Sierecki Sławomir – Nocny reporter – Trzecia seta 86

  • Autor: Sierecki Sławomir
  • Tytuł: Nocny reporter
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
  • Seria: seria Konikiem Morskim
  • Rok wydania: 1972
  • Nakład: 50000
  • Recenzent: Ewa Adamczewska
  • Broń tej serii: Trzecia seta

DOJRZEWAJĄCYCH LATEM OWIEC I OWALNEGO BIUSTU

Sraczka to gwałtowne i niekontrolowane wydalanie, często w stanie nieprzetrawionym, wszystkiego, co człowiekowi wpadło w otwór gębowy poprzez otwór „przeciwstawny”.

Sraczka mózgowa to gwałtowne i niekontrolowane wydalanie wszystkich informacji, które kiedykolwiek człowiekowi wpadły do głowy, tudzież myśli, które powstały w jego umyśle. W tym przypadku organem wydalniczym jest otwór gębowy lub ręka przesuwająca pióro po papierze albo naciskająca klawisze maszyny do pisania ewentualnie komputera. W odróżnieniu od osobników cierpiących na sraczkę zwyczajną, którzy ze swą przypadłością kryją się w zaciszu toalet, osobnicy dotknięci sraczką mózgową swoje ekskrementy uwielbiają wystawiać na widok publiczny, a niektórzy, jak autor „Nocnego reportera”, za te ekshibicjonistyczne wyczyny pobierają jeszcze pieniądze.
Czegóż w tej niewielkiej książeczce (niecałe 170 stron małego formatu) nie ma? I rozważania na temat warsztatu pisarskiego (m.in. dlaczego łatwiej jest pisać powieść w trzeciej, a nie w pierwszej osobie), i roztrząsanie problemów młodzieżowego ruchu kontestacyjnego końca lat 60. w Polsce i na świecie, i przemyślenia autora w kwestii społecznych obowiązków dziennikarza i pisarza, i wywód o roli rodziny w kształtowaniu osobowości dziecka, i krótka historia kupieckich wypraw morskich, a nawet obszerna wypowiedź, włożona w usta szefowej domu mody „Klotylda”, o aspektach materialnych i duchowych zawodu modelki i jemu pokrewnych oraz roli reklamy w handlu odzieżą. Niestety, to jeszcze nie wszystko.
Alter ego Siereckiego, dziennikarz Maciej Sobień jest człowiekiem renesansu i zna się dosłownie na wszystkim. Czytelnik epatowany jest więc całą litanią nazwisk wybitnych pisarzy, kompozytorów i wykonawców jazzowych i bigbeatowych polskich i zagranicznych oraz głęboką wiedzą pana Maćka na temat tej muzyki, jej nurtów i związanych z nią wydarzeń (vide misterium w Woodstock i Isle of Wight). Przy tej okazji dowiadujemy się i o wojennej przeszłości Sobienia. Otóż zainteresował się on jazzem jako młody chłopak w… konspiracji! Na owych konspiracyjnych spotkaniach: „z taką samą ekstazą, z jaką wysłuchiwano informacji z frontu, słuchano tematów Irvinga Berlinga w big bandowej aranżacji.”
Fakt, iż akcja rozgrywa się w Trójmieście, a główny bohater pisuje do rubryki „Nocny reporter” w „Wieczorze Bałtyckim” jest dla autora pretekstem do uraczenia czytelników opisami nocnego życia Sopotu i Gdańska we wszystkich jego aspektach: knajpy, piwniczki jazzowe, dyskoteki ze słynnym Non Stopem, gdzie pląsa się w „psychodelicznym tańcu”, prywatki bananowej młodzieży, działalność półświatka, ale i dworce, i nocna praca portu, pogotowia ratunkowego, itp.
Siereckiemu udało się wcisnąć w swoją książkę również wątek erotyczno-miłosny. Główny bohater ma dziewczynę, modelkę młodszą ze dwadzieścia lat. Związek jest dość luźny, ale momentami, jak wynika z jednej sceny miłosnej, dość gorący.
Całość dodatkowo upstrzona jest różnymi ozdobnikami w rodzaju tekstów piosenek po polsku i w „lengłydżu”, przytoczonego w całości artykułu Sobienia, o potrzebie przeprowadzenia podwodnych prac archeologicznych w Jeziorze Zamkowym, omówienia konspektu zbioru jego reportaży oraz kilku wariantów konspektu książki o Sopocie, do której napisania przymierza się „prowincjonalny pisarz” Bardan.
Ale i to nie wszystko. W książce wydanej w serii z konikiem morskim powinien być przecież również wątek kryminalny. No i jest, a jakże, pojawia się, co jakiś czas w tym potoku rzadkiego g… (no może lepiej użyć „poprawnego politycznie” określenia) – pulpy, aby wypłynąć na powierzchnię w całej okazałości, jakieś 20 stron przed końcem. Konkretnie chodzi o przerzut do Szwecji 10 kg heroiny, przemyconej do Polski z Turcji. Padają trupy, coś ze cztery. Sobień współpracuje przy tej sprawie z kapitanem milicji Kalinowskim, co więcej, prowadzi śledztwo na własną rękę. I to właściwie dzielny dziennikarz rozwiązuje zagadkę. Wprawdzie kapitan gani go za ryzykanctwo i zabawę w Sherlocka Holmesa, ale redaktor Maciej odpowiada mu dumnie: „Nie była to zabawa, panie kapitanie. Było to normalne wykonywanie obowiązków służbowych, które w naszym zawodzie związane są zawsze z większym ryzykiem niż w waszym zawodzie. Wy macie przecież broń do dyspozycji, areszty, psy gończe, a jak trzeba – helikoptery. Nam zaś zawsze w ostatecznym rozrachunku zostaje do obrony długopis lub magnetofon.”
Tak więc wątek kryminalny wydaje się zmierzać do happy endu – przemyt narkotyków z Polski do Szwecji udaremniony, transport heroiny „zabezpieczony”, przestępcy w większości zapuszkowani, jeden z głównych mafiosów zaciukany przez szefa bandy. Wprawdzie sam szef uciekł, ale jak oświadczył kapitan Kalinowski: „Pościg jeszcze trwa, ale wątpię, aby udało mu się uciec.”
Jednak „przewrotny” autor w ostatnim zdaniu sugeruje, że główny bohater za chwilę padnie z ręki faceta od mokrej roboty, bo zapuszkowani przestępcy nie zdążyli odwołać zlecenia na wykończenie nocnego reportera. Niestety zlecenia na usunięcie autora, i to jeszcze przed tym zanim zabrał się do pisania swego „arcydzieła”, nikt nie wydał.
Wielbicielu kryminału, jeśli ta książka wpadnie ci w oko, nie bierz jej do ręki, a jeśli już weźmiesz – przed przeczytaniem spal! Oszczędzisz sobie wielu cierpień.

P.S. Może ktoś mi podpowie: czy biust ma owal? i czy owoce dojrzewają w Polsce wczesnym latem? Bo, wśród miliona innych, i takie informacje znalazłam w „Nocnym reporterze”.