Kalinowski Jerzy – Stawka na błąd 226/2022

  • Autor: Kalinowski Jerzy
  • Tytuł: Stawka na błąd
  • Wydawnictwo: MON
  • Rok wydania: 1955
  • Nakład: 10000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Stawka, o którą pyta ten, co nie błądzi

Opowiadanie „Stawka na błąd” autorstwa Jerzego Kalinowskiego jest jednym z czterech, zamieszczonych w książce o tym samym tytule. Pozostałe to: „Strażnica pod krzywą sosną”, „Decyzja kaprala Bilskiego” i „W ostatniej chwili”, które mają już swoje recenzje w naszym Klubie. Cała książka liczy 343 strony, z czego na recenzowane przeze mnie opowiadanie przypada ich 85. Cena publikacji to 9,85 zł.

Akcja zaczyna i kończy się w Niemczech Zachodnich, a toczy w Polsce Ludowej. Major Norton (made in USA) wszedł w układ (potwierdzony podaniem sobie dłoni) ze skazanym na dożywotnie więzienie i osadzonym w Regensburgu gestapowcem, strurmbannfuhrerem Ernestem Heinklem, specem, ale nie od samolotów, jak mogłoby sugerować nazwisko, lecz od wywiadu i dywersji. W zamian za amerykański mundur, stopień kapitana i odpowiadający temu stopniowi żołd, Niemiec przekazał Nortonowi dane doborowych agentów z terenu Polski, działających w siatce C-11, wyspecjalizowanych w antykomunistycznej robocie. Amerykanin wysłał do naszego kraju, polskiego porucznika Stanisława Szeligę, by z tychże agentów zorganizował nową komórkę wywiadowczą o krypt. „Skorpion”. Staszek bardzo nadawał się do takiej roboty. W młodości, od swojego ojca i jego kolegów z Korpusu Ochrony Pogranicza, nauczył się brutalności i okrucieństwa, a także nienawiści do Kraju Rad i komunizmu. Dostał przydział do podchorążówki i został podporucznikiem Wojska Polskiego. Wrzesień 1939 roku zastał go na ziemiach „wyzwolonych” przez Armię Czerwoną. Wówczas przyłączył się do bandy nacjonalistów ukraińskich. Aresztowany przez władze radzieckie trafił do obozu, a dzięki amnestii do II Oddziału w armii Andersa. Po zakończeniu wojny znalazł się w zachodniej części Niemiec.

W Strzałowicach stacjonował pułk artylerii, który był chlubą miejscowości. Szefem jednej z baterii był plutonowy Jan Stępień, wzorowy żołnierz, członek ZMP. Był bardzo lubiany przez swoich podwładnych. „Uważnie i cierpliwie wysłuchiwał każdego, radził, pomagał i uczył”. Dowódcą tej baterii był kapitan Marciniak, a dowódcą pułku – podpułkownik Wojan, noszący dwa przezwiska: „Stary smok” i „Nasz tato”. Jego zastępcą od spraw politycznych był major Chylicki, a od prowadzenia „gawęd” – porucznik Jurczak. Najlepszym kolegą i powiernikiem Stępnia był zaś ogniomistrz Władek Młotecki. Dwaj żołnierze, z którymi plutonowy musiał się liczyć, to: magazynier – ogniomistrz Domagał i oficer żywnościowy – porucznik Żywulski.

Szeliga, który leciał na danych: Jan Ciesielski, trafił do Strzałowic, gdzie zamelinowali się dwaj agenci: „Mątwa” i „Krzywy”. Szybko wyciągnął ich z uśpienia i wydał rozkazy. Ich zadanie polegało na tym, by ustalić strukturę miejscowego pułku, jego organizację, zaopatrzenie, uzbrojenie, stan wyszkolenia i gotowości bojowej, liczebność, nazwiska dowódców, a także zbadanie nastrojów panujących wśród żołnierzy. O ile ustalenie liczebności było dziecinnie proste (wystarczyło dowiedzieć się, ile bochenków chleba z miejscowej piekarni, trafia co dzień do pułku), o tyle pozostałe zadania nie były już takie łatwe. Szeliga wpadł na pomysł, by skrycie przejmować i przeglądać korespondencję żołnierzy, którą wrzucali ją do skrzynki na listy usytuowanej niedaleko garnizonu.

Tymczasem Stępień, zgodnie z rozkazem, miał pojechać pociągiem do pułku czołgów w Tarczewie. Zawiadomił o tym listownie swoją matkę, po to, by przyjechała tam spotkać się z nim. O wyjeździe i liście do matki wiedziała jeszcze tylko sympatia plutonowego – Krysia, pracująca obecnie na poczcie, a w czasie wojny, na robotach, w Regensburgu; nie znała jednak nazwy miejscowości, do której jechał. W Tarczewie, w drodze do koszar, prowadzącej przez las, artylerzysta został napadnięty, lecz szczęśliwie zdołał się obronić strzelając do napastników z pistoletu. Poczta specjalna, którą wiózł pozostała nietknięta, sprawcy zbiegli, a on trafił do ambulatorium u czołgistów. Po powrocie do jednostki macierzystej, dowódca oświadczył mu, że za dopuszczenie do zdarzenia w lesie, spotka go surowa kara. Stępień chcąc zmyć plamę ze swojego nazwiska, postanowił, że sam ustali, kim byli sprawcy napadu i jak dowiedzieli się o jego wyjeździe do sąsiedniego pułku (te ustalenia to raczej w odwrotnej kolejności).

Opowiadanie jest na bardzo zbliżonym poziomie fabularnym, literackim i artystycznym do trzech pozostałych z książki, a najwięcej wspólnego ma z „Decyzją kaprala Bilskiego”. Jeśli ktoś ”Stawki na błąd” nie przeczyta to świat się nie zawali, a Klub MO-rd nie przestanie istnieć. Warto jednak wiedzieć, jak wyglądała literatura propagandowa MON z lat 50. A wyglądała strasznie i śmiesznie, i smutno zarazem, a przede wszystkim była dość nachalna, tendencyjna i stereotypowa.

Menu knajpy w Strzałowicach: faszerowany szczupak w szarej galarecie, tłuste śledziki z cebulką, bigos, nóżki z chrzanem, kwaśne ogórki, a także piwo oraz mocna i zimna gorzała.

Cytat – Norton do Heinkla: „Dawniej, kiedy któremuś z naszych oficerów powierzano robotę skierowaną na Związek Radziecki, to taki pechowiec chodził jak struty i z góry wiedziano, że skończyła się jego kariera. Powierzenie takiego odcinka uważano za karne przeniesienie i (…) za chęć wykończenia faceta. Wszyscy takiemu współczuli. Ale wtedy istniał tylko jeden taki karny kierunek. A dziś? (…) Polska, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Czechosłowacja, Wschodnie Niemcy, Chiny [a co z Jugosławią ? – przyp. recenzenta] (…) Tam zawodzą nawet wypróbowane metody”.