Różni autorzy – Kryptonim „Anna” 150/2011

  • Autor: Tadeusz Brytan, Elżbieta Cierlica, Leszek S. Konarski, Romuald Łabanow, Edward Nowak, Jarosław Rulski, Artur Rutkiewicz
  • Tytuł: Kryptonim „Anna”
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Książka i Wiedza
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 100350
  • Recenzent: Iwona Mejza

Czytając tę książkę wróciłam jeszcze raz do recenzji książki „Na tropach zabójcy” T. Wielgoławskiego, napisanej przez Jacka Szmańkowskiego.

Żeby wnikliwiej zapoznać się z ogromem pracy przeprowadzonej w ramach śledztwa, a potem z przebiegiem rozprawy, z przesłuchaniami Zdzisława Marchwickiego, trzeba by przeczytać niejedną mu poświęconą książkę. W każdej znajdziemy coś nowego, interesującego, często rzucającego całkiem inne światło na tło sprawy. Kryptonim „Anna” zajmuje jedna trzecią książki. Reszta opowiadań, z reguły zwięzłych, bardzo konkretnych poświęcona jest całemu przekrojowi przestępstw, ale o tym za chwilę.

Wracając do sprawy Marchwickiego.W czasie prowadzenia śledztwa śledczy wdrażali różne metody postępowania, szukali różnych dróg dotarcia do psychiki mordercy. Oprócz tego jak wygląda, chcieli także wiedzieć jak działa morderca. Co nim powoduje, na jakie bodźce reaguje, z jakiego środowiska się wywodzi.

(… W 1965 roku niewiele wiedzieliśmy jeszcze o zabójstwach z lubieżności – wspomina naczelnik Wydziału Anna. – Sprawy Rachubińskiego, Modzelewskiego były w toku. Nie mieliśmy własnych doświadczeń ani odpowiedniego przygotowania teoretycznego, zaczęliśmy trochę metodą chałupniczą od czytania i analizowania znanych na świecie spraw: Kuby Rozpruwacza, potwora z Dusseldorfu i dusiciela z Bostonu. Szcegółowa analiza tamtych spraw okazała sie pomocna w sprawie Marchwickiego. Najcześciej jednak wracaliśmy do sprawy Alberta de Salvo…)

Albert de Salvo był seryjnym mordercą grasującym w Bostonie. Swoją działalność rozpoczął w 1962 roku, czyli kilka lat wczesniej niż Marchwicki. Mordował w sposób charakterystyczny, wręcz taśmowy. To właśnie doskonały portret psychologiczny mordercy sporządzony przez dr Jamesa A. Brussela, pomógł w jego ujęciu. Okazało się, że da Salvo najpierw grasował jako gwałciciel, nazwany zielonym człowiekiem od koloru noszonego uniformu, czapki i okularów. Dopiero po przejściu do następnej fazy dojrzewania przerzucił się na mordowanie. Nie dziwi więc doszukiwanie się porównań pomiędzy da Salvo a Marchwickim. On także miał sporządzony portret psychologiczny, jak się okazało po zatrzymaniu bardzo trafny. W ksiażce są przytoczone fragmenty przesłuchań Marchwickiego, przesłuchań świadków, w tym kobiet, które przeżyły napaść. Ksiażka, a w zasadzie 132 strony tekstu naświetlają sprawę Marchwickiego od strony psychologii i dają nam obraz człowieka – mordercy. Jego pobudek, dążeń, pragnień i nieuświadamianych sobie potrzeb zaspokajanych poprzez mordowanie przypadkowych kobiet.

Tyle o Marchwickim, dalszą część książki stanowią relacje z różnego rodzaju spraw. OD najcięższych zbrodni, poprzez gwałty, kradzieże i rozboje, skończywszy na szpiegowstwie.Opisane są przestępstwa popełniane głównie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nadspodziewanie dużo jest przestępstw z tak zwanej lubieżności, często na dzieciach, niestety. Relacje napisane są w sposób wręcz delikatny, oszczędny, pomijajacy prawie wątek napaści na tle seksualnym. To się przewija i to bardzo często, ale jakby obok, nie jako główny motyw zabójstwa. Często są to sprawy mające miejsce na wsi, w małych miasteczkach, co nie jest bez znaczenia. Często okazuje sie, że gwałcił i mordował swój, sąsiad, ktoś z rodziny. Tym cięższa była wtedy praca milicji, często napotykającej mur milczenia czy wręcz obojętność podszytą wrogością. Najczęściej jednak obojętność, która nadal jest obowiązującą normą społeczną, zwłaszcza w małych, ścisłych środowiskach. Przeważa tam obawa przed tym co ludzie powiedzą, i niechęć do wtrącania sie w nie swoje sprawy. Bije dziecko, ano jego to bije! Dopiero jak zabije to jest problem bo padają pytania, których nikt nie lubi.

Najbardziej wstrząsnęło mną opowiadanie Leszka S. Konarskiego „W starej żwirowni”. Całe zdarzenie miało miejsce w Kukaniu – Tartaku, małej kolonii znajdującej się w lesie. Do domu Witczaków od drogi głównej prowadziła kilkusetmetrowa dróżka przez las. Nikt nie bał sie tamtędy chodzić. Feralnego dnia Joanna Witczak, uczennica klasy szóstej nie wróciła do domu. Wiadomo było, że wyszła ze szkoły, po drodze jadącą na rowerze widzieli ja sasiedzi. Widzieli także ubranego w charakterystyczne, zielone ubranie mężczyznę. Podobno spał z boku drogi. Po intensywnych poszukiwaniach, w starej żwirowni odnaleziono ciało Joasi.Było ono przykryte darnią i kamieniami, które strzaskały jej twarz. Odzież dziewczynki była nieuszkodzona, z wyjatkiem rajtuzów, które były rozdarte i opuszczone aż do kolan. Przeprowadzona sekcja ustaliła, że bezpośrednią przyczyną śmierci dziecka było uduszenie poprzez zadławienie. Co sie stało? Sprawca był pijany; jak przeczytałam ile wypił to przestałam sie dziwić irracjonalności jego postępowania. A było tak(… Kiedy Orłowski przejechał obok furmanką, podniósł sie z ziemi i zamiast jechać do Kukania skręcił w lewo do kolonii. Po drodze rozmyślił się, zawrócił i wyjeżdzając z lasu wpadł na jadącą z przeciwnej strony Joasię Witczak. W wyniku gwałtownego zderzenia dziwczynka upadła na ziemie nie dając znaków życia. Bojąc sie odpowiedzialności, chciał upozorować gwałt, zaczął więc dusić Joasię, po czym przeniósł ją w okolice opuszczonej żwirowni, gdzie zdarł z niej rajtuzy.Nastepnie zaczął zrywać pokrywającą zbocze darń i maskowac nią ciało. Spod darni potoczyła sie wtedy lawina kamieni, które strzaskały głowę dziewczynki. W popłochu pojechał do wsi, gdzie w sklepie spożywczym wypił za jednym zamachem dwie butelki wina…) Dodam, że Targosz został skazany na śmierć a wyrok wykonano. Takie to mniej lub bardziej wstrzasające historie mozna przeczytac w tej książce. Wszystkie są dowodem na to, że natura ludzka sie nie zmienia, zmieniają sie tylko czasy i okoliczności.