- Autor: Śmigielska Krystyna
- Tytuł: Skarb z leśnego grobowca
- Wydawnictwo: Skrzat
- Rok wydania: 2008
- Recenzent: Waldemar Szatanek
„Ranczo w wersji 10 +”
Od lat narzekam na mizerię panującą we współczesnej polskiej literaturze młodzieżowej.
Jest to sytuacja oczywiście trochę związana z ogólną bryndzą w polskiej literaturze ale o ile w literaturze „ambitniejszej” jednak cały czas pojawiali się giganci (jak na naszą skale) np. Stasiuk , Pilch , Tokarczuk czy Gretkowska to w wersji komercyjnej, lżejszej było gorzej. Najlepiej wypadała fantastyka gdzie Sapkowski przetarł szlaki Pilipikowi, Ziemiańskiemu , Brzezińskiej, Piekarze, Dukajowi i dziesiątkom innych a wydawnictwo Fabryka chyba nie nadąża z czytaniem rękopisów które dostają. W literaturze kobiecej Grochola, Szwaja, Sowa a szczególnie Kalicińska rozpruły worek z autorkami opisującymi współczesne polskie dylematy obyczajowo sercowe. Znowu zaś Krajewski , Górski , Konrad T. Lewandowski, Miłoszewski czy Iza Szolc poruszyli polski kryminał lekko zapomniany od czasów PRL.
Tylko młodzieżówka długo leżała odłogiem. Na szczęście i tu wydawnictwa szczególnie te mniejsze zaczynają odważniej sięgać po nowe nazwiska. Andrzej Maleszka, Grzegorz Kasdepke czy Rafał Kosik to naprawdę mocne postacie. Piszą , szczególnie ten ostatni, tak że i Niziurski by się nie powstydził. Mariusz Niemycki czy Krzysztof Petek stworzyli nawet dłuższe czy krótsze sagi (zresztą część ich utworów już recenzowałem)
Krystyna Śmigielska od 2006 roku gdy zadebiutowała, też stworzyła kilka dzieł np. „Węszący Renifer” czy zbiór opowiadań „Zbieracz Grzechów”. Przeczytana przez mnie powieść jej autorstwa „Skarb z leśnego grobowca” to typowy utwór dla młodszej części młodzieży. Takiej 10-12 lat. Kiedyś np. Hanna Ożogowska w nim brylowała. Trudno się go czyta będą trzy czy cztery razy starszym od potencjalnego targetu. Fabuła i forma jest z reguły krótsza i prostsza niż w dziełach dla starszej młodzieży tej spod znaku Kosika czy Bahdaja.
„Skarb” uwzględniając ramy gatunku czyta się fajnie. Jest w nim wszystko co potrzeba. Przyjaźń, przygoda , leciutko zarysowana miłość, dydaktyka. Bez zbędnych opisów przyrody i zawiłości.
Michał spędza wakacje u dziadków na wsi. Sam jako warszawiak wyznaje postawę lekkiej wyższości od otaczającego go otoczenia. Niechętnie wiec zapoznaje się z grupą miejscowych rówieśników . Po woli się jednak dociera z nimi i zaczyna rozumieć że różnic jest nie tak znów wiele jak mu się wydawało. Nawiązanie przyjaźni przychodzi łatwiej gdy cała grupa wplątuje się w kryminalną aferę. Przypadkiem bowiem podglądają rzezimieszków chowających swój łup na starym poniemieckim cmentarzu.
Oczywiście postanawiają poradzić sobie bez udziału dorosłych. Jest trochę problemów ale wszystko dobrze się kończy. Złodziejskie fanty trafiają na miejsce czyli do prawowitego właściciela. ( A zdolna młodzież wiejska opracowuje specjalne zabezpieczenie by taka kradzież się nie powtórzyła). Wysiłek grupy przyjaciół zostaje doceniony zaś złodzieje złapani przez organa ścigania.
Co ciekawe – jako znak czasów traktuje pojawienie się księdza – zresztą w bardzo pozytywnej barwie – jako rozumiejącego się z młodymi odkrywcami.
Jeśli wiec nie denerwują was lekkie infantylizmy, prostota i pewna niespójność, zdecydowanie – czytać. Szczególnie jeśli macie w swoim otoczeniu 5-6 klasistę i trzeba mu coś podsunąć by zachęcać go do czytania.
Jeśli zaś starannie dobieracie swoje lektury bo i tak wszystkiego w życiu nie zdążycie przeczytać – tą pozycje możecie spokojnie zostawić dwunastolatkom i mnie waszemu niestrudzonemu eksploratorowi nurtu młodzieżowego (szczególnie tego z wątkiem kryminalnym :).