- Autor: Białecka Joanna
- Tytuł: Czarny leksykon
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Epoka
- Seria: seria „Wystrzałowa”
- Rok wydania: 1988
- Nakład: 100000
- Recenzent: Iwona Mejza
Do czego zdolny jest człowiek.
Po „Czarny leksykon” sięgam często, czy to dla przyjemności, czy, częściej by zasięgnąć wiadomości o którymś z przerażających zbrodniarzy. Każda z opisanych historii wydarzyła się naprawdę i tylko w nielicznych przypadkach nie doszło do ujęcia i skazania mordercy.
„Czarny leksykon” to autorski wybór sylwetek przestępców, którzy zostali podzieleni, dla ułatwienia, na kilka grup. Mamy wampiry, które grasują nocą, a wśród nich amerykańskiego Księżycowego Mordercę. Nigdy nie został ujęty, chociaż prowadzono poszukiwania na naprawdę szeroką skalę. Przypuszczalnie Księżycowy Morderca popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg. Historia zdarzyła się w Texarkana, mieście położonym w stanie Teksas, a blisko Arkansas w 1946 roku. Są też tacy, którzy zabijali bez motywów, ot tak, bo im chęć przyszła. Należała do nich Margarett Allen, kobieta, która zrobiła wszystko by skierować na siebie uwagę organów ścigania i swego dopięła. Została skazana na karę śmierci, wyrok wykonano. Są tutaj zgromadzeni także ci, którzy uważali, że trucizna jest dobra na wszystko. Truci mieli chyba inne zdanie. Truł Armstrong, miłośnik arszeniku i idealnego, pozbawionego mleczy trawnika, truł Chapman, truła także Adelaide Bartlett. Ona akurat posłużyła się chloroformem, a jak się okazało w czasie śledztwa, mąż w tym przypadku nie był bez winy. Popchnął małżonkę w ramiona dużo młodszego mężczyzny, do tego pastora, by móc obserwować ich zaangażowanie erotyczne. Po pewnym czasie jego obecność zaczęła przeszkadzać zajętej sobą parze. By móc go w każdej chwili uśpić pastor zakupił spore ilości chloroformu. Którejś nocy cała butla specyfiku znalazła się w żołądku pana Bartletta. Sposób w jaki się w tym żołądku znalazł chloroform pozostaje tajemnicą. Ani przełyk, ani jama ustna nie nosiły śladu poparzenia, a chloroform to substancja żrąca.Pani Bartlett została uniewinniona i mogła zażywać szczęścia z wielebnym.
Wśród morderców często zdarzają się także ci, którzy w każdy dostępny sposób chcą się pozbyć „ukochanej”, najczęściej poślubionej dla pieniędzy. Należał do nich pan Joe Ball, mieszkaniec Teksasu,właściciel gospody mający dwie pasje: kobiety i hodowlę aligatorów. Jak to się pięknie łączy. Pasja pana Balla nie podobała się sąsiadom i szeryfowi, który zastosował wobec upartego i nieprzyjemnego właściciela gospody podstęp. W wyniku podstępu pan Ball popełnił samobójstwo, a pięć osieroconych aligatorów powędrowało do zoo.
Od historyjki do historyjki, czyta się z zapartym tchem i odrobiną przerażenia. Mamy świadomość, że to o czym pisze autorka wydarzyło się naprawdę. Książka w sam raz dla miłośników kryminałów.