- Autor: Bielecki Michał
- Tytuł: Stara klasa
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Książnica
- Seria: Prywatny detektyw opowiada
- Rok wydania: 1997
- Recenzent: Aleksandra Fedyna
- Broń tej serii: Trzecia seta
Klasa sama w sobie
Jest rok 2002 i z satysfakcją stwierdzam, że powieść milicyjna nie zginęła. Może nie w czystej, klasycznej formie, ale jednak żyje! Niepodważalnym dowodem potwierdzającym tę tezę jest twórczość Michała Bieleckiego i jego „Stara klasa”, dzieło należące do serii „Prywatny detektyw opowiada”.
Zapytacie: Co ma wspólnego prywatny detektyw z milicjantem? I jak się ma do tego nasza droga powieść milicyjna? Postaram się więc obronić: Otóż jest to wierne, choć osadzone w nowych realiach, naśladownictwo wspaniałego pierwowzoru, jakim jest (zgodzą się w tym względzie Państwo Wielbiciele ze mną) powieść milicyjna. Obok drogich rezydencji, telefonów komórkowych, pośpiechu, wypadów na siłownię i firmy „Elinwest” mamy w „Starej…” zaginięcie w nie wyjaśnionych okolicznościach, klasycznego trupa oraz wspaniałego, do bólu uczciwego byłego oficera policji. Jest nim Michał Bielecki, autor i zarazem główny bohater tej pasjonującej pozycji. Na widok wnętrza firmy, gdzie „…przepych przekraczał wszelką miarę rozsądku: marmury, mosiądze, boazerie ze szlachetnego drewna i kryształowe lustra…” Bielecki myśli: „Jasne, inwestycje odlicza się od dochodu do opodatkowania. O tyle mniej jest pieniędzy na policję i służbę zdrowia.” Kawałek dalej przyznaje się: „(…)umyłem talerzyk po jajecznicy – zawsze od razu zmywałem, żeby mi się naczynia nie piętrzyły w zlewozmywaku (…)” Czyż nie jest to, trochę tylko unowocześniona, wersja kryształowego Asa MO i ideał, o którym powinna marzyć każda kobieta?
Echa starego systemu nie brakuje także wśród postaci drugoplanowych. Jurek – pracodawca naszego herosa, szef prywatnej agencji ochrony „Kruk”, zawsze marzył o pracy w milicji. Jednak jego marzenie nie mogło się zrealizować, bo „(…) pochodził z niesłusznego środowiska – obciążał go zarówno ojciec, właściciel prywatnego zakładu produkcji guzików, jak i dziadek – przedwojenny drobny fabrykant. Jurek był więc podejrzany klasowo.” Dopiero lata 90-te dały mu szansę sprawdzenia się w roli quasi-policjanta.
Akcja „Starej klasy”, tocząca się na początku leniwie i flegmatycznie (przydługie, trochę nieudolnie skonstruowane dialogi, drobiazgowe opisy), w połowie powieści nabiera tempa i rozmachu. Poszukiwania zagubionej Eweliny Otrembskiej, kobiety-ofiary nowych czasów, detektyw Bielecki prowadzi wśród dawnych kolegów z klasy, którzy po latach ukazują inne, często zbrodnicze oblicze. Spoza klasy jest tylko doktor Adam Brzeziński, prawdziwy demon seksu. Jednak mimo prób stworzenia całej galerii złożonych postaci, autorowi-detektywowi do końca udała się tylko jedna. On sam.
Czy warto sięgnąć po „Starą…”? Raczej tak. Choćby dlatego, żeby wiedzieć, jak leczyć kaca spiralnego. I oczywiście by dowiedzieć się, kto zabił.