Niziurski Edmund – Sekret panny Kimberley 37/2024

  • Autor: Niziurski Edmund
  • Tytuł: Sekret panny Kimberley
  • Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
  • Rok wydania: 1998
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Bum & Bum Bros., czyli Sekret Serwis do usług

Edmunda Niziurskiego przedstawiłem przy okazji wcześniejszych recenzji jego książek. Wszystkich, którzy chcieliby pogłębić informacje o tym pisarzu oraz jego opowiadaniach i powieściach, zachęcam do przeczytania książki „Księga dla starych urwisów. Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim” z roku 2019, autorstwa Krzysztofa Vargi. Pozycję tę planuję wkrótce zrecenzować.

„Sekret panny Kimberley” jest zbiorem opowiadań: dwóch starych (z tomu „Nikodem, czyli tajemnica gabinetu” z roku 1964), ale przerobionych i osadzonych w latach 90., oraz czterech zupełnie nowych. Książka liczy 231 stron. Egzemplarz, którym dysponuję (okładka z prawej – w pełni nawiązująca do tytułowego opowiadania) pochodzi z pierwszego jej wydania.

Akcja toczy się w Melsztynie, a także fikcyjnych: Dłubkowie, Niekłaju i Szpitarach-Zdroju, nie wcześniej niż w roku 1995.

Głównym bohaterem i narratorem jest 15-letni Zenon Bum. „Nie błyszczę specjalną inteligencją, nie bryluję zdolnościami, ale nie jestem znów takim głupolem”. Miał on – młodszego od siebie o dwa lata – brata Emeryka nazywanego Emuś lub Ęsio [rewelacja – do tej pory jeszcze w żadnej książce nie spotkałem się z czymkolwiek zaczynającym się na literę „ę”]. „Emuś ma dociekliwy umysł i szeroką skalę zainteresowań. To może drażnić i niecierpliwić, ale jest normalny i mieści się całkowicie w parametrach zdrowia psychicznego, nie mówiąc już o tym, że jest bardzo zdolny (…) o wysokim ilorazie inteligencji. Owszem, jest nerwowy i anemiczny …”. Chłopcy wraz z rodzicami mieszkali na nowym osiedlu w Dłubkowie, dokąd przeprowadzili się z sąsiedniego Niekłaja, w którym jednak w dalszym ciągu się chodzili do szkoły.

