- Autor: Steve Mosby
- Tytuł: Gra diabła
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i Sk-a
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 2011
- Recenzent: Adam Sykuła
Gra diabła, czyli typical psychopath
Policjant Mark Nelson zmaga się z traumą po stracie narzeczonej. Przełożeni przydzielają go do zespołu śledczego kierowanego przez legendę angielskiej policji – Johna Mercera.
Niestety od samego początku nic nie jest takie jak powinno być. Heros brytyjskiej policji wcale nie jest takim ideałem, jakim przedstawiają go media. Jest starym, zmęczonym człowiekiem z wielkim kompleksem winy wynikającym z zamordowania jednego z członków ekipy śledczej. Na domiar złego już pierwszego dnia pracy Marka na tapecie pojawiają się spalone zwłoki mężczyzny. Żeby było tego mało na ścianie domu ofiary pojawia się namalowana misterna pajęczyna. Ku przerażeniu ekipy śledczej wygląda na to, że uaktywnił się seryjny morderca, znany miejscowej policji jako zabójca 50/50. Psychopata zasadza się na pary kochających się ludzi i torturując ich psychicznie i fizycznie niszczy miłość pomiędzy nimi. Wszystko to robi przebrany w plastikową maskę diabła. Wkrótce znika kolejna para ludzi, których łączy uczucie. Po jakimś czasie policjanci znajdują w lesie mężczyznę z lukami w pamięci. Facet pamięta tylko tyle, że uciekł a jego dziewczyna nadal jest przetrzymywana przez psychopatę. Zaczyna się wyścig z czasem żeby ocalić przetrzymywaną. Po jakimś czasie zaczyna wychodzić na to, że z porwaniem dziewczyny ma coś wspólnego podopieczny małżonki Johna Mercera.
Po przeczytaniu tej ksiązki cisnęły mi się na usta dwa słowa: typowy i raczej mało zaskakujący. Dlaczego? Ponieważ wszystko w tej książce jest typowe i przewidywalne. Typowy jest psychopata: a to komuś wydłubie oko śrubokrętem, a to poznęca się psychicznie nad ofiarą. Do tego jest skrupulatny i inteligentny, istne alter ego dr. Lectera. Typowi są policjanci prowadzący śledztwo. Zmęczeni życiem i pracą, gnębieni osobistymi traumami i kłopotami rodzinnymi. Tak naprawdę żaden z bohaterów niczym szczególnym się nie wyróżnia. Są tak przywaleni swoimi prywatnymi kłopotami, że prawie rozkładają śledztwo na łopatki. Trywialna jest również podmiana tożsamości zrobiona przez inteligentnego psychopatę oraz wyścig z czasem by uwolnić ofiarę (najlepiej całą i zdrową). Do tego autor unika opisów konkretyzujących miejsce wydarzeń. Akcja na dobrą sprawę mogłaby się dziać nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w Niemczech, Finlandii, Australii, Księstwie Monaco itp. Tak więc zero zaskoczenia, wszystko typowe i dobrze znane.
Z żalem po raz kolejny piszę, że kryminał brytyjski upodabnia się w przerażającym tempie do książek amerykańskich, w których królują psychopaci i seryjni mordercy. A świat dyskretnych morderstw w hotelu Bertram odjechał bezpowrotnie Orient Expresem zabierając ze sobą niemego świadka.