- Autor: Bes Aleksander
- Tytuł: Chłód policyjnego znaczka
- Wydawnictwo: KAW
- Rok wydania: 1991
- Nakład: 30350
- Recenzent: Adam Sykuła
Chłód policyjnego znaczka czyli smutek tropików
Bliżej niesprecyzowane, latynoamerykańskie państwo u schyłku rządów junty wojskowej. Widać wyraźnie coraz szybszą erozję systemu. Społeczeństwo burzy się i żąda demokratycznych przemian, a władza powoli ustępuje i przystaje na coraz więcej zadań.
Natomiast kapitan Lima, członek policji kryminalnej ma ciężki orzech do zgryzienia. Właśnie został zamordowany lider demokratycznej opozycji, Jan Montejo. W ogarniętej wrzeniem rewolucyjnym stolicy kapitan musi znaleźć mordercę, co nie jest zadaniem ani łatwym, ani zabawnym. W rozwiązaniu zagadki wszystko sprzysięga się przeciwko niemu. W dojściu do prawdy usilnie przeszkadzają mu: demokratyczna opozycja, szefostwo policji i jego własna, osobista żona. Wkrótce na jaw wychodzi że duży związek z morderstwem ma osławiona ‘tajna policja, a samo morderstwo powiązane jest z samobójczą śmiercią poprzedniego szefa policji kryminalnej. Lima naciskany przez swoich przełożonych oraz siły demokratyczne postanawia przeprowadzić swoją własną grę.
Na pierwszy rzut oka akcja książki rozgrywa się gdzieś w państwie latynoamerykańskim (autor bardzo postarał się żeby identyfikacja tego państwa była niemożliwa). Może być to równie dobrze Hiszpania tuż przed śmiercią generała Franco, lub Chile przed upadkiem Pinocheta. Drugie spojrzenie na książkę pozwala dostrzec że spod latynowskiej dekoracji (stosowanej przez autora dość wybiórczo i niekonsekwentnie) wyłania się obraz Polski z końca lat osiemdziesiątych (takie smaczki jak min. opowieści o braku mięsa w sklepach, hasło telewizja kłamie!, wojsko na ulicach, itp).
Utwór eskaluje od tonów ponurych po groteskowo-komiczne, nie zawsze odbywa się to zgodnie z logiką, jakby autor nie mógł się zdecydować co pisze, powieść rozrachunkową czy kryminał. Oto jeden ze smaczków:
(…) – Jezus Maria, Józefie Święty – wrzasnął zupełnie nieregulaminowo kapral przerzucając karabinek na plecy i biegnąc do leżącego żołnierza – Zabiłem Chudego.
Ale chudy zaraz wstał i ryknął wielkim głosem pełnym strachu i przekleństw, Kula gwizdnęła mu koło głowy i uznał za stosowne paść. Teraz poddawał w wątpliwości, nie bez racji, umiejętności strzeleckie swojego dowódcy, który do jednego człowieka wali całą serią, mając na linii ognia swoich żołnierzy no i jakiś tam cywili. (…)
Książka ta jest książką spóźnioną. Pisana prawdopodobnie w końcówce lat osiemdziesiątych, została wydana w 1991 roku jako jedna z ostatnich pozycji KAWowskiej serii z kciukiem (później zostały wydane jeszcze 3 pozycje z identycznym układem typograficznym i graficznym okładek, jednak bez zmieszczonej ikony kciuka). Książka, cóż tu dużo mówić, topornie napisana, zniknęła pod zalewem Ludlumów, MacLeanów i Forsytów, które wtedy już wydawane były u nas niemalże taśmowo. Do tego trzeba dodać jeszcze jakość edytorską rodem z początku lat osiemdziesiątych czyli szary makulaturowy papier, kiepski druk oraz grafikę i artyzm rysunku na okładce wołające o pomstę do nieba.