- Autor: Kapitan Żbik
- Tytuł: Wzywam 0–21
- Wydawnictwo: Sport i Turystyka
- Seria: Kapitan Żbik
- Rok wydania: 1968
- Recenzent: Igor Wojciechowski
Wzywam 0 – 21 to szósty odcinek kapitana Żbika z tzw. Kolorowych zeszytów i jedyny, w którym zamiast okładki jest po prostu zdjęcie milicjanta stojącego przy radiowozie w postaci cudownej Warszawy. Ciekawe kto jest na tym zdjęciu? Może sam W. Krupka. Autorami scenariusza są W. Krupka i K. Pol. rysownikiem po raz kolejny został Z. Sobala, który jako pierwszy narysował postać kapitana Żbika i w sumie jego kapitan Żbik pojawia się w 9 odcinkach cyklu.
Zbigniew Sobala był grafikiem Sportu i Turystyki i jak dotąd rysował zabytki architektury w przewodnikach wydawnictwa. Przyjmuję się, że dnia 11 stycznia 1968 r. kiedy to na drugiej stronie popołudniówki „Wieczór Wrocławia” ukazał się pierwszy odcinek Pięciu błękitnych goździków rysowany przez Z. Sobalę narodził się najsłynniejszy milicjant w Polsce Ludowej kapitan Jan Żbik. Ciekawą rzeczą jest też fakt, iż w tej gazecie ukazała się opowieść Dziękuję kapitanie, gdzie po raz pierwszy pada nazwisko Żbik! również autorstwa Z. Sobali. Później opowieść ta została wydana w formie zeszytu, jednak rysował ją już inny grafik Jan Rocki, a scenarzystą już nie był W. Krupka tylko Zbigniew Safian ten sam, który wraz z Andrzejem Szypulskim pod pseudonimem Andrzej Zbych napisał scenariusz do kapitana Klossa. Wszystkich tych informacji można się dowiedzieć od samego pułkownika Czeladki (hi hi) z Pięciu błękitnych goździków wydanego przez Nieformalne Stowarzyszenie Fanów Komiksu. Dzisiaj już trudno dostępnego ponieważ nakład nie był zbyt okazały. Pułkownik Czeladka twierdzi że Żbik narodził się 11 stycznia 1968 r. natomiast na stronie internetowej przypisano datę pierwszych Żbików na 1967 r. Cóż ja wierze pułkownikowi Czeladce he he…
Wzywam 0 – 21 pod względem fabuły jest jednym z najlepszych komiksów tej serii. Mamy tutaj bowiem wszystko czego potrzebuje dobrze skrojona historia kryminalna. Główną postacią wokół której dzieje się całość to docent Kowarski, młody naukowiec z Krakowa, który ukończył pracę nad cennym wynalazkiem ( oczywiście jakim nie dowiadujemy się, bo i po co?) Wynalazek jest tak znaczący, że zainteresowali się nim przemysłowcy w Niemieckiej Republice Federalnej. Tak nawiasem mówiąc to dawno byłby on w rękach ZSSR i nie byłoby żadnej sprawy, a sam docent jakby podskoczył to by wylądował w pierdlu. No ale z lekką nutką kpiny trzeba usprawiedliwić twórcę scenariusza, że w każdej powieści kryminalnej jest trochę fikcji, a co dopiero w komiksie. Naukowców mieliśmy wtedy niezależnych i dzisiaj tez mamy. Basta! Docent Karwowski oczywiście dostał propozycję współpracy z Niemiec, ale jak nas informuje autor odmówił! Czy uczynił to sam? W to należy wątpić. Czy może zrobiono to za niego? Raczej, a nawet na pewno to druga odpowiedź jest prawdziwa – oczywiście jest to moja dygresja, ale lubię w ten sposób dzisiaj analizować realia ówczesne czytając po raz kolejny komiksy Żbika. Tak więc docent odmówił i zainteresował się nim zagraniczny turysta (a jakże każdy kto był za granicy zachodniej był od razu podejrzany). Turysta zleca bandzie oprychów, by zdobyli dla niego dokumentację owego słynnego wynalazku (robi to bardzo subtelnie informując, że chce poznać tajemnicę wynalazku docenta) Cóż oprychy ruszają do akcji i robią to w tak nie udolny sposób, że nie mogłem ich nazwać inaczej. Jeden z nich nawet dostaje po ryju od docenta, bo ten okazuję się, że ma nie złą krzepę. Oprychy jednak nie rezygnują i w obawie, że dostanie się im od szefa przystępują do akcji z takim samym zapałem jak na początku. Włamują się do mieszkania docenta i wykradają dokumentację. Co ciekawe postanawiają go sprzątnąć. W tym celu udają się za docentem do Zakopanego, gdzie jak sądzą nadarzy się okoliczność, by go zabić. Wszyscy trzej wyglądają niemalże tak samo i można tu sądzić, że są to trojaczki, różnią się tylko ubraniem i ilością włosów na głowie (zasługa rysownika Sobali) Nawet pod czas wyprawy w góry za Karwowskim nie zmieniają ubrania po prostu najprawdziwsze oprychy tamtych lat. Docent natomiast po przybyciu do Zakopanego poznaje przyjemną dziewczynę z Warszawy, z którą następnego dnia rano wybiera się w góry. Okazuję się ze trenuje nerwy jak sam oświadcza dziewczynie i zaczyna się wspinać. Popisowej wspinaczki (czego nie robi się dla kobiet, by zaistnieć w ich świadomości jako ten jedyny ) jednak nie dane jest mu skończyć, gdyż zostaje postrzelony przez jednego z oprychów (tego, który dostał po ryju). Na miejscu zdarzenia na szczęście znajdowała się owa wcześniej poznana dziewczyna i zawiadomiła kogo trzeba. Do akcji wkracza kapitan Żbik, a dziewczyna okazuję się funkcjonariuszką milicji w stopniu porucznika. Banda z łysym szefem na czele uprowadza kobietę i więzi myśląc, że to ona doprowadzi ich do wynalazku docenta. Widocznie dokumentacja, którą wcześniej zdobyli jest nie wystarczająca, co w samym komiksie nie jest niestety powiedziane. Żbik oczywiście znajduje dziewczynę i aresztuję całą bandę. Sam szef oprychów wyraża skruchę w słowach
– Zgubiła mnie chytrość panie kapitanie – rzecze płaczliwym głosem naczelny oprych
Na koniec chciałbym przypomnieć, że Zbigniew Sobala zaprezentował szkicową, minimalistyczną kreskę zawierająca dużo szczegółów, co świadczyło o profesjonalizmie rysownika. Jednak nie do końca jestem przekonany, czy nadawała się ona do tego typu opowieści. Ale sam komiks ma jakiś niepowtarzalny klimat może dlatego, że dużo się w nim dzieje, no i jednak co by nie mówić tworzy go też niepowtarzalna kreska Zbigniewa Sobali trochę odbiegająca od późniejszych Żbików, ale jednak znacząco inna. Myślę też, że Sobala trafiał na naprawdę dobrze napisane scenariusze czego przykładem jest późniejszy kolorowy zeszyt o równie ciekawej fabule pt. Kryształowe okruchy, który zdobyłem na koloniach w latach osiemdziesiątych w sposób nie zbyt zgodny z prawem, ale to już inna historia…