Klejnocki Jarosław – Przylądek pozerów 19/2008

  • Autor: Klejnocki Jarosław
  • Tytuł: Przylądek pozerów
  • Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
  • Seria:
  • Rok wydania: 2005
  • Nakład:
  • Recenzent: Anna Lewandowska


Afera pozera czyli przewodnik po nowej Warszawie

„Przylądek pozerów” Jarosława Klejnockiego, chociaż jest najprawdziwszym kryminałem, z pewnością nie przyciągnie czytelników poszukujących ciekawych zagadek i interesującego śledztwa. Chociaż trup pojawia się już w pierwszym zdaniu (zabity ciosem w głowę mosiężną lampą profesor UW) i natychmiast wdrożone zostaje śledztwo, to w miarę czytania schodzi ono na plan dalszy, a najważniejsze okazują się precyzyjnie opisane peregrynacje po Warszawie głównego bohatera, prowadzącego śledztwo komisarza Nawrockiego.


Komisarz Nawrocki nie jest zwykłym policjantem. Pobierał nauki za oceanem, a wiadomo, że nasi bracia Amerykanie szkolić potrafią. Po powrocie na ojczyzny łono zyskał status człowieka do zadań specjalnych i powierzano mu najtrudniejsze i najbardziej nietypowe sprawy. Radził sobie z nimi doskonale, amerykańskie szkolenie przyniosło owoce.
Do pomocy komisarz Nawrocki ma Mirka Zomowca. Tym uroczym pseudonimem obdarzono Mirka, ponieważ w zamierzchłych czasach wpadł na pomysł, żeby odsłużyć wojsko w ZOMO. Formacja ta nie cieszyła się dobrą sławą i pseudonim uwiera Mirka jak niewygodne buty. By się go pozbyć chce się wybić, odnieść sukces, ale wciąż pozostaje w cieniu komisarza Nawrockiego. Ten zleca mu zadania pracochłonne, polegające głównie na grzebaniu w archiwach i szukaniu potwierdzenia swoich hipotez. Takich potwierdzeń przeważnie Mirek nie znajduje, komisarz twierdzi, że właśnie tego się spodziewał i dalej pchają razem ten wózek, a Mirek nie może błysnąć pełnią swych zdolności.
Autor najwyraźniej postawił na nietypowość komisarza Nawrockiego: w przeciwieństwie do większości bohaterów kryminałów milicyjnych komisarz ma bardzo udane życie rodzinne. No, powiedzmy: udane. Jego żona, Małgorzata, spodziewa się dziecka, więc jest nieco drażliwa. Nie czuje się najlepiej, często korzysta ze zwolnień lekarskich, z nudów zaczęła słuchać Radia Maryja i spodobało jej się to, co tam usłyszała. Teraz usiłuje wprowadzać w życie podawane tam dogmaty, co nieco drażni komisarza. Na szczęście Małgorzata chodzi wcześnie spać, więc komisarz może spędzać upojne (dosłownie) wieczory przed telewizorem i zajmować się degustacją trunków o różnej mocy.
Komisarz Nawrocki mieszka na ulicy Żywnego, tuż koło Królikarni. Miejsce to wywołuje u mnie miłe skojarzenia: po drugiej stronie Puławskiej, niemal naprzeciw Żywnego, mieszkała z rodzicami tuż po wojnie Joanna Chmielewska. W parku koło Królikarni w zamierzchłych czasach było dzikie boisko, na którym, chłopięciem będąc, mój własny Ojciec grywał z kumplami w nogę. A znacznie później, w latach siedemdziesiątych, właśnie na Żywnego mieszkał mój kolega z klasy, osobnik całkowicie zwariowany, którego główną cechą było poczucie humoru, dość niekonwencjonalne zresztą.
Nie ma jednak szans, by Nawrocki spotkał kogoś z nich – od tamtych czasów minęły wieki, ludzie się powyprowadzali, Warszawa się zmieniła. I właśnie te zmiany odnotowuje komisarz Nawrocki, jeżdżąc po Warszawie. A jeździ z kilku powodów – przede wszystkim musi dotrzeć do pracy. Choć tuż pod bokiem ma Komendę Główną na Puławskiej, to pracuje w znacznie oddalonej Komendzie Stołecznej i codziennie ma do przebycia spory kawał Puławskiej i całą Marszałkowską, co daje znakomite pole do obserwacji.
Drugim powodem przemieszczania się po stolicy są nocne patrole. Nawet nie wiedziałam, że oficerowie śledczy też biorą w nich udział. Komisarz bierze – jeździ po uśpionych ulicach i uliczkach Śródmieścia, co dla autora stanowi pretekst do pokazania zmian zachodzących w ostatnich latach w stolicy.
Zaś trzecim powodem do przemierzania warszawskich ulic są podróże komisarza do Zalesia. Mieszka tam wielce podejrzany osobnik, współpracownik nieboszczyka, niejaki Jarosław Klejnocki. Gdyby był nieco sympatyczniejszy, pomyślałabym, że to alter ego autora. Ale doktor Klejnocki jest zwykłym łobuzem – chla i po pijaku leje żonę i dzieci, jest nadętym bufonem, a w końcu żaden pisarz nie przedstawi tak siebie (chyba że jest pozerem). Nieźle też namiesza Nawrockiemu w śledztwie. Ale podczas wizyt u niego komisarz może obserwować zmiany, jakie w ostatnich latach zaszły w Zalesiu.
Jak już wspomniałam, śledztwo w książce zajmuje drugi i dalsze plany. To już nawet nie chodzi o to, że prowadzone jest dość niemrawo, ale wyraźnie widać, że większość energii twórczej autor poświęcił Warszawie. Może dlatego dał swojej książce podtytuł „Powieść antykryminalna”?