- Autor: Orhan Pamuk
- Tytuł: Nazywam się Czerwień
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
- Rok wydania: 2007
- Recenzent: Iza Desperak
Śmierć w tureckim tyglu
Jak powszechnie wiadomo, kryminały pisali nawet klasycy. Już niejaki Szekspir w „Hamlecie” nakreślił standard do którego równać starają się współcześni twórcy – jak choćby Quentin Tarantino we „Wściekłych psach”. Jakby dobrze poszukać, to i u Sofoklesa by się sporo znalazło, a dzisiejsi autorzy zamiast wymyślać nowe historie żonglują od niechcenia antycznymi wątkami.
Współcześni, czyli żyjący klasycy nie zasypiają gruszek w popiele. Do grona żyjących klasyków bez wątpienia zaliczyć można noblistów. Orhan Pamuk, autor „Śniegu” i paru innych ciekawych utworów, popełnił też niewątpliwy kryminał.
„Nazywam się Czerwień” to powieść, której akcja dzieje się w przednowoczesnym Stambule, w środowisku ilustratorów ksiąg, a właściwie malarzy miniatur, jedynej formy obrazu dopuszczonej w islamie.
Powieść ma wiele warstw. Pierwszą jest teoria i praktyka obrazu – dzieje się bowiem wśród miniaturzystów przygotowujących na zlecenie sułtana miniatury, ważną część ksiąg przepisywanych ręcznie i ręcznie zdobionych, za pomocą naturalnych barwników i płatków złota. W Europie sztukę tę pogrążył wynalazek druku, ale wiele lat później w Stambule wciąż kwitnie. Środowisko miniaturzystów to mikroświat, w którym walczą ze sobą o pozycję artyści konkurując zarówno za pomocą środków artystycznych, jak i zabójstwa.
Drugi wątek to zderzenie kultur. Imperium Osmańskie ma kontakty z Europą, i miniaturzyści poznają europejskie wzorce. Z Wenecji docierają informacje o praktyce portretowania władców, w świecie islamu wydawałoby się nie do przyjęcia, ze względu na zakaz portretowania osób. Zakaz ten zapobiec miał – podobnie jak w judaizmie i wczesnym chrześcijaństwie – szerzeniu się kultu osób, idoli, idolatrii. Mimo to europejscy malarze od tysiąclecia wprawiają się w sztuce portretowania osób, i zaprzęgają do niej światłocień. Innego zaraźliwego przykładu portretowania osób dostarczają Chiny – ale bez wynalazku światłocienia. Znajdujący się pośrodku miedzy dwiema strefami wpływów Turcja czerpie po trochu od obojga sąsiadów, przynajmniej w zakresie miniaturnictwa. Portrety jako dzieła same w sobie odrębne jeszcze nie powstają. W momencie opisywanym przez Pamuka wśród miniaturzystów portretujących postaci pojawia się rewolucyjna idea skopiowania techniki europejskich mistrzów portretowania właśnie – to ścieranie się wschodu z zachodem, i zapowiedź nadchodzącej rewolucji Kemala Atatürka, modernizacji Turcji pod sztandarami westernizacji.
Najciekawsza warstwa powieści to zagadka kryminalna. Zabito jednego z mistrzów miniatury. Zrobić to mógł każdy – choćby kolega po fachu pragnący zastąpić go na jego miejscu, zazdroszczący pozycji zawodowej i sułtańskich faworów lub pragnący posiąść wiedzę o egzotycznej technice rysowniczej. O kulisach zabójstwa mówią różne głosy – także głos zabitego, anonimowy głos zabójcy, ale mówi też kartka z rysunkiem, który odgrywa tu niepoślednią rolę. Mówi szatan, a odpowiada mu Śmierć, i nie zawsze zabójstwo jest kanwą tych opowieści.
W dodatku kryminalna intryga okraszona jest romansem między jednym z podejrzanych a córką kolejnego zamordowanego, której mąż zaginął w tajemniczych okolicznościach. Jako że streszczenie fabuły niepojąco zaczyna przypominać serial „Dynastia” pozwolę sobie na tym poprzestać, i odesłać do książki, którą czytać można i jak kryminał, i jak traktat, zaś urok lektury wynika z literackiego talentu autora. Być może bardziej niż odpowiedź na pytanie „kto zabił i dlaczego?” wciągnie nas pełna orientalnych ornamentów i ozdobiona literackimi miniaturami opowieść o spotkaniu Wschodu z Zachodem, walce Dobra ze Złem i skomplikowanej ludzkiej naturze.