Spotkanie w Lotosie – pierwsza rocznica Klubu, 13 grudnia 2002

PIERWSZA ROCZNICA KLUBU – SPOTKANIE W LOTOSIE

Ponad rok istnienia klubu uczciliśmy w piątek 13 grudnia w restauracji Lotos na Belwederskiej. Miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo – lokal jest barwnie opisany w „Dniu słodkiej śmierci” Janusza Głowackiego (Ewa nr 12, rok 1969). Od tego czasu miejsce zmieniło się nieznacznie, tak jak w czasach porucznika Goraja można tam spożyć wyśmienitego tatara i napić się tradycyjnej, polskiej brandy marki Jarzębiak. Pani kelnerka wyraźnie zainteresowana historią literacką miejsca otrzymała od nas w prezencie egzemplarz „Ewy” rewanżując się kolejką piwa. W znakomitej atmosferze błyskawicznie zleciały trzy godziny i trzeba było opuścić lokal czynny tylko do 22. Następne spotkanie już niedługo 3 stycznia 2003 u Prezesa.

Sprawozdanie Marka
DZIEŃ SŁODKIEJ LIBACJI

Porucznik Goraj miał zły dzień. Od rana waliły się na niego skomplikowane sprawy, zdenerwowany szef ciągle przypominał o niewyjaśnionej sprawie wyłowionych z Wisły w okolicach Młocin zwłok. Zdegustowany spoglądał w okno, na ponury grudniowy dzień i dopalał kolejnego „ekstramocnego”. Nie cieszyło go nawet planowane na wieczór spotkanie z piękną Iloną. Przekładał kolejne papiery raczej markując ciężką pracę. Dotrwał tak do godziny 18, o której opuścił wreszcie swój nieprzytulny pokój w pałacu Mostowskich. Ogarnął go chłód zimowego wieczoru. Podszedł do najbliższej budki telefonicznej, bezceremonialnie wymachując służbową legitymacją (takie drobne nadużycie władzy) wepchnął się do środka. Bardzo szybko, bo tracąc tylko trzy złotówki, otrzymał połączenie z Iloną. Odwołał spotkanie, tłumacząc się bólem głowy. Postanowił spędzić wieczór samotnie w lokalu. Może to poprawi mu humor?

Rozklekotany, przegubowy „Jelcz” oznaczony numerem 116 dowiózł go aż pod gościnne bramy restauracji „Lotos” na rogu Chełmskiej i Belwederskiej. Przeszedł na drugą stronę ulicy i ze zdziwieniem skonstatował, że znalazł się jakby w innym świecie. Przed restauracją stało tylko kilka samochodów, za to wszystkie wyglądały na zachodnie – ani jednej „Syreny” czy „Fiata 125”. Z roztargnieniem pchnął drzwi. Zdziwiła go pustka i brak portiera witającego gości. Przed szatnią własnie witała się czwórka młodych ludzi: trzech panów i dziewczyna. Chwilę później weszli do sali. Porucznik oddał płaszcz szatniarce i uczynił to samo. Młodzi ludzie wybrali miejsce w sali z parkietem przy oknie i właśnie zsuwali dwa stoliki. Widocznie umówili się z przyjaciółmi…

Goraj też zajął miejsce przy stoliku i przywołał kelnerkę. Najpierw jednak podeszła do zsuniętych stolików. Usłyszał jak goście pytają o jarzębiak i tatar (jego ulubiony zestaw) i pokazują kelnerce jakąś niebieską broszurę. Znał tę sympatyczną blondynkę (wiek „tramwaj szczytowy” – na oko), która pracowała w „Lotosie” już od 16 lat. Za chwilę podeszła także do niego. Oczywiście zamówił „zestaw obowiązkowy” czyli tatara i mały jarzębiak. Z nieprzyjemnym zdziwieniem przyjął wiadomość, że ostatnią butelkę zamówili goście spod okna, a tatar został tylko z łososia. Pozostała mu zatem tylko „lorneta z galaretą”. Po konsumpcji rozciągnął się wygodnie na krześle i zaczął z zawodowym nawykiem obserwować towarzystwo spod okna. Wprawnym uchem łowił prowadzoną rozmowę. Zwrócił uwagę na często padające zwroty „Klub Powieści Milicyjnej”, „Allegro”, „znowu nikt nie napisał recenzji”. Po około 15 minutach dołaczył nowy gość i przy złączonych stolikach rozgorzała dyskusja, czy należy mu się wódka i zakąska „na koszt klubu”. Wreszcie osobnik tytułowany „Prezesem” zarządził, że nowo przybyły jednak „służbowy” poczęstunek otrzyma.

Rozmowy prowadzone przy stoliku pod oknem coraz bardziej frapowały porucznika. Powtarzające się zarzuty o bierność i niechęć do pisania recenzji sugerowały, że to chyba redaktorzy jakieś gazety. Skąd zatem ten Klub? Postanowił zasięgnąć języka u kelnerki. Zamówił zatem jeszcze jedną „setkę” i „meduzę” i przy okazji dowiedział się, że towarzystwo spod okna właśnie jego śladem przybyło do „Lotosa”. Ofiarowali kierownictwu lokalu egzemplarz „Dnia słodkiej śmierci”, za co otrzymali serdeczne podziękowanie wyrażające się w darmowej kolejce dla wszystkich.

Wkrótce impreza rozkręciła się na dobre, przybyły jeszcze trzy panie i jeden pan, karierę robiły śledzie w śmietanie i łosoś (oczywiście oprócz tatara – efekty konsumpcji będą znane za dwa tygodnie – okres wylęgania się salmonelli). Około godziny 22 kelnerka wszystkim biesiadującym dostarczyła rachunki – lokal jest bowiem o tej godzinie zamykany z uwagi na położenie pod lokalami mieszkalnymi. Klubowicze powoli się rozchodzili. Spotkanie było bardzo owocne. Zapadło postanowienie o konsumpcji podczas kolejnych spotkań „czegoś ciepłego”, pojawiły się śmiałe pomysły zorganizowania klubowego wieczoru w saunie. Webmaster zobowiązał się do aktualizacji strony internetowej a klubowicze wreszcie mają pisać recenzje.

W nowy rok wkraczamy zatem z nowymi planami i oczywiście wszystko będzie szło jak z płatka.

Spotkanie w „Lotosie” odbyło się 13. XII. 2002 roku w godzinach 19.00 – 22 z minutami.

Marek Ciaś