę, ale na więcej sił mu już nie starczyło. Może dlatego nie awansował, stale tkwiąc w powiatowej komendzie”. Tenże Janiak nie posiadał co prawda poczucia spełnienia w życiu, ale posiadał żonę, która pewną sentencją ożywiła myśli Janiaka pochłonięte analizowanie szczegółów zbrodni. Janiakowa rzekła: „wy [milicjanci -TK] macie zawsze zwyczaj szukania daleko tego, co leży zupełnie blisko. Jak ty skarpetek na przykład”. Wygłoszenie tej sentencji naprowadziło janiakowe rozważania na nowe tory; wkrótce potem śledztwo – jak to się często pisało – „ruszyło z kopyta”.
Powieść – jak wyżej zaznaczyłem – jest dość krótka, umiarkowanie emocjonująca, rozwiązanie zagadki mało zaskakujące. Wielbicieli nazwiska Borewicz uspokoję – to nie on był oprychem.