Opowiadanie pierwsze: „Duch zamku i prawo Archimedesa” (czyli „Wspomnienie sposobu na Alcybiadesa”). Akcja toczy się na zamku w Melsztynie (powiat tarnowski w województwie małopolskim), dokąd cała rodzina Bumów udała się na zaproszenie kuzyna Markowskiego, który był tam kustoszem [tu mamy pierwszy błąd autora: w latach 90. zamek był totalną, niezadaszoną ruiną i nie mogło tam być ani muzeum, ani tym bardziej pomieszczeń mieszkalnych; wieża odbudowana została dopiero w roku 2023]. Już drugiego dnia pobytu doszło do bulwersującego zdarzenia. Z pracowni konserwatorskiej skradziono futerał z cenną paterą i pucharami wykonanymi ze srebra. Zdarzyło się to w czasie nieobecności kustosza. Po powrocie, Markowski stwierdził, że na razie nie powiadomią o zdarzeniu policji, ale sami przeprowadzą śledztwo. Podejrzanymi w tej sprawie byli: panna Zuza – asystentka kustosza, Krysia – sprzątaczka, magister Laluch – konserwator, doktor Szemiot-Czambułko – specjalistka hipologii orężnej, profesor Szturmer, a także Januszek – zamkowa „złota rączka”, który w czasie zdarzenia był … hospitalizowany. Warto dodać, że Zenuś pierwszy detektywistyczny sukces miał już za sobą. Rok wcześniej, w Ustce – podczas pływackiego obozu szkoleniowego dla ratowników – wykrył złodzieja zwanego Kostiumologiem, ujął go i przekazał w ręce policji. Na potrzeby wykrycia sprawcy aktualnej kradzieży wymyślił dość osobliwą metodę. „Osobiście stosuję metodę trójfazową (…) – pierwsza faza: inspekcja, wizja lokalna i obdukcja, druga faza: introspekcja, analiza i indukcja, trzecia faza: dedukcja i złapanie złodzieja za frak”. Wyjaśnienie sprawy było jednak zasługą Ęsia. Opowiadanie to jest czystym kryminałem.
Opowiadanie drugie: „Alarm na poddaszu” (czyli „Pomieszanie i poplątanie, a na dokładkę pożar”). Tu akurat nie ma wątku kryminalnego, ale jest rozgrywka pomiędzy trzema niekłajowskimi grupami młodzieży: Kolonistami, Piratami i Koczownikami, a także akcje gaśnicze. Pojawił się w nim – znany nam z „Awantury z Niekłaju” (przypominam: powieść z roku 1962) – sierżant milicji, a obecnie funkcjonariusz policji – Kubas. Co ciekawe, występujący w książce strażak miejskiej straży pożarnej (a były też: zakładowa i ochotnicza) – Żółwik ma stopień sierżanta, choć powinien – bo to już czasy III RP – mieć szarżę ogniomistrza. Nie ma się co dziwić – to jest właśnie jeden z tych dwóch przerobionych „staruszków”.
Opowiadanie trzecie: „Nikodem, czyli tajemnica Gabinetu” (albo „Wojtek, który połknął żabę”). I znów czysty kryminał. Ze szkolnego gabinetu przyrodniczego najpierw skradziono grzebiuszkę ziemną, a potem rzekotkę. Zenek z kolegami z klasy postanowił wyjaśnić tę sprawę. Pierwszym podejrzanym został … duch niedawno zmarłego woźnego szkolnego – Nikodema. Detektywi wpadli na pomysł, by zasadzić się w gabinecie na złodzieja. Wynikła jednak z tego tylko masa komplikacji. Niezbędny znów okazał się Ęsio, który za wykrycie zażądał honorarium w wysokości dwóch kilogramów … makulatury na rzecz szkoły. Okazało się, że sprawca był bardziej przyziemny niż duch Nikodema. Złapany na gorącym uczynku poprosił, żeby załatwić tę sprawę bez … protokołów. Toż to jawne przekupstwo detektywów! Opowiadanie to jest drugim z ogrzewanych „kotletów”, ale na żadnej wpadce autora nie przyłapałem.
Opowiadanie czwarte: „Pożegnanie z Drynderem” (czyli „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”). Niestety wątku kryminalnego w nim nie ma. Są natomiast „sparingi”: harcerze kontra Kikutnicy, czyli chuligani z Kikutów Wielkich, a także harcerze versus „Bracia Wiekuiści”, czyli personel … salonu pogrzebowego. Najważniejszego, czego się można z tego opowiadania dowiedzieć to, że: „Harcerz jest odważny”, „Harcerz jest przyjacielem przyrody” i „Harcerz chce wiedzieć więcej, niż wie”.
Opowiadanie piąte: „Kto Sesse, a kto Pfeffe???” (czyli „Kto jest Cacy, a kto Be???”). Tym razem detektywi szukali sprawcy/sprawców zdemolowania szkolnej pracowni biologicznej i uwolnienia z niej hodowanych tam zwierząt.
Opowiadanie szóste: „Sekret panny Kimberley” (czyli „Co się dzieje z facetami po 70-tce”). Jest to opowiadanie napisane zupełnie w innym stylu niż te, które do tej pory – tego autora – czytałem. Fabuła jest czysto sensacyjno-kryminalna, a dotyczy walki Bum Bros. & Spółka ze złodziejami i gangsterami o produkty pochodzące z Kimberley, przechowywane w muzeum i galerii Wężerowiczów. Opowiadanie to jak dla mnie jest gotowym scenariuszem na pełnometrażowy film i byłoby co w nim oglądać. Co ciekawe, Emuś ma tu lat 13 – w swoim mniemaniu i 12 – w opinii brata?! Dla mnie jednak najważniejsze w opowiadaniu, a nawet w całej tej książce, jest to, że nareszcie można – bez ryzyka jakiejkolwiek omyłki – zlokalizować fikcyjny Niekłaj. Wg opisu na stronie 157 wynika, że tak naprawdę jest to … Piotrków Trybunalski. To jednak dziwne, bo z analizy treści „Awantury w Niekłaju” wychodziło, że powinien to być Niekłań na Kielecczyźnie. I jeszcze jedna rzecz. Niziurski przyzwyczaił mnie, że pisał książki dla młodzieży zgodnie z zasadami przyjętymi w PRL. W tym opowiadaniu jest inaczej, bo autor zboczył ze swej – trzeba przyznać chlubnej – drogi w kierunku tego, co przyniosły nam z Zachodu lata 90., a co jednocześnie jest częstym przejawem wieku męskiego 70+. Zrobił to bardzo subtelnie, ale zupełnie – jak dla mnie – niepotrzebnie. Kto wnikliwie będzie czytał to opowiadanie, ten zrozumie o co mi chodzi. Oczywiście pewnie większości czytelnikom się to spodoba i będą się dziwić, czego znowu się czepiam. Ja natomiast uważam, że dobrze, że ten kierunek nie został przez Niziurskiego w jego twórczości pogłębiony, bo nie takiego pana Edmunda chciałbym zapamiętać.

W opowiadaniach pojawiają się lub jest mowa o: amerykański serial telewizyjny – opera mydlana – pt. „Dynastia” pokazywany w TVP w latach: 1990-1993, film kinowy „Dwa złote kolty” [kolejna wpadka autora – akcja opowiadań toczy się w latach 90., a chłopcy idą na ten film do kina; może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ten pochodzący z roku 1959 western, w kinach w Polsce był wyświetlany w roku 1964], piosenka „Już zachodzi czerwone słoneczko” z roku 1919 (nie mylić z „Czerwonym słoneczkiem” zespołu „2+1”), samochody: „Mercedes” i „Opel Vectra”, mydło „Lux”, lody „Eskimo”, telefon komórkowy niesprecyzowanej marki, nazywany telekomem (telefonia analogowa – „Centertel” – pojawiła się w Polsce w roku 1992, a cyfrowa – „Era” i „Plus” – w roku 1996; ja swoją pierwszą „komórkę” – „Nokię” 5110 – nabyłem rok po wydaniu tej książki, czyli w roku 1999, a za minutę połączenia płaciłem 2 złote !!!!!!!!!!), wybitny aktor Kazimierz Ka…, przepraszam – Indor, a także reżyser Olaf Klapser (to w końcu reżyser czy klapser? Tak się złożyło, że Olaf, ale Lubaszenko zadebiutował jako reżyser filmowy w roku 1997, a więc na rok przed wydaniem recenzowanej książki).

Trzeba przyznać, że większość tych opowiadań jest fajna, a detektywi prezentują się dość ciekawie. Z pewnym uproszczeniem można przyjąć, że mózgiem jest Emeryk, a Zenek głównym wykonawcą; są też podwykonawcy, ale ich rola jest marginalna. Każda z historii jest zamknięta sama w sobie, choć są w nich nawiązania do sąsiednich opowiadań. Myślę, że dobrze jest przeczytać również swego rodzaju „most na rzece … Kłaj”, którym jest powieść „Awantura w Niekłaju”. Choć powstała ona wcześniej niż te opowiadania, to chyba lepiej przeczytać ją po nich. Miłej lektury! A przede mną kolejne „niziurszczyzny”…