Korkozowicz Kazimierz – Trzecia rakieta 160/2023

  • Autor: Korkozowicz Kazimierz
  • Tytuł: Trzecia rakieta
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1958
  • Nakład: 30000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Recenzja Marzeny Pustułki
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Kłamliwa wymowa faktów

Kazimierz Korkozowicz (1907-1996) jest „Matuzalemem” polskiej powieści kryminalnej. Tworzył je na przestrzeni 54 lat. Pierwszą wydał tuż przed wojną, a ostatnią w roku 1993, gdy miał 86 lat.

Pierwsze wydanie recenzowanej książki miało miejsce w roku 1958. Egzemplarz, który posiadam to wydanie drugie, z roku 1959. Książka liczy 198 stron, a cena okładkowa to 10 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w jakimś niewymienionym z nazwy zamku, gdzieś pod zachodnią granicą Polski, w roku nie-wiadomo-którym (pomiędzy 1949 a 1958). .

Anzelm Szarotka – starszy księgowy ze Zjednoczenia Budowlanego nr 3 z Kalisza przyjechał do pensjonatu usytuowanego w pozostałościach samotnie stojącego zamku. Wśród personelu placówki byli: kierowniczka – Kolarska, ogrodnik – Piotr Brona, administrator – Stanek, dwie pokojówki – Marysia i Frania oraz kucharka. Poza Szarotką gościli tam: Agnieszka Wieczorek – brygadzistka z fabryki odzieżowej, Jolanta Solecka z Instytutu Tworzyw Sztucznych, Jerzy Proca – mechanik z pobliskiego POM, Czesław Wieleń – budowniczy dokonujący wcześniej przebudowy zamku, Bolesza – bankowiec, Jan Sosin – pracownik wrocławskiej Rady Narodowej, Jerzy Kuszar – inżynier-architekt, projektant przebudowy zamku, a także Hempel – dziennikarz z Warszawy.

Prostolinijnego, wrażliwego i strachliwego Anzelma spotkały w pensjonacie zdarzenia, które w skrócie można by zatytułować romantycznie: „Duchy w zamku”. Natomiast to, co spotkało innego gościa – Procę, trzeba nazwać po imieniu: „zgon w wyniku uderzenia w głowę tępym narzędziem”.

Śledztwo milicyjne w tej sprawie prowadził nieznany z nazwiska porucznik, natomiast dziennikarskie – Hempel i Brona. Tropy zaprowadziły cywilnych detektywów do zamkowych podziemi. Natomiast do działań milicji włączył się Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który działał pod kierownictwem majora.

PRL-ogizmy: Fundusz Wczasów Pracowniczych (powołany w roku 1949) oraz Powszechne Domy Towarowe (założone w tym samym roku).

Patrząc na tę recenzję stwierdzam, że coś ona jakaś taka lakoniczna i lapidarna. Ale jaka książka taka i recenzja. Autor głęboko zakonspirował w niej informacje, a właściwie prawie wyeliminował. Nie wiadomo, gdzie się akcja toczy i w którym roku, jakie imiona noszą niektórzy bohaterowie oraz jak w ogóle nazywa się … kucharka, a przede wszystkim, co jest przedmiotem zamachu przestępczego („Jest to tajemnica służbowa”). Bohaterowie nic konkretnego nie czytają, nic w ogóle nie piją i nie palą. W treści – poza FWP i PDT – nie pada żadna nazwa, przez co nic ciekawego, spoza wątku kryminalnego, nie można się dowiedzieć. Prawdopodobnie było to zamierzone przez autora, ale mnie się nie podoba. Natomiast spodobały mi się dwa elementy: rozbrajająca prostolinijność Szarotki w „scenie” we młynie z dwoma „aktorami”, a także błyskotliwa gra operacyjna zastosowana wobec ujawnionego szpiega (po prostu majstersztyk). Ciekawa jest też sama „tajemnica” trzech rakiet.

Książka jest lekka w odbiorze i dość przyjemnie się ją czyta. Ale jest to pozycja obowiązkowa tylko dla fanów Korkozowicza i serii „Labirynt”. Pozostali „kryminałofile” mogą ją sobie darować.