Kwaśniewski Kazimierz – Śmierć i Kowalski – Trzecia seta 63

  • Autor: Kwaśniewski Kazimierz
  • Tytuł: Śmierć i Kowalski
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1962
  • Recenzent: Anna Lewandowska
  • Broń tej serii: Trzecia seta

LINK Recenzja Marzeny Pustułki

KŁOPOTY Z MARYSIĄ CZYLI KLOSS ZA KÓŁKIEM

Rzadko się zdarza, by film, który powstał na podstawie książki, był równie dobry, a może nawet lepszy od pierwowzoru literackiego. Ale w przypadku „Ostatniego kursu” nie mogło być inaczej.
Przede wszystkim scenariusz: na podstawie własnej powieści pt. „Śmierć i Kowalski” napisał go Joe Alex, czyli Maciej Słomczyński (książkę podpisał innym swoim pseudonimem: Kazimierz Kwaśniewski), a przy pisaniu dialogów wspomógł go reżyser, Jan Batory. Spółka okazała się udana i powstał film doskonały, który z książką ma wspólną tylko główną oś akcji i postaci bohaterów.
Głównym bohaterem książki i filmu jest kierowca gdańskiej taksówki, Henryk Kowalski, który ma przyjaciela i wspólnika Kazimierza Kitę (w filmie zmieniono mu nazwisko na Górski) oraz bardzo zazdrosną narzeczoną, Marlenkę (naprawdę dziewczyna ma na imię Marysia i pod takim imieniem występuje w filmie).
Słomczyński najwidoczniej nie miał złudzeń co do swojego bohatera, dlatego zadbał o to, żeby Marlence naprawdę dać powody do zazdrości: Kowalski jest zwykłym podrywaczem, rwie wszystko, co w zasięgu wzroku i dziwi się tylko, czemu narzeczona urządza mu piekielne awantury. Ta jego słabość do płci odmiennej ratuje mu zresztą życie, bo zajęty tłumaczeniem się przed Marlenką ze świeżej podrywki odstępuje kurs koledze, który następnie zostaje zamordowany na pustym odcinku trasy między Gdynią a Gdańskiem.
W filmie trochę złagodzono podrywcze zapędy przystojnego taksówkarza, i choć nie ucieka on z krzykiem na widok każdej atrakcyjnej dziewczyny, a wręcz przeciwnie, prawie daje się omotać pięknej piosenkarce, którą ratuje z rąk opryszków, to jednak stara się być wierny swojej Marysi.
I w książce, i w filmie po zamordowaniu wspólnika Kowalskiego milicja wdraża śledztwo. W filmie jest ono jednak trochę barwniejsze, bo rolę prowadzącego je porucznika kreuje przystojny Wieńczysław Gliński, nieco nonszalancko odnoszący się do podejrzanych i współpracowników. Kiedy przychodzi do Kowalskiego, żeby poinformować go o śmierci przyjaciela, zadaje mu pytania w taki sposób, że zirytowany Kowalski mówi: „Pan chyba nie jest z milicji. Oni są przynajmniej grzeczni”. „Ja jestem nietypowy” – odpowiada porucznik. Rzeczywiście, jest. Kiedy milicjanci przeszukujący miejsce zbrodni meldują, że nie ma żadnych śladów, bo w nocy była ulewa, mówi: „Dobrze, że nie było trzęsienia ziemi, bo wtedy nawet samochodu by nie było”.
Śledztwo posuwa się energicznie do przodu, zarówno w książce, jak i w filmie. Oczywiście nie zdradzę, na czym polegała intryga kryminalna, bo może znajdzie się jeszcze ktoś, kto nie czytał książki ani nie oglądał filmu, więc nie będę mu psuć przyjemności. Wspomnę tylko, że wspólnik Kowalskiego nie jest jedyną śmiertelną ofiarą szajki, na której czele (w filmie) stoi piękna piosenkarka, którą gra Barbara Rylska, ucharakteryzowana na blond boginię, w błyszczącej obcisłej sukni wyśpiewującą głębokim głosem sentymentalne piosenki. W książce jej rola nie jest tak rozbudowana, nie śpiewa wieczorami w eleganckiej restauracji, pełni tylko rolę pięknej dziewczyny, wystawianej na wabia.
Zarówno film, jak i książka budzą mój gorący zachwyt. Film może nawet większy, bo oprócz Wieńczysława Glińskiego występują w nim jeszcze inni atrakcyjni panowie: Emil Karewicz i Ryszard Pietruski. A rolę Henryka gra sam Stanisław Mikulski. I choć nie nosi niemieckiego munduru porucznika Hansa Klossa, ale berecik z antenką, to i tak sam jego widok zapewne wprawia w drżenie niejedno damskie serce.