Skulska Wilhelmina – Słowo inspektora 85/2008

  • Autor: Skulska Wilhelmina
  • Tytuł: Słowo Inspektora
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1979
  • Nakład: 100300
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Rafała Figla

O przewadze wydziału zabójstw nad wydziałem nadużyć

W „Słowie inspektora” Wilhelminy Skulskiej po raz pierwszy pojawia się kapitan Stefan Rogosz – jeden z bardziej wyrazistych przedstawicieli stróżów prawa, jacy zaistnieli się na łamach kryminałów milicyjnych w dojrzałym okresie rozwoju gatunku czyli na przełomie lat 70. i 80.

Rogosz pojawił się od razu jako oficer w pełni ukształtowany, bez reszty oddany pracy. Stosunkowo dużo wiemy o jego życiu prywatnym. Wdowiec, choć nie kochający nigdy swej żony Krystyny – to zadziwiająca teza, nie spotykana powieściach milicyjnych. Wszak stóż prawa musi być wzorcem także na odcinku prywatnym.  Sam wychowuje dorastajacego syna Janka. Do pracy w komendzie dojeżdza autobusem linii 144 (trzykrotnie wspomina się na ten temat, zapewne wiele myśli o śledztwie nachodziło Rogosza właśnie wtedy. Czasem widuję autobusy linii 144 na dalekiej Białołęce, gdzie tę linię rzucono. Myślę wówczas ciepło o Rogoszu) choć jest dumnym posiadaczem wozu marki trabant.Wilhelmina Skulska wyszła z reportażu kryminalnego i sądowego. To też wszystkie trzy jej powieści są mocno podbudowane szczegółami i mają mocne podglebie, zapewne wszystko to wzięte z prawdziwych sprawach kryminalnych i akt sądowych, potem przebudowane na potrzeby fabuł. Pewnie dlatego autorka podkreśla fikcyjność opisywanych wydarzeń. We wstępie do tomu reportaży „Pościg” (1974) czytamy, że wszystkie hisotrie zostały oparte na prawdziwych wydarzeniach. Autorka wspomina także, ze już wówczas sam Wojciech Żurkowski namawiał ja do pisania kryminałów. Skulska twierdziła, ze nie potrafi. Po kilku latach się jeda przemogła piszą trzy powieści z Rogoszem (1979, 1984, 1989)
Rogosz biedzi się nas sprawą pewnego napadu, na furgonetkę z pieniędzmi. Wydarzenie miało miejsce w latach 50. pod Podkową Leśną. Napastników było czterech. Zrabowali pieniądze wiedzione z powiatowych Oddziałów NBP do Centrali w Warszawie. Zastrzelony  został przy tym jeden z konwojentów. Od tej chwili Rogosz nie spocznie, dopóki nie wyjaśni sprawy.  Trwa to latami.
Rozmaite są koleje kariery kapitana-inspektora. Poznajemy go zaś w momencie, gdyż major Zawadka przenosi go do wydziału zabójstw, a wspomiana sprawa o kryptonimie „Konwój” ma iść do umorzenia. W ostatniej chwili intuicja Rogosza daje znać o sobie. Mianowicie kapitan dziwnym trafem widzi dostrzega między dwoma przypadkami samobójstw w różnych punktach kraju. Bo przecież to dziwne, że nagle wiesza się dwóch mężczyzn w podobnym wieku. Czy na pewno się powiesili? Czyżby to oni brali udział w napadzie przed laty? Co dzieje się teraz nagle, po latach? Jeżeli jeszcze wychodzi na jaw, że sznurek słuzący do wieszania pochodził z jednej i tej samej wadliwej (a jednak i towar wybrakowany znakomicie spełniał zadanie w PRL) partii zakładów Bydgoszczy, to jesteśmy pewni że Rogosz jest na dobrym tropie i już nie popuści. Potem będą jeszcze dwa trupy pod okiem milicji. I tu pozwalę sobie postawić rewolucyjną roboczą hipotezę. Czyżby Rogosz podświadomie dążył do takiego rozwiązania? Nigdzie nie wspomina się o tym wprost, co sugeruje szkolne błędy i nieudolność organów ścigania. Ale nie, to przecież niemożliwe. Na pewno Rogosz miał swój własny plan zemsty, za tamte odległe wydarzenia i lata trudu. Bo przecież gdyby ostatecznie poległ na sprawie „Konwój”, to jego kariera skończyłaby się smutno. De facto Rogosz rozwiązując zagadkę, która wisiała nad nim ponad 20 lat musiał być już spory szmat czasu na częściowej emeryturze.
Wytrawny egzegeta powieści milicyjnej (jak np. Klubowiczka Desperak czy Klubowicz Głogowski) wie oczywiście, intryga o której wspominamy była już wcześniej w nieco innym wariancie rozpracowana przez Jerzego Edigeya w „Waliczce z milonami” (1975). Tam też mieliśmy czterech sprawców, łup, a potem śmierć kolejnych osób.
Nie zatem przebieg śledztwa jest w „Słowie inspektora”najważniejszy, a raczej apologia milicyjnego trudu i mocna charakterystyka postaci Rogosza. Kapitan czuje ból egzystencji niemal każdego dnia. Wystarczy przytoczyć pierwszy akapit książki: „Jeszcze się na dobre nie rozbudził, kiedy ogarnęła go niechęć do dnia. (…). pokój zalegała ciemność chroniona zasłoną. Błądził po omacku ręką by wygasić dźwięk budzika. Nareszcie cisza. Uciec w drzemkę choćby na kwadrans, pięć minut. (…) Rozpoczynał się dzień jak co dzień. Nie ma alternatywy”. To jeden z najbardziej kapitalnych opisów stanu ducha bohatera, na jaki trafiłem w całym gatunku milicyjnym. Rogosz jest człowiekiem zgorzkniałym, skrachowanym, przegranym. Nie wyszła mu miłość, a w pracy ciężko . Atmosfera zawiści i ciągłych niepowodzeń. Bezustanny stres.
Przeniesienie do wydziału zabójstw jawi się jako ostatnia szansa dla Rogosza, ostatnie światełko w tunelu. Jest to powodem zawiści kolegi z wydziału nadużyć: „Mdli mnie od tych brudów. Czasem mam tak dosyć, że poszedłbym do starego i poprosił o przeniesienie do zakładu oczyszczania miasta” (s.  17)  Inspektor daje sam sobie słowo, że tej szansy nie może przegapić. I Rzuca się w wir pracy z furią godną podziwu. I trwa tak aż do strony 254.