MOrd w Aktivist – lipiec 2010

WÓDKA / MO / CHRYZANTEMA: Milicja Wiecznie Żywa

Namiętnie zbierają peerelowskie kryminały. Piszą ich recenzje. Szukają nieznanych zakątków Warszawy opisywanych w tych książkach. Odwiedzają oldschoolowe knajpy i piją peerelowskie trunki

– Zaczęło się w 2001 r. Dostałem ponad 100 peerelowskich kryminałów w prezencie. Gdy przychodzili do mnie znajomi, zawsze ktoś je czytał, często przez sentyment – wspomina Grzegorz Cielecki, prezes Klubu Miłośników Powieści Milicyjnej. W listopadzie 2001 r. odbyło się pierwsze oficjalne spotkanie. – Ustaliliśmy roboczą nazwę klubu: MOrd. To gra słów – MO (Milicja Obywatelska) i mordu jako wątku powieści kryminalnej. Rozszerzyliśmy też naszą działalność na film i komiks, czyli m.in. serię o Kapitanie Żbiku. Tło tamtego wieczoru tworzyły ścieżka dźwiękowa do „07, zgłoś się”, chleb z dżemem z 1989 r. i 12-procentowy napój Spoco. Uznaliśmy, że dla dalszej działalności niezbędna będzie strona internetowa. Zaprojektował ją Paweł Duński, potem nowy design stworzył Paweł Gabrowski, który prowadzi witrynę do dziś – opowiada Cielecki. Tematem drugiego spotkania była już twórczość klasyka gatunku Jerzego Edigeya. I tak zaczęły się niekończące się rozmowy o powieściach milicyjnych, osadzonych w realiach minionej epoki. Ukazywany w nich milicjant to nie znienawidzony, prostacki przedstawiciel władzy, tylko szary obywatel, który mieszka w ciasnym mieszkaniu z cieknącym kranem. Na kolejnych, comiesięcznych spotkaniach w barach tradycją stało się spożywanie peerelowskich trunków i jedzenia. Królowały jarzębiak oraz wódka żytnia, z czerwoną kartką i bałtycka. A także koniaki bułgarskie, gruzińskie i mołdawskie. Na zagrychę tatar, często z łososia. I eksperymenty rodem z książek, jak pomarańczówka i nóżki w galarecie.

Nie tylko impreza
Grzegorz od początku walczył o to, żeby klub był nie tylko miejscem spożywania alkoholu. Znakomicie przyjęły się refleksje na temat książek i filmów, odkrywanie nowych zakątków miasta, takich jak dyskoteka Astoria, gdzie bawić się mogą 60-latkowie i starsi. Wszystkim spodobał się pomysł recenzowania przeczytanych książek, oglądanych filmów i seriali. Do dziś regularnie pisze je około 15 osób. Zbiory recenzji od lat ukazują się w książkach o tytułach: „Pierwsza seta”, „Druga seta” itd. MOrd ma ponad 100 członków w różnym wieku, z czego 30 mieszka w Warszawie i udziela się najczęściej. Warunkiem członkostwa jest napisanie choć jednej recenzji. Piotr Kitrasiewicz, dziennikarz i poeta, a także członek klubu, stara się wyjaśnić „Aktivistowi” fenomen tej pasji. – Kryminały oddają wdzięk minionej epoki. Słabość literacka tych tekstów jest dziś ich atutem, gdyż przypomina nam siermiężność, w której wielu z nas dorastało. To świetne hobby daje poczucie totalnego oderwania od nudnej codzienności – deklaruje. MOrd promuje zapomniane i nigdy nie publikowane w całości książki Heleny Sekuły, Edigeya, Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego czy Anny Kłodzińskiej. Ukazywały się kiedyś w odcinkach w gazetach. Białe kruki, jak „Czwarty klucz” Zborowskiego, po raz pierwszy wydało wydawnictwo MOrd-u, czyli Wielki sen. Warto wiedzieć, że powieści milicyjne pisali pod pseudonimami m.in. Antoni Słonimski i Jacek Kuroń. Dorabiali w ten sposób na chleb.

Humor niezamierzony
Redakcją tych książek zajmuje się Anna Lewandowska – na co dzień redaktorka w innym wydawnictwie. – Kryminały zaczęłam namiętnie czytać w latach 70. Te peerelowskie wprost ubóstwiałam. Najbardziej Heleny Sekuły. „Tęczowy cocktail”, „Wstęga Kaina” czy „Kieliszek bordeaux” to typowe babskie czytadła z wątkiem kryminalnym. Kupowałam, zbierałam, wymieniałam się tymi książkami. Dlaczego akurat kryminały peerelowskie? Ja w literaturze szukam humoru, także tego niezamierzonego – opowiada. – Zupełnie jak w „Dniu słodkiej śmierci” Janusza Głowackiego. Tak, tego od „Polowania na muchy”! Jest nim dla mnie też emocjonalny stosunek Edigeya do kawy z „Trzech płaskich kluczy”. „(…) marzyłem o kawie. Takiej czarnej jak noc, słodkiej jak grzech i mocnej jak piekło” – cytuje z uśmiechem Anna Lewandowska. – W 2004 r. znalazłam w internecie stronę MOrd-u i z miejsca postanowiłam dołączyć do klubu. Najpierw recenzowałam książki, później zaczęłam redagować wydawane przez nas kryminały. Znalazłam w klubie bratnie dusze w różnym wieku, których nigdy bym nie poznała, gdyby nie wspólna pasja – twierdzi. Dziś popularne niegdyś kryminały można kupić przez internet lub w antykwariacie Książka dla Każdego, który mieści się w BUW-ie w pawilonie 32. Prowadzi go właśnie prezes MOrd-u. – Tu jest nasz punkt zdawczo-odbiorczy – mówi Cielecki. MOrd coraz częściej obejmuje patronatem medialnym książki kryminalne, m.in. wznowioną w ostatnim czasie popularną Serię z Kluczykiem.

Całodzienne spotkania klubowiczów odbywają się w Warszawie: na Pradze, Mokotowie, Żoliborzu czy Bródnie. O tym ostatnim traktują takie książki, jak „Trzy razy Omega”, „Śmierć wśród chryzantem” i „Zbrodnia na Cyrhli”. Mord-owcy zwiedzali też Pelcowiznę i nowe osiedle przy ul. Kondratowicza. Dokumentuje to film na stronie internetowej. Podczas clubbingu praskiego nie mogło zabraknąć baru mlecznego Rusałka, szlaku wzdłuż trójkąta bermudzkiego na Szmulkach, spacerów Ząbkowską, Targową, wizyty na bazarze Różyckiego oraz u „Miśków”. „Miśki”, czyli wybieg dla niedźwiedzi naprzeciwko katedry praskiej, często odwiedzał m.in. por. Szczęsny, bohater książek Kłodzińskiej, który ścigał paserów, handlarzy walutą i agentów obcego wywiadu. Clubbing mokotowski rozpoczął się przy więzieniu na Rakowieckiej, skąd grupa ruszyła na pl. Unii Lubelskiej, by ostatecznie trafić do restauracji Mozaika, gdzie od 30 lat pracuje ta sama obsługa. Helenę Sekułę MOrd odwiedził w Domu Pracy Twórczej w Oborach pod Warszawą i tak zaczęła się przyjaźń i współpraca. W kultowym Lotosie zapoczątkowali zaś sprzedaż jarzębiaka. – Nie ma, ale gdyby państwo chcieli całą butelkę, to ja wyskoczę – zapowiedziała kelnerka, która po chwili wróciła z najbliższego monopolowego z flaszką tej owocowej wódki.

Śladami powieści milicyjnej:
Lotos – jedna z nielicznych warszawskich restauracji z klimatem minionej epoki. To tu warto wstąpić na jarzębiaka, setkę żytniej i zagryźć śledzikiem lub tatarem z łososia.
Jaś i Małgosia – jeden z ostatnich prawdziwie peerelowskich barów w Warszawie. Można tu zjeść smacznie i tanio. Niegdyś prężny, dziś podupada. Lada chwila może zostać zamknięty.
Mozaika – mokotowska restauracja z dansingiem dla trochę starszych. Przez 30 lat zmieniło się tu niewiele.
Pod Samsonem – restauracja na Starym Mieście opisywana w jednej z książek jako „miejsce obiadu niedzielnego dla mniej zamożnych warszawiaków”. Istnieje kilkadziesiąt lat, dziś cieszy się opinią miejsca serwującego świetną, niedrogą polską kuchnię z żydowskimi akcentami.
Bar przy Kaśce – położony tuż przy pl. Bankowym, obok KFC i Pizzy Hut. Istnieje od lat 60., pod koniec lata 80. wpadali do niego na kawę robotnicy z byłej Jugosławii budujący pobliski Błękitny Wieżowiec
Paragraf – jedyne w Warszawie miejsce, gdzie można było dostać firmowego portera „Browar Warszawski”. Klimat stołecznej mordowni został zachowany. Do dziś upijają się w nim co bardziej oldschoolowi członkowie palestry (mieści się naprzeciwko sądu okręgowe w al. Solidarności)
Gwiazdeczka – kiedyś bar mleczny, dziś Jazz Bistro na Piwnej. Można wstąpić, ale miejsce, jak mówi Grzegorz, stanowczo już zbyt „wylaszczone”.

Tekst: Rafał Badowski / Ilustracja: Basia Marek