- Autor: Bordowicz Maciej Zenon
- Tytuł: Handlarze jabłek
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 73
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 100275
- Recenzent: Norbert Jeziolowicz
Demony wojny wg M.Z. Bordowicza
Maciej Zenon Bordowicz nie należy do najpopularniejszych pisarzy powieści milicyjnych, nawet trudno zaliczyć go do autorów drugoligowych. Autor chyba także nie cenił szczególnie swoich dzieł z tego gatunku, ponieważ w Wikipedii nie wymienia się ani jednego kryminału w jego bogatym dorobku dramaturgicznym, reżyserskim i poetyckim. Wiec zapewne MZB traktował zeszyty Ewy raczej jako źródło łatwego zarobku w oczekiwaniu na natchnienie do tworzenia prawdziwej, wielkiej sztuki.
Nie jest to jednak usprawiedliwienie dla tego, aby publikowa
w połowie lat 70-tych takie kawałki o utrwalaczach władzy ludowej ! Zdaję sobie sprawę oczywiście z tego, ze 30-lecie MO było wtedy świętowane hucznie i artyści mogli nieźle żyć z zamówień na plakaty, breloczki, broszury lub filmy dokumentalne, , ale żeby od razu sięgać do samych początków tworzenia Peerelu i okresu tzw. „zbrojnej walki z reakcyjnym podziemiem’ to jest już lekka przesada. Kłodzińskiej i tak nie udało mu się przebić, a jednak pewien niesmak pozostaje.
Akcja powieści rozgrywa się w ciągu kilkunastu godzin pewnego dnia, gdy „bitewne spustoszenie nie zdążyło jeszcze wsiąknąć w glebę, obrosnąć świeżą trawą, zaszyć w zielsku. Jesień tego roku była ostatnia jesienią wojny”. Ostoją nowej chłopsko-robotniczej władzy jest posterunek milicji w Podcieniach oraz urząd prokuratury w adekwatnym mieście powiatowym. Natomiast cała reszta okolicy kontrolowana jest przez oddział niejakiego Groma, którego boja się wszyscy łącznie z funkcjonariuszami ludowej milicji.
W areszcie prokuratury przebywa pięciu mężczyzn, z których jeden musi być Gromem. Natomiast na posterunku –przesłuchiwany jest jeden z członków oddziału (bandy ?) Groma o pseudonimie Wertep. Jest to jedyna osoba, która może go rozpoznać, ale nie ma na to najmniejszej ochoty, a rola milicjantów polega na tym, aby go do tego przekonać. Udaje się to zrobić za pomocą przemocy fizycznej oraz informacji, ze to Grom wydał wyrok śmierci na ojca uwięzionego, który chyba nie uciekał od współpracy z nowa władzą. Jednak parę minut po deklaracji Wertep pada ofiarą zamachu, w którym prawie traci życie (i rokowania co do długości jego życia także nie są optymistyczne), a milicjanci muszą szybko przetrasportować chorego do powiatu w celu dokonania identyfikacji. Do przejazdu przez teren Groma wymagana jest wręcz brawurowa odwaga, ale mimo wszystko milicjanci kierujący się poczuciem obowiązku jednak decydują się zaryzykować.
Grom zostaje w końcu ujęty przez prokuratora, ale raczej w wyniku przypadku, niż logicznego rozumowania lub jakiejkolwiek śledczej roboty.
Różnica pomiędzy MON o oddziałem Groma jest wprost gigantyczna : Grom jest człowiekiem sporego kalibru (nawet pisze wiersze rymowane opiewające własną walkę), jego ludzie są najczęściej j lepiej uzbrojeni, posiada on agentów w strukturach milicji, który to sukces jest nieosiągalny dla MO. Ze względu na konspiracyjne okoliczności jest on także zmuszony do wymyślania bardziej brawurowych operacji i przewidywania ruchów przeciwnika. tworzenia bardziej wyrafinowanych planów. Niekiedy ma się wrażenie, że to milicja obywatelska właściwie jest w roli konspiratora w stosunku do Groma, ponieważ przewiezienie rannego Wertepa do powiatu wymaga przebrania się w cywilne ubrania i ukrycia go w ciężarówce pełnej jabłek (stąd zresztą tytuł dzieła — jedyna rzecz, która tak naprawdę zasługuje w tym przypadku na uznanie). Funkcjonariusze MO to właściwie zbieranina przypadkowych i kiepsko wykształconych osób, które chyba nie miały nic lepszego do roboty — sami zresztą przyznają, że się na milicyjnej robocie nie znają w ogóle. Nawet agent Groma w szeregach MO używa nazwiska Siarka, podczas gdy w macierzystym oddziale nosił pseudonim Płomień — niby podobne, ale jednak inne poziom (wiem, że zdradzam wiele, ale chyba ikt nie sięgnie do tego zeszytu z zainteresowania fabułą)
To pewnie jeden z elementów przekazu podprogowego piewców Peerelu: jeśli w końcu sukces (nawet jeśli nie ostateczny, jak pokazała historia) odnieśli chłopcy z MO, to znaczy to, że po prostu racja dziejowa była po ich stronie ! Tak samo jak wyrażone już w jednym z pierwszych zdań przekonanie narratora, że po wojnie należy na polskiej ziemie zbudować coś nowego. Czyli, że Peerel był absolutnie nieuniknioną konsekwencją drugiej wojny światowej naturalnego rozwoju zdarzeń historycznych.
Ale należy także dodać, ze żołnierze obu stron są ideowi i nawet metody pracy obu stron konfliktu są zresztą dość podobne: w końcu nie stroni się od używania przemocy w trakcie przesłuchań — kto wie może to jest tutaj element realiów wojny domowej. Ale dość nieśmiały i mało wyeksponowany.
Nawet bardzo oględnie mówiąc: to nie jest szczególnie dobra nowela. Chyba bardziej pasowałaby ona do bardzo popularnej wtedy i wydawanej przez Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej serii z żółtym tygrysem, niż do powieści kryminalnych. I szkoda, że się tak nie stało.
Może to zresztą przyczynek do dyskusji o tym, które wydawnictwo stosowało wyższe stawki lub dawało większe zaliczki.