- Autor: Skulska Wilhelmina
- Tytuł: Sylwester inspektora Rogosza
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1989
- Nakład: 130000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Sylwester bez grypsujących
„Sylwester inspektora Rogosza” to trzecia i ostatnia, a zarazem najlepsza powieść kryminalna Wilhelminy Skulskiej. Zapewne były szanse na więcej, ale niestety skończył się PRL i padły wszystkie serie kryminalne z nim związane, w tym Klub Srebrnego Klucza, gdzie wyszła trylogia z Rogoszem.
„Sylwester” to najdojrzalszy kryminał Skulskiej, choc nie pozbawiony potknięć, powtórek z poprzednich dzieł i niekonsekwencji. Fabuła jest prosta. Więzień osadzony we Wronkach nadaje swoim kompanom napad na willę w Podkowie Leśnej. Dom, jak zastrzega inspirator, ma być opróżniony z ludzi, ale za to z pełnym sejfem. Robota zostaje spartolona od początku do końca. Zaczyna się od tego, że włamywacze mylą budynek. A potem to już jak u Hitchcocka, napęcie z każdą chwilą musi rosnąć. Akcja rozpięta jest między Świętami a Sylwestrem, kiedy to Rogosz nieco teatralnie chce dopiąć śledztwo jadąc z ostatnią misją do Wronek.
Nie fabuła jednak decyduje o jakości tego kryminału.
Pierwsza część książki rozgrywa się w więzieniu. Poznajemy relacje wśród grypsujących. Pojawiają się takie słowa jak: lejwoda — psychlog więzienny, atanta — krzyk ostrzegawczy, parówa, cwel — homoseksualista bierny, dolator — współwięzień.
To pierwszy kryminał milicyjny, gdzie roi się od przypisów. Poznajemy także brutalną obyczajowość zakładu karnego: „Najgorzej, że trafił do celi Romanowskiego. Kazał małemu sobie usługiwać, łózko ścielić, wreszcie zrobił z niego parówę” (str. 21). W celi trudno o cisze nocną: „Przeleciałeś go, to daj innym pospać” (str. 31).Tak więc mamy tu spójny opis więziennego życia, wspartego odwagą semantyczną autorki. Zwróćmy także uwagę na istotne przeniesienie akcentów w stosunku do tradycyjnego schematu kryminału milicyjnego. Zwykle zaczyna się od wykrycia przestępstwa i od razu na pierwszym planie pojawia się milicja. Tu jest inaczej. Najpierw rys środowiskowy, przygotowania do przestępstwa. Zbrodnia, a dopiero potem na scenę wchodzi kapitan Zbigniew Rogosz i jego ludzie – porucznik Zakrzewskiego i milicjant Jabłoński z posterunku w Podkowie Leśnej. Książkowa zbrodnia tu właśnie ma miejsce, na nie istniejącej ulicy Grunwaldzkiej, pod numerem 44. Godzi się w tym miejscu wspomnieć, że intrygę wzięła Wilhelmina Skulska z własnego reportażu „Wśród ncnej ciszy” (ze zbioru „Pościg”, 1974). Taki zresztą kryptonim nosi sprawa w książce. Prawdziwe wydarzenia miały miejsce w Miedzeszynie.Przeniesienie akcji do Podkowy Leśnej wydaje się o tyle trafne, że w tej miejscowości faktycznie jest sporo zabudowy willowej i tak się Podkowa Leśna potocznie kojarzy. No i rzecz nie do pogardzenia — Warszawska Kolej Dojazdowa czyli WuKaDka, będącą z całą pewnością ikoną podwarszawskości: „Wagon kolejki elektrycznej wypełniony był po brzegi niczym puszka sardynek. Pasażerowie wracali ze świątecznymi zakupami do swoich podwarszawskich domków. (…) Padał gęsty śnieg. Napis „Podkowa Leśna” był ledwie widoczny spod płatków śniegu. Ludzie cieszyli się: Będzie biało na wigilię!Tak się złożyło, że drugi Dzień Świąt 2008 spędziłem właśnie w Podkowie Leśnej. Wysiadłem na przystanku „Podkowa Leśna Zachodnia” i faktycznie wokoło było zupełnie biało, podczas gdyż w Warszawie, skąd wyruszyłem kursem o 14.50 śniegu w tym roku na Święta nie było.W chwili gdy Rogosz wkracza do akcji mamy jednego trupa, ale zaraz pojawiają się dwa kolejne — w środowisku przestępczym. Staje się jasne, że trwają porachunki wewnętrzne. I to druga rzadka sytuacja w kryminale milicyjnym — mianowicie giną bohaterowie, których na początku książki poznaliśmy jako głównych. Z narracji od strony przestęcznej przechodzimy do narracji z punktu widzenia oficerów śledczych.
Minusem natomiast jest schemat kolejnych śmierci. Mianowice zarówno w „Słowie inspektora”, jak i w „Sylwestrze inspektora Rogosza” mamy pod dwóch powieszonych, za zakżdym razem z wykorzystaniem sznurka z tej samej partii produkcyjnej. Zapewne to aluzja do ciągłego braku sznurka w Polsce, nie tylko tego słynnego do snopowiązałek, ale także sznurka do wieszania, że tak bardzo trzeba go racjonować. Motyw sznurka dostał się także na okładkę, gdzie widzimy bombkę choinkową na sznurku. Zgrabny pomysł graficzny Wiesława Rosochy, wskazujący na możliwości zastosowania symboliki w projektowaniu okładek powieści milicyjnych.
W obu książkach pojawia się także motyw jakichś czarnuchów z Kuwejtu czy też innych Arabów, którzy tu w Polsce opłacają sobie nasze rodaczki jako luksusowe dziwki na wyłączność, fundując im mieszkania. No ale cóż. Był to motyw znany w popkulturze, skoro do dziś dźwięczy gdzieś fraza: „Z autobusem Arabów zdradziła go/ Nigdy nie był już sobą o nie”.Warszawskie lokale dzielą się na dwie kategorie — przestępcy bywają w „Oazie”na Targowej (był, ale już nie istnieje — obecnie znjaduje się tu placówka banku), a stróże prawa preferują „Gwiazdeczkę na Starówce” (działa nadal w najlepsze, Klub MOrd odwiedził ten lokal w okazji Klubbingu Śródmiejskiego). Przestępcy konsumują żytnią i wiśniówkę, milicjanci preferują, jak zwykle, koniak.
Skulska opsując działania bandytów nie boi się scen brutalnych. Najmocniejsza jest zapewne sekwencja, w której jeden z przestępców, terroryzując domowników w napadniętej willi najpierw używa łomu w ataku na śpiacego, a potem zmusza do oralnej obsługi panią domu i to w obecności męża:” – No choć tu, ciziu. Otwórz gębusię! Podeszła posłusznie i z wprawą, świadczącą o tym, że nieobca jej była miłość francuska, spełniła życzenie mężczyzny”. (str. 80). Tak więc trafiamy na kawałki mocnej, krwistej prozy. Szkoda, że nie wszystko zostało wygrane do końca. Zupełnie jakby Skulska miejscami przypominała sobie, że jednak pisze kryminał milicyjny i trzeba rrzymać się zgrzebnej, wytartej do cna konwencji. Trochę szkoda. W jednym miejscu bandyta mówi: „Cykoriant jebany” (str. 82), a kilka stron wcześniej pada zdanie: „Dziwka! Arabska k…”. Tu wykropkowane, tam nie. Podobnie jest w całej książce. Bulwersująca niekonsekwencja. Ale to już raczej zarzut dla redaktor Marty Zawadzkiej. Nie do przecenienia jest kreacja postaci inspektora Rogosza. Typ wyrazisty i śmialo można go postawić obok majora Downara czy porucznika Szczęsnego, choć dwaj pozostali święcili triumfy jako bohaterowie zdecydowanie większej liczby książek. Rogosz tu nie odstaje. To też zasługa talentu Skulskiej.
Tak czy inaczej „Sylwester inspektora Rogosza” należy do mocniejszych milicyjniaków, jakie czytałem