Petek Krzysztof – Kamienna Pułapka 126/2010

  • Autor: Petek Krzysztof
  • Tytuł: Kamienna Pułapka
  • Wydawnictwo: Siedmioróg
  • Seria: Porachunki z Przygodą
  • Rok wydania: 1998
  • Recenzent: Waldemar Szatanek

„Uważajcie na kwaskowe cukierki….”

Krzysztof Petek i wydawnictwo Siedmioróg  jako chyba jedyni próbują dziś przywrócić świetność polskiej literatury młodzieżowej która tak rozkwitała w czasach PRL.
Jak niestety słabe są to próby opisywałem w zeszłym roku podczas mojego pierwszego zetknięcia z tym autorem podczas lektury i recenzji książki „Czarna Walizka”. Obiecałem sobie jednak iż sam fakt pisania dla młodzieży książek przygodowych osadzonych w dzisiejszych realiach wart jest nagłaśniania i lektury. I jak tylko trafią mi się kolejne pozycję z tej serii ( Porachunki z przygodą) zaraz zanurzam się w czytaniu i zachęcaniu MORDowiczów do tego samego.
„Kamienna Pułapka” jest trzecią w kolejności przygodą Jajca, Pchełki, Pucka i Marty. Głównym bohaterem jest Jajco – wysoki, silny, mądry itp. taki mini-Bond . Marta to jego dziewczyna, a Pucek i Pchełka koledzy ale ponieważ stanowią zawsze tło niewiele o nich wiemy. (Po szczegóły oczywiście odsyłam do książek)  Wszyscy wywodzą się z harcerstwa, są w liceum i ciągle natrafiają na przygody, złoczyńców itp.
W tym odcinku – że się tak wyrażę – ratują z opresji grupę innej młodzieży uprowadzonej w góry i ukrytej w jaskiniach przez doktora Szurmieja – toksykologa wojskowego na służbie NATO. Ten doktor bowiem traci w wypadku samochodowym żonę i córkę a o ich śmierć obwinia młodzież która w chuligańskim czynie zrzuca na drogę, drewno z wyrębu. Szumiej próbując je ominąć powoduje wypadek. Doktor ponieważ jednak nie wie która to młodzież dokładnie jest winna, postanawia zemścić się na pierwszej lepszej.
Napotkanej wiec grupie młodocianych turystów podaje „aspirynę” a tak naprawdę truciznę a następnie zwabia całą grupę pod pozorem że jak będą go słuchać to da im odtrutkę do głębokich górskich jaskiń gdzie zostawia ich na pewną śmierć.
Ma Doktor jednak pecha bo jeden z grupy mu ucieka i natrafia na Jajca i resztę chłopaków a ci po długiej pogoni po szczytach i jaskiniach dopadają szalonego Doktora i wszystkich ratują.
Sama pogoń i zmierzenie się z szaleńcem wymaga oczywiście nadludzkiej siły i sprytu ale Jajco to akurat  ma zawsze przy sobie. W miedzy czasie jeszcze godzi się Martą która w tych górach początkowo przebywa z bogatym Zenonem. Dowiadujemy się również o mrocznej przeszłości Jajca (z niej bowiem wywodzi się jego chęć bycia najlepszym i chęć niesienia pomocy wszystkim nawet kosztem własnego zdrowia i życia).
Książeczka nie jest długa , wiec można spokojnie przeżyć całe spotkanie z następcą Nizurskiejgo czy Bahdaja podczas dłuższej jazdy autobusem.
I nie wiem czy już przyzwyczaiłem się do bohaterów czy po prosu miałem dobry nastrój ale autor wyraźnie się wyrabia i tak naprawdę drażni mnie w tej książce jedna rzecz. Obsesyjne mówienie przez jednego z  kolegów do głównego bohatera „Panie Jajco”. Nie samo  „Jajco” (a tak ma on na pseudonim) , rozumiem ze czasem ktoś dla większego kolorytu  doda „Pan” w rozmowie z kolegą ale jeden kolego robi to za każdym razem. Już nawet zastanawiałem się czy pseudonim to nie jest cały zwrot „Panie Jajco” ale nie inni mówią tylko „Jajco” O co wiec chodzi ?
Za to na plus trzeba przyjąć próbę zmierzenia się autora z pisaniem góralszczyzną (wybrał pisanie fonetycznie) co jest ciekawostką. Podobnie zgrabnie radzi sobie z tłumaczeniem wypowiedzi po niemiecku a ze mamy jedną z nastolatek Austriaczkę wiec tych rozmów mamy kilka.
Generalnie polecam, choć mocno naiwne i trochę infantylne,  ale czy nie tego oczekujemy od literatury młodzieżowej?