Chmielewska Joanna – Drugi wątek 86/2011

  • Autor: Chmielewska Joanna
  • Tytuł: Drugi wątek
  • Wydawnictwo: Kobra
  • Rok wydania: 2008
  • Recenzent: Marzena Pustułka

Trupy, skarby i zużyte bilety komunikacji miejskiej

Uwielbiam książki Joanny Chmielewskiej. Jej styl, poczucie humoru,  dowcipne powiedzonka rozbawiają mnie zawsze do bólu, obojętnie czy czytam najczarniejszy kryminał  czy komedie obyczajową typu Lesio czy Zwyczajne życie. Dlatego, kiedy chciałam trochę odreagować po mrocznych latach 50 — tych PRL-u, w których się ostatnio rozmiłowałam, sięgnęłam właśnie po powieść Chmielewskiej  p.t. Drugi  wątek.  Już notka na tylnej stronie okładki zapewniła mnie że będzie się działo, oj, będzie. I rzeczywiście, już na samym początku Joanna, szukając mieszkania dla swojej ciotki Teresy z Kanady , trafia do przedziwnego lokalu, gdzie znajduje dwa trupy. Właściwie nie wiadomo, czy są to całkiem nieżywe trupy, czy tylko trochę. Joanna oczywiście zachowuje się niekonwencjonalnie — po prostu zawiadomiwszy policję czym prędzej wynosi się z trefnego mieszkania . Zwyczajnie,   bardzo się spieszy — ma do oglądnięcia następny lokal. Tym samym staje się podejrzana — może już nie o morderstwo, ale przynajmniej  o rąbnięcie skarbu. Całkiem jej to odpowiada — jak sama mówi: „lubię być podejrzana, kiedy jestem niewinna”.  Rozdział drugi wprowadził duże zamieszanie w mojej duszy. Są to bowiem wspomnienia młodej dziewczyny, wychowywanej przez upiorna ciotkę — sadystkę. Skojarzenie z ciotką Teresą z Kanady jest natychmiastowe, wręcz nachalne. Jest to jednak niemożliwe, aby był to życiorys Joanny , nie i nie. Absolutnie. Zanim jednak pogubimy  się doszczętnie  następne rozdziały rozjaśniają nam w głowach.   Od tej pory ksiązka jest pisana na dwóch płaszczyznach — z jednej strony poznajemy fakty relacjonowane przez Joannę,  która bierze w nich udział w sposób bezpośredni ( sama prowadzi śledztwo — musi wyjaśnić pewne fakty, ponieważ jest podejrzana ) oraz  pośredni . Aby poznać przebieg śledztwa „od podszewki” Joanna w każdy wieczór kulinarnymi sposobami („w życiu tyle nie gotowałam”) zwabia do siebie niejakiego Henia, policjanta, który bierze bezpośredni udział w  dochodzeniu i karmiąc go wysłuchuje relacji na bieżąco. Dzielnie sekunduje jej w tym życiowy partner Janusz, były policjant. Relacje Joanny przeplatane sa opowieściami wspomnianej już Kasi,  dziewczyny wychowywanej przez ciotkę wiedźmę. Ona też zamieszana jest w sprawę. A cała historia jest naprawdę bardzo zagmatwana, ślady prowadzą w daleką, jeszcze przedwojenna przeszłość . Robi się  coraz bardziej interesująco, pojawia się następny trup, potem jakieś  stare morderstwo sprzed roku, dotychczas niewyjaśnione, mnóstwo nowych tropów. Jednak w duszy Janusza, i Joanny zresztą też,  lęgnie się przekonanie, że wszystko co się dzieje, to tylko jedna strona medalu, że gdzieś musi być drugie dno, jakiś drugi wątek…Okazuje się, że mają rację, ale oczywiście nie zdradzę o co chodzi. Wyjaśnienie sprawy nie jest może zbyt zaskakujące, ale książka jest napisana w tak zabawny i wciągający sposób, że czytamy naprawdę z przyjemnością.
Najcelniejsze powiedzonka i przemyślenia Joanny, dla zachęty:

 

  • „Pierwszorzędnie, wnioski proste i pchają się same, tylko po pierwsze, dlaczego skarb składał się z jednej monety, a po drugie, dlaczego grabieżca leży tu nieżywy? Szlag go trafił na widok ubóstwa łupu….?”
  • „No nic, gawędzić długo nie będę, pogotowie…ratunkowe czy policji….? Zdecydowałam się na policję. (…) Powiem o konieczności zabrania ze sobą lekarza, patolog, nie patolog, żywego przecież nie dobije!”
  • „Jakim sposobem wzrok zwierzchnika nie położył go trupem na miejscu, pojąć nie byłam w stanie. Salwa z katiuszy byłaby chyba łagodniejsza. „
  • „Znając życie był pewien, że jednostka płci żeńskiej nie opuści mieszkania w  trzy minuty po otwarciu oczu, nawet gdyby w budynku szalał pożar.”
  • „Ciekawość gryzła mnie już wszędzie.”

I tak dalej, i tak dalej. Naprawdę fajnie. Na zakończenie muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, nieważnej w sumie dla śledztwa, ale dla mnie bardzo istotnej. Otóż,  przeglądając stare kryminały z lat 50-tych PRL z biblioteczki mojego Ojca natrafiłam w jednej na zużyty bilet komunikacji miejskiej, służący za zakładkę. Nie było na nim niestety żadnej daty, ale za to była cena –  całe 60,00 zł!!! No,  ale to był bilet dwuprzejazdowy. Pomyślałam sobie wtedy, że to już kawałek historii, pieczołowicie umieściłam  bilet w małej foliowej torebce i schowałam do szufladki. A teraz , w książce Joanny Chmielewskiej czytamy na str. 193 — „…a co do papierów, w jednej szufladzie było mnóstwo zużytych biletów tramwajowych i autobusowych. Nie wyrzuciłam ich, bo nagle przyszło mi na myśl, że to jest historia. Na nich są ceny…. „.  Jakbym czytała we własnych myślach! A Joanna odpowiada na to : „- Bardzo inteligentna dziewczyna — pochwaliłam szeptem.” Czyż to nie piękny komplement dla mnie?