Guzy Piotr – Następny odchodzi 22.25 188/2011

  • Autor: Guzy Piotr
  • Tytuł: Następny odchodzi 22.25
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1957
  • Recenzent: Marzena Pustułka

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Psychoanaliza szpiega

I znowu wracamy do mrocznych lat 50- tych, lat raczkującego PRL-u. Książka Piotra Guzego nie jest właściwie klasycznym kryminałem, w którym jest zbrodnia, trup, ewentualnie spektakularny napad czy oszustwo i mniej lub bardziej sympatyczni milicjanci prowadzący śledztwo.

Jest to raczej coś w rodzaju opowieści szpiegowskiej, o człowieku, który nie lubi ludzi, świata, samego siebie, i sądzi, że pracując dla obcego mocarstwa zrobi na złość…właściwe nie wiadomo komu. Tak trochę w myśl porzekadła – na złość mamie odmrożę sobie uszy. Chyba najbardziej robi to przeciwko samemu sobie, bo zdrada nie przynosi mu żadnej satysfakcji, o pieniądze też nie bardzo dba, nie cieszy się z osiąganych szpiegowskich sukcesów, wręcz przeciwnie, ciągle jest albo owładnięty strachem przed tym co musi zrobić ( „Ostatnio ogarniał go coraz większy niepokój. Chwilami wręcz stwierdzał u siebie objawy paniki. Opanowanie się kosztowało go wiele wysiłku.”), albo przerażony tym co zrobił ( „Sołtecki odetchnął – wszystko w porządku. Zaraz potem zezłościł się na siebie: któż to widział tak łatwo ulegać strachom.”), albo zdenerwowany i rozzłoszczony tym czego nie może zrobić („Sołtecki siedział w fotelu bez cienia radości. Dlaczego się nie cieszy? Znowu jest wolny, ciężar troski i niepokoju zdjęto mu z piersi. Żeby się przed takim usprawiedliwiać, nieledwie błagać – czuł niesmak do siebie, upodlił się”). Okropny typ ten Sołtecki – prawdziwy malkontent, który nigdy nie jest zadowolony, wszystko widzi w czarnych barwach, wszyscy są głupi i niesprawiedliwi, tylko on mądry i sprytny, ale nigdy niedoceniony. Jednym słowem – wszystko na nie. Nie cierpię takich typów. Ożenił się tylko dlatego, że żona była potulną istotą, zapatrzoną w niego jak w święty obrazek, a teraz drażni go potwornie to, że jest taka bez woli i własnego życia, z kolei kiedy podnosi na niego rękę, jest oburzony, jak śmie! Ten Sołtecki za pierwszym razem tak mnie zdenerwował, że, pamiętam, odłożyłam tę książkę chyba na pół roku. Teraz już się przyzwyczaiłam, ale zrozumieć takich ludzi nie potrafię nigdy. I taka to jest opowieść o człowieku, który nienawidził siebie i innych ludzi, nienawidził po prostu życia w ogóle. Jakąś wolę wykazał i podjął konkretne działanie tylko w momencie bezpośredniego zagrożenia, ale tu chyba bardziej zadziałał instynkt samozachowawczy, niż jakakolwiek konstruktywna wola. Treści nie ma w tej książce praktycznie żadnej, ciągle tylko ten Sołtecki i Sołtecki. Najpierw szpieguje i kradnie dokumenty, potem ucieka, na końcu zostaje złapany – oto cała treść. Jedynym wyjątkiem, kiedy Sołtecki nie jest główną postacią dramatu, jest wątek młodego chłopaka, Bronka Pawlikowskiego. Bronek dość szybko został sierotą, wtedy zaopiekował się nim ich sublokator, niejaki Wrona. On to właśnie jest głównym macherem spisku, przewodzi szpiegowskiej komórce ( jest mocodawcą „naszego” Sołteckiego ). Powolutku wciąga młodego chłopaka w swoje brudne interesy. Jednak w momencie, gdy Wrona powierza Bronkowi najbardziej trudne zadanie, chłopak reflektuje się, zaczyna myśleć, powoli zdaje sobie sprawę, że zmarnował życie, że u boku Wrony nigdy nie będzie mógł spokojnie żyć i pracować, budując swoją przyszłość jak inni młodzi ludzie. Pozostaje w tym momencie pod wpływem spotkania swojej dawnej gimnazjalnej sympatii, Heli, która studiuje na uniwersytecie, prowadzi biedne, ale spokojne, nawet radosne życie, z ufnością patrzy w przyszłość ( no proszę jak ładnie przyjęłam od autora propagandowy styl). Dla Bronka jest już jednak za późno na odwrót, podejmuje więc najważniejszą decyzje w życiu i sam zgłasza się na milicję. Brawo! Wszystko wprawdzie na kilometr pachnie socjalistyczną propagandą, jednak mimo wszystko postać Bronka jest dość wiarygodna i całość wypada sympatycznie, szczególnie na tle okropnego Sołteckiego, który sam nie wie czego chce, nawet jak w końcu podejmie jakąś decyzję, to za chwilę już nie jest pewien, czy dobrze zrobił.
Nie jest to jakaś szczególnie interesująca pozycja, ale da się przeczytać, znam dużo gorsze. Trzeba jednak przyznać, że pod względem propagandowym ta książka to majstersztyk, od razu widać jak się męczy i jak kończy zdrajca Ojczyzny, z drugiej strony wspaniały przykład bohaterskiej wręcz postawy Bronka, no i ta wspaniała przyszłość rysująca się przed młodziutka Helą…. Dlatego trochę się dziwię, że wydano ją w tak niskim nakładzie. W przeciwieństwie do „Złego” Tyrmanda, który został w tym samym roku wydany chyba przez pomyłkę ( myślę, że „poleciały głowy” cenzorów), gdyż to z kolei była książka cudnie antykomunistyczna